Nie czytaj tej książki, jeśli szukasz przewodnika lub ciekawostek o krajach Ameryki Południowej. Jeśli oczekujesz uporządkowanej, powkładanej w szufladki wiedzy. Książki z jasną "myślą przewodnią". I jeśli bieda, nierówności czy przemoc cię nie interesują, bo "to jest coś, co nas nie dotyczy", i nie lubisz za dużo myśleć o tym, jaka będzie przyszłość naszego świata. 

Najnowsza książka argentyńskiego pisarza, Martina Caparrosa to podróż do Ameryki Łacińskiej i po Ameryce Łacińskiej - nazwanej przez autora właśnie Nameryką. To kraje należące do hiszpańskiego kręgu kulturowego, dlatego reportaż ten nie obejmuje Brazylii. I autor zdecydował się na podróż przekrojową, tematyczną, a nie klasyczną, od kraju do kraju. Bo nie chodzi tu o opisanie każdego kraju z osobna, ale pokazanie ich wspólnej części, wspólnego DNA i wspólnych problemów. Caparros podkreśla, iż granice i narodowości, a co za tym idzie podziały - są tworem bardzo umownym, sztucznie narzuconym, co w szczególności tyczy się Ameryki Łacińskiej, gdzie przecież wyrosły one na bazie kultury jednego kraju, który dokonał ich kolonizacji. Książka ma ciekawy układ: rozdziały dotykające poszczególnych problemów przeplatają się z reportażami z różnych namerykańskich miast: Bogoty, Hawany, Buenos Aires, a nawet Miami, jako przyczółka Nameryki.  


I tak Caparros ukazuje nam Namerykę jako tę część świata, w której panują obecnie największe nierówności, pełną przemocy, dyskryminacji, pełną paradoksów. Kojarzącą się z gangami, kartelami narkotykowymi, zabójstwami kobiet. Współczesny Trzeci Świat. To kraina, która nie wydobyła się z przeszłości kolonialnej, polegającej na eksploatacji i przepływie bogactw do krajów Pierwszego Świata. Mimo wielu surowców i darów natury nie potrafiąca ich wykorzystać dla własnego rozwoju, a zamiast tego pogrążająca się w chaosie i biedzie. Wystarczy popatrzeć na to, co stało się w Wenezueli. To niewydolne państwa, oscylujące pomiędzy socjalizmem, ludowością, a wojskowymi reżimami. Państwa, które nie zapewniają należytej opieki zdrowotnej, edukacji, przyzwoitego poczucia bezpieczeństwa, transportu, więc ci, którzy mogą, korzystają z usług rynkowych: prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych, płatnych szkół, prywatnej ochrony i z własnego transportu.  

Jeśli Caparros pisze o Nameryce z miłością, to jest to miłość bardzo szorstka, pełna krytycyzmu. Mało jest w tej książce pozytywnych treści. Wytyka poczucie bycia ofiarą i przywiązanie do fałszywych obrazów o niewinnych rdzennych Amerykanach, podbitych przez złych Hiszpanów.*

Z otwartych żył Ameryki Łacińskiej płynął gorzki syrop, osładzając ci niedolę opowieściami o niesprawiedliwości, za którą winę zawsze ponoszą inni: ten gorzki syrop czucia się ofiarą.

Opisuje przepaści klasowe oraz pisze o współczesnej emigracji, która jest skutkiem tego, że “nie potrafiliśmy budować tak, żeby móc tu zostać”. Kiedyś do Ameryki Południowej się emigrowało, dziś z niej się ucieka. W kolejnych rozdziałach autor omawia właśnie kwestie emigracji, przemocy, narkotyków, nierówności społecznych, religijności. Caparros nie kryje się tu bynajmniej ze swoim światopoglądem, krytykując kapitalizm, wyzysk, czy Kościół katolicki.

Nameryka odziera ze złudzeń. W szczególności tych, że to wszystko dokądś zmierza… I tak Caparros o: 

- granicach

Granice to kolejna rzecz, która się nam sprzedaje jako wieczną, naturalną - jakby świat nie mógł bez nich istnieć. To fałsz - tak wyglądała większa część Ziemi przez większą część historii.
Przyzwyczajono nas do myślenia o tej jedności jako o gorsecie, który nam nałożono i który udało się nad zrzucić dzięki narodowym niepodległościom - to mityczny konstrukt, jak każdy inny.
Od dwustu lat w patriotycznym uniesieniu dążymy do zwalczania latynoamerykańskiej jedności, a potem żałujemy, że ona nie istnieje.

- rasizmie
Jesteśmy mieszanką: można by sądzić, że uczyni nas to tolerancyjnymi, ślepymi na kolor skóry. Przeciwnie: zdaje się, że różnorodność i wielość odcieni uczyniła nas szczególnie wrażliwymi na różnice, zrobiła z nas konkretnych rasistów.

- niewolnictwie
Kiedy umiera dziecko, radują się, bo dawniej twierdzono, że to dobrze, bo nie będzie niewolnikiem, nie  będzie mieć takiego życia, jak oni. Umrzeć znaczyło dla nich uwolnić się.
I dodaje, że chociaż nie są już niewolnikami, to dla wielu z nich życie wcale nie stało się łatwiejsze. Ponadto jak Bóg wcześniej zabierał dziecko do siebie, rodzice uznawali to za przywilej … (...)
I sądzę - teraz bez większych wątpliwości -  że wszystko, co mógłbym jeszcze powiedzieć o niewolnictwie, byłoby zbyteczne.
- emigracji
“Ci ludzie w większości przypadków uciekają od sytuacji ekstremalnych, obejmujących problemy od przemocy aż do skutków zmian klimatycznych, (...) dlatego nie można zakwalifikować tych migracji zwyczajnie jako ekonomicznych” (...) idea nieco odrzucająca, że jeśli migracja nie jest “zwyczajnie ekonomiczna” (...) wtedy jest legalna. Idea, że usprawiedliwia się igranie z życiem, żeby je zmienić, jeśli jest ono zagrożone, ale nie jeśli chcesz je poprawić: jeśli chcesz żyć, jak ci inni, których pokazują ci bez ustanku z telewizji.

Migrowanie to - jak powiedziano - rozwiązanie na czasy, które nie oferują żadnych rozwiązań.
 

- aspiracjach

Kiedyś trzeba będzie się zmierzyć z pytaniem, jak doszło do tego, że region dążący niegdyś do równościowej i sprawiedliwej przyszłości osiągnął taki stopień rezygnacji, że cieszymy się, iż kilka milionów ludzi przebiło się do najniższego poziomu klasy średniej. Ta obietnica, która jak niemal wszystkie, wygląda atrakcyjnie, kiedy patrzy się na nią z dystansu: z pustego domu bez wody, pracując na czarno i wychowując dziecko bez przyszłości. Ale z bliska może okazać się zgoła czymś innym.
- o własnym fachu
Moja żona twierdzi, że tracę wrażliwość, skoro mówię o tych rzeczach, jakby były normalne…Jeśli dalej tak będzie robił, zwraca się do niego, zostanie dziennikarzem.

I nie, wbrew pozorom, Caparros nie forsuje "marksistowskiej propagandy", gdyż wiele państw Latynoameryki to państwa wdrażające skrajnie lewicowe ideologie. I dzieje się w nich równie źle, jak w prawicowych reżimach. Nie chodzi tu o ideologię i o teorię, ale o mentalność oraz o praktykę - a w praktyce, wszędzie wygląda to podobnie. Dodatkowo w wielu miejscach rozważania Caparrosa wychodzą de facto poza Namerykę i stają się natury ogólnej. W szczególności dotyczy to końcowego rozdziału, traktującego o kryzysie demokracji, gdzie wszystko, co pisze autor można przyłożyć i do Polski, i do wielu innych krajów, gdyż kryzys demokracji jest globalny (tym bardziej, że w pewnym miejscu znajduje się przytyk i do nas, autor pisze, że Nameryka wcale nie jest gorsza od innych państw, np. Polski i Węgier, w których autorytarne rządy promują rasizm i zabobon**). I może największe wrażenie robi ten brak zainteresowania demokracją i to, że wsparcie reżimów autorytarnych jest tym większe, im młodsi są respondenci. Młodzi są w większym stopniu niż starzy skłonni do życia w dyktaturach - jeśli poprawiłoby to sytuację gospodarczą, powstrzymałoby przemoc i ograniczyłoby korupcję polityków. Może dlatego, że nie znają dyktatury: ignorancja po prostu (także w Polsce tak jest). 

Nie ma nic bardziej konserwatywnego, niż brak wyobraźni. (...)***

Autor rozczarował mnie tylko w punkcie dotyczącym dyskryminacji i przemocy wobec kobiet, bo poświęca temu bardzo mało miejsca, miksując ten temat z problematyką osób trans. Choć przecież kobietobójstwo to ogromny problem w krajach Ameryki Łacińskiej. Czyli: nawet jeśli autor ma progresywne, prospołeczne nastawienie, to nadal nie potrafił wyjść poza typową męską perspektywę, w której problemy kobiet stanowią ledwie przypis do innych, “ważniejszych” kwestii.

Zatem Nameryka jest bardziej o zjawiskach i to czasem w szerokim kontekście, wykraczających daleko poza kraje Ameryki Łacińskiej (wszak mamy globalizację) i potraktowanych w ogólny, abstrakcyjny sposób. Nie jest ta książka typowym reportażem, gdyż całe jej długie fragmenty stanowią rozważania autora, którym bliżej do publicystyki literackiej, a nawet chwilami do literatury pięknej. To nie są tylko gołe fakty. Caparros zresztą znany jest z mieszania gatunków, co też jest cechą reportażu latynoamerykańskiego (nazwanego dziobakiem literatury). Rozdziały o miastach nie wiem, czy nie były pisane odrębnie, gdyż ten o Caracas czytałam też w zbiorku reportaży latynoamerykańskich. Książka była pisana w trakcie pandemii i zmusiła autora do porzucenia innych projektów, wymagających podróży - i pewnie dlatego taka forma, i dlatego rozrosła się do dość monstrualnych rozmiarów. Chwilami jest mocno chaotyczna. Nie uświadczysz tu przypisów, czy bibliografii (już widzę te narzekania!), co tylko potęguje wrażenie, że Caparros po prostu przelał na papier swoje osobiste frustracje, spostrzeżenia i poglądy. Mnie nietypowa forma tej książki ujęła, chwytam ten vibe, w szczególności zaś to, że są to zdania bardzo jednak dające do myślenia i że autor kontestuje zastałe idee, podważa kulturowe mity, nie przystające już do dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości. Caparros zawsze jest na wojnie, zawsze kontra, niespokojny o to, co widzi, nad czym rozmyśla, co przynosi z zewnątrz i co pojawia się w jego wnętrzu. Jego cechami wrodzonymi są nieustępliwość i nonkonformizm - pisze o tym twórcy hiszpańska profesorka Maria Angulo Egea. Wbrew temu, co pisze ironicznie autor, nie wydaje się on zobojętniały na problemy, które opisuje, widać w tym jego niezgodę na to, co się dzieje. Według niego narasta w ludziach poczucie, że coś się musi zmienić, gdyż stary system, w którym pokładaliśmy tyle nadziei, po prostu przestał działać - tylko, że póki co nie wykrystalizowały się jeszcze idee, czym go zastąpić.

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: Ameryka Łacińska
Miejsce akcji: Ameryka Łacińska
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 720
Moja ocena: 5/6
 

Martin Caparros, Nameryka, Wydawnictwo Literackie, 2023

*Caparros nawiązuje tu do słynnej książki Otwarte żyły Ameryki Łacińskiej

**pisane to było w czasach rządów PiS 

***Wygramy, jeśli tylko potrafimy sobie wyobrazić inny świat i o niego walczyć - Anna Mazurek, Zwierzęta łowne

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później