A więc autorka pisze powieść, w której autor literatury z gatunku true crime pisze powieść o brutalnym morderstwie, popełnionym przez trzy nastolatki, w której zawiera fragmenty blogów, podkastów, listów i innych źródeł. Już na wstępie trudno się więc połapać, czy mamy do czynienia faktycznie z gatunkiem true crime, czy jest to czysta fikcja. Jakby tego było mało, nasz pisarz, będący zarazem narratorem, ma nieco zszarganą reputację… 

Wątkiem wiodącym Skruchy jest potworny czyn, którego dopuściły się trzy młode dziewczyny, a który, niestety we współczesnym świecie należy do kategorii rzeczy, które coraz mniej dziwią. I z tej książki dowiadujemy się czemu tak jest. Autor(ka) rekonstruuje życie tych bohaterek, ich relacje z rodziną, z rówieśnikami, to, czy były ousiderkami, czy były lubiane oraz oczywiście to, co działo się w ich życiu wirtualnym. Wiecie, nastoletniość to jest ten czas, do którego w życiu nie chciałabym wrócić, i to jest tu świetnie opisane. A jeszcze bycie nastoletnią dziewczyną, OMG: te grupy i grupki, podziały, na laski klasy A i B (lepszej i gorszej jakości, jak to ujęto w książce!), jak w jakimś apartheidzie, popularne i mniej popularne, ciągłe porównywanie, udawanie się, że się jest taką fajną laską, wdzięczenie do chłopaków, rozpaczliwe pragnienie akceptacji grupy rówieśniczej, no koszmar. Niestety dziewczyny są dużo gorsze pod tym względem od chłopaków, bo ci po prostu dadzą sobie w pysk, ale nie będą stosować przemocy psychicznej, takiej jak złośliwe czepianie się, obgadywanie, wyśmiewanie się, obrażanie się, ostracyzm (niektóre kobiety nigdy z tego nie wyrastają i to właśnie domeną kobiet jest złośliwe wbijanie szpil...). I często jest to właśnie tak, jak w przypadku jednej z bohaterek - nawet dokładnie nie wiadomo o co chodzi, czym zawiniłaś. Bo jesteś trochę inna…Kończy się osamotnieniem, depresją, zamykaniem się we własnym świecie, do którego nie wpuszczasz nikogo, bo rodzice oczywiście są od niego o mile świetlne. Dziś te nastolatki znajdują schronienie w internecie, w dziwnych, toksycznych miejscach, takich, jak w Skrusze. W powieści opisano internetowe fandomy rozwijające się wokół nastoletnich sprawców strzelanin w amerykańskich szkołach. Czczące tych morderców, robiące z nich bohaterów. Ja rozumiem, nastolatki nie błyszczą mądrością, ale serio, to kolejna cegiełka ściągająca ludzki rodzaj na dno głupoty. 

Osobne pudełko w tej pudełkowej, a jakże powieści to kwestia samej w sobie chorej fascynacji true crime. Po co czytamy takie historie i co to z nami robi? A po co ich autorzy je opisują? Czy z tego jest jakiś pożytek? Zresztą widzimy, że twórca tej opowieści też ma jej własną wersję bo, pragnie oddać prawdę emocjonalną i dla jej potrzeby co nieco nagina rzeczywistość - pytanie do czytelnika co o tym sądzi. Tu zawsze mi się przypomina casus Kapuścińskiego i jego koloryzowanie w “reportażach”. Albo jeszcze lepszy przykład - Michael Finkel, który został zupełnie omotany przez Christiana Longo przy pisaniu książki Złodziej tożsamości. Także nasz narrator może być przykładem takiego pogubionego pisarza, do czego przyczyniły się jego własne życiowe tragedie, przez co trudno było mi go surowo oceniać. 

Sama unikam true crime, ponieważ uważam, że mordercy i przestępcy zasługują na zapomnienie, a nie na promowanie. Niestety żyjemy w kulturze, która robi coś zgoła innego. Dziś wszystko, ale to dosłownie wszystko służy robieniu biznesu, i tak też dzieje się w Skrusze. Mamy książki, fandomy, podkasty (nawet jeśli nie są tak obrzydliwe jak te cytowane w książce), a nawet turystykę śladami zbrodni i morderców. Zatem czy autor treści typu true crime ponosi odpowiedzialność za kreowanie trendu na zbrodniarzy? Gonienia za sensacją i to w najgorszym jej wydaniu? A co ze zbrodniami inspirowanymi - przecież każda z tych nastolatek z fandomu zapewnia, że nie popiera i sama nie ma zamiaru popełnić żadnej zbrodni, a jednak wydarzenia temu przeczą... A jeśli tak, to czy w takim układzie dbałość o prawdę cokolwiek tu zmieni? 

Anyway, tak naprawdę nie chodzi więc o to, że nie wiadomo komu tu zaufać, bo prawda jest jedna, a każdy z tych bohaterów gada różne rzeczy, tylko o to właśnie, że nie ma jednej prawdy, że każda z tych osób ma własną wersję życia, własne powody, własne traumy, które spotkały się tego nieszczęśliwego wieczoru. Kto jest ofiarą, a kto dręczycielem? Czy można mówić tu o jakiejkolwiek skrusze? I czyjej? Znowu okazuje się, że zło jest banalne... Oczywiście to, co się koniec końców wydarzyło, to, że zginął człowiek, to nie jest kwestia interpretacji, tylko faktów.     

Mocno pokręcona jest ta powieść, bardziej w sensie narracyjnym, pokazywania różnych punktów widzenia - okazuje się, że udało się autorce zwieść wielu czytelników/czek, którzy dali się wpuścić w maliny odnośnie tego, kto tu jest autorem.. Podobała mi się ta wielopoziomowa konstrukcja, a także wydźwięk i mroczny klimat Skruchy, stanowiący mieszankę z jednej strony bardzo współczesnych i namacalnych problemów, a z drugiej dotykający jakiegoś pragnienia wyzwolenia się z nich, poprzez odwoływanie się do tego, co niewytłumaczalne. Znajdują się tu fragmenty o historii miasteczka Crow-on-sea, wywodzonej ze średniowiecza, nawiedzonych domach, próbach wywoływania duchów, a nawet nawiązania do dawnych polowań na czarownice. Ciut było dla mnie momentami za dużo takich nastoletnich dram i intryg, wiecie: ona powiedziała jej to, potem ona zrobiła to, i poszłyśmy tam, itd…także komentarze w fandomie - to było krindżowe acz obrazuje co dzieje się w internecie, w tych mrocznych jego zakątkach i co robimy w ukryciu. Zatem to powieść w sam raz na jesień, w klimatach Halloween. 

Metryczka: 
Gatunek: powieść 
Główne bohaterki: Joan, Angelica, Dolly, Violet 
Miejsce akcji: Wielka Brytania
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 480
Moja ocena: 5/6
 
Eliza Clark, Skrucha, Wydawnictwo Poznańskie, 2025


Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później