Złodziej tożsamości

Ten nienajnowszy już reportaż typu true crime odszukałam po obejrzeniu jego ekranizacji z Jamesem Franco i Jonahem Hillem w rolach głównych. Jest to historia osławionego mordercy Chrisa Longo oraz dziennikarza Michaela Finkela. Christian Longo został oskarżony o zamordowanie swojej rodziny: żony i trójki małych dzieci. Po dokonaniu tego czynu zbiegł do Meksyku, gdzie podawał się za … Michaela Finkela, wówczas dziennikarza New York Timesa. Finkel w owym czasie sam był na zakręcie, miał problemy zawodowe wskutek tego, że trochę nakłamał w jednym z artykułów i wyleciał z roboty... Kiedy dziennikarz dowiedział się o skradzionej mu tożsamości, zainteresował się całą sprawą i skontaktował z mordercą. To zaowocowało pomysłem na książkę, widzianą jako szansę na odbudowanie kariery i zszarganej reputacji. I tak zaczęła się ich dziwna relacja… Finkel jest również autorem reportażu Ostatni pustelnik, który bardzo mi się kiedyś spodobał. Autor ma świetne, potoczyste pióro oraz umiejętność takiego kreowania opowieści, że staje się ona niejednoznaczna, trudna do oceny, a co zatem angażująca emocjonalnie. Tak było z Ostatnim pustelnikiem, i tak jest ze Złodziejem tożsamości.

Historia ta zafascynowała mnie z kilku względów. Po pierwsze - tak jak pewnie każdego - nurtowało mnie pytanie “dlaczego”. Co popchnęło Longo do tak potwornego czynu? Mężczyzna był człowiekiem inteligentnym, wzbudzającym powszechną sympatię i zaufanie. Pobożnym (należał do świadków Jehowy)! “Normalnym” facetem, nie przejawiającym skłonności do przemocy, choć na swojej kartotece zebrał pokaźną ilość różnych drobnych przestępstw typu kradzieże i oszustwa. Ale przecież tacy ludzie z reguły nie posuwają się do morderstwa, nie są niebezpieczni. Co w takim razie siedziało w jego głowie? Czemu “po prostu” nie porzucił swojej rodziny, zamiast ją mordować? W więzieniu traktowano Longo jako tak niebezpiecznego, że trzymano go w kompletnej izolacji od innych więźniów. Zastanawiało mnie również to, dlaczego człowiek tak inteligentny i obrotny, nie radził sobie życiowo: nie potrafił znaleźć sobie porządnej pracy, wskutek czego znalazł się na równi pochyłej coraz większych kłopotów finansowych, zadłużenia i zatargów z prawem.  Przyszło mi też na myśl, że Longo miał idealną żonę, taką, o jakiej nadal marzy wielu dzisiejszych panów - potulną, wspierającą męża, nawet kiedy ten wpędzał rodzinę w coraz większe kłopoty - i jak jej się odpłacił?

Zrozumieć to usiłuje również Finkel. Wymienia z Longo długie listy, rozmawia z nim przez telefon, odwiedza w więzieniu… Chris Longo sprawiał wrażenie niewiniątka, ale okazało się, że potrafił zrobić wodę z mózgu nawet wytrawnemu dziennikarzowi. Autor opisuje, jak zaplątał się w sieć kłamstw Longo, oczywiście ulegając różnym typowym błędom poznawczym (świetnie pokazano to też w filmie). Takim, że instynktownie lepiej oceniamy kogoś, kto jest ładny, sympatyczny, wygadany. Łatwo nawiązujemy z nim więź. Jesteśmy skłonni go usprawiedliwić wnioskując po pozorach, gdyż: “nie wyglądał na mordercę” (a jak wygląda morderca?), “ktoś, kto napisał tak zabawny i taktowny list, nie mógł zrobić krzywdy swoim bliskim” (Ted Bundy też był miły i uroczy… Hannibal Lecter też… Do czasu). Co też Finkel w pewnym momencie sobie uświadamia i jest to dla niego jak kubeł zimnej wody na głowę. Rozmawiałem z Longo przez tyle godzin, przeczytałem tyle jego listów, a nadal go nie rozumiałem. Finkel zlecił nawet trójce psychologów sporządzenie profilu Longo. Wreszcie ta znajomość staje się dla pisarza bardzo niewygodna, właśnie dlatego, że umysł Longo wydaje się nieprzenikniony. Świadomość tego, co zrobił mężczyzna (mimo braku twardych dowodów, jego wina od początku w zasadzie nie budziła wątpliwości) sprawiała, że to było jak trzymanie “oswojonego” tygrysa w domu. Czy odważył*byś się stanąć do niego tyłem? Inne skojarzenie - Longo był jak pozornie spokojna, leniwa rzeka, skrywająca w sobie zdradliwe wiry. Czy, mimo bardzo przyjaznego nastawienia Longo, wpuścił*byś go do domu?

Nie, uświadomiłem sobie. (...) Jeśli jest winny, najwyraźniej ukrywa w sobie coś przerażająco agresywnego. Pozwolenie mu na grzebanie w życiu Jill było dla mnie nie do przyjęcia (...) Bo nawet jeśli on do końca życia pozostanie za kratkami, jego inteligencja umożliwi mu sięganie daleko poza mury więzienia.
Przywodzi to na myśl te wszystkie mrożące krew w żyłach historie o seryjnych mordercach, siedzących za kratami, a mimo to manipulujących ludźmi, a nawet dokonujących kolejnych zbrodni - za pośrednictwem swoich naśladowców i fanów. 

Podczas procesu (...) stwierdziłem, że im więcej się o nim dowiaduję, tym mniej znam jego prawdziwe oblicze. 
Sam autor oczywiście nie był bez winy, bo tak, jak Longo chciał wykorzystać Finkela do swoich celów, tak Finkel zamierzał to samo w stosunku do Longo. Trafiła kosa na kamień. Złodziej tożsamości jest więc historią skomplikowanej relacji, nacechowanej kłamstwami i manipulacjami, faustowskiego układu między pisarzem, a mordercą. W moim poczuciu to Finkel był bardziej naiwny, choć koniec końców to on wyszedł z tego jako zwycięzca - udało mu się osiągnąć swój cel tj. napisać o tym książkę. Tylko on sam wie, czym za to zapłacił. Chris Longo nadal siedzi, gdyż w Oregonie obowiązuje moratorium na karę śmierci. 

Złodziej tożsamości stanowi zarazem opowieść o samym autorze i jego spowiedź, dotyczącą utraty pracy i dziennikarskiej wiarygodności. Te dwa wątki się tu przeplatają, co stanowiło dla mnie dodatkowy atut, gdyż oba dotykają tajemnic ludzkiego umysłu: natury kłamstwa, kwestii zaufania, naginania faktów, tudzież opowiadania "własnej wersji historii". Robimy to wszyscy, ale zaufanie ma to do siebie, że raz nadwątlone jest bardzo odzyskać. Co bardziej sceptyczni czytelnicy zarzucają więc Finkelowi, że się "wybiela". Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień... moim zdaniem każdy ma prawo do poprawy swoich błędów i do bycia wysłuchanym.

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: Christian Longo
Miejsce akcji: USA
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 392
Moja ocena: 5/6
 
Michael Finkel, Złodziej tożsamości. Historia prawdziwa, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2015

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później