15 sierpnia 1971 roku prezydent Stanów Zjednoczonych Richard Nixon ogłosił, że dolarów amerykańskich znajdujących się w rękach zagranicznych rządów nie będzie już można wymieniać na złoto - pozbywając się tym samym ostatnich pozostałości międzynarodowego standardu złota. (...) Czyniąc to, Nixon zapoczątkował erę płynnego kursu walut, która trwa do dziś.
Mówi się też, że w ten sposób pieniądz stał się fiducjarny, czyli funkcjonujący li tylko na bazie zaufania - przecież dzisiejszy pieniądz to głównie cyferki przepływające między komputerami…(In God We Trust). Na zaufaniu (mocno nadwyrężonym kryzysem 2008 roku) bazują również kredyty, obligacje i wszelakie dziwne instrumenty finansowe tworzone przez finansistów. Pieniądz tworzony “z niczego”, jak od dawna grzmią ekonomiści.

Wbrew pozorom Dług to nie jest książka o ekonomii. O pieniądzach i o historii pieniądza - tak, ale nie o ekonomii. David Graeber był antropologiem, głoszącym dosyć kontrowersyjne tezy: często zbaczał z utartych ścieżek, kwestionując przyjęte powszechnie prawdy i paradygmaty (lub ukazując je w innym świetle). Sam siebie nazwał sokratejskim gzem: za każdym razem, gdy pojawia się jakiś ambitny teoretyk, wygłaszający odważne generalizacje na temat życia politycznego, gospodarczego, czy rodzinnego istot ludzkich, za chwilę przychodzi antropolog i zauważa, że na ziemi Ognistej, w Burundi albo na Samoa są ludzie, którzy żyją zupełnie inaczej. To samo sprawia jednak, że antropolodzy jako jedyni mogą formułować uogólnienia, które mają pokrycie w rzeczywistości. Nie inaczej jest w Długu, w którym amerykański antropolog analizuje 5 tysięcy lat naszych dziejów, dochodząc do wniosków zgoła innych, niż te, których nas zawsze uczono. Autor podważa wygodny konsensus ekonomiczny, a także kilka obiegowych prawd, wydającym się nam oczywistych. I nie chodzi nawet o to, że już na samym początku pada przewrotne pytanie dlaczego właściwie długi należy spłacać - a co jeśli nie da się ich spłacić? Jak niby spłacony ma być dług publiczny jakiegoś kraju, idący w miliony dolarów?*

Pierwszą z tych prawd jest mit barteru, pojawiający się zawsze na początku opowieści o rozwoju ludzkości. Zwykliśmy myśleć, iż wyglądało to tak: najpierw był barter, potem ludzie wynaleźli pieniądz w postaci monet, potem monety zostały zastąpione przez banknoty (jako symbol monet i złota, będącego gwarantem wartości banknotów), a wreszcie wraz z systemami kredytowymi nastał pieniądz wirtualny. Tyle, że to nieprawda.

Na początku był dług. Graeber dowodzi, iż w naszych dziejach był najpierw pieniądz wirtualny (w postaci pożyczek, długów i ich zabezpieczeń), a okresy pieniądza wirtualnego przeplatały się z okresami pieniądza fizycznego. Pojawienie się gotówki było związane z wojnami i koniecznością opłacenia wojsk, gospodarka też oparła się na przemocy, w postaci niewolnictwa, poddaństwa za długi, pańszczyzny oraz grabieży. Graeber przyznaje, że antropologowie podważali mit barteru od lat, ale nikt nie słuchał… Kłopot tkwił w tym, że na potwierdzenie tej tezy brak namacalnych dowodów archeologicznych: monety zostawiają oczywiste ślady, rejestry kredytowe - niekoniecznie. Myślicie, że mit barteru przeszedł już do lamusa, jak miał na to nadzieję Graeber? Pudło. Spróbujcie w wyszukiwarkę wpisać: historia pieniądza lub czemu ludzie zrezygnowali z barteru.  

Historycznie (…) bezosobowe, komercyjne rynki zaczynają się od kradzieży. Powtarzanie w nieskończoność mitu barteru pełni funkcję magicznego zaklęcia i stanowi podstawowy sposób, za pomocą którego ekonomiści bronią się przed koniecznością stawienia czoła wstydliwemu dziedzictwu

W Długu Graeber pokazuje różne typy gospodarki i relacji społecznych, jakie występowały w historii naszej cywilizacji (gdyż “ekonomia” to pojęcie nowożytne). Co ważne, nie ogranicza się tylko do cywilizacji zachodniej, ale analizuje to, co działo się w Chinach, Indiach i na Bliskim Wschodzie (wszak to Mezopotamia była kolebką naszej cywilizacji i stamtąd pochodzą pierwsze doniesienia dotyczące transakcji i przepływów “finansowych”). W porównaniu do nich, Europa okazuje się, była bardzo zapóźniona. Jeśli chodzi o tytułowy dług, to jest on pojęciem wieloznacznym: może być on wszelakiego rodzaju zobowiązaniem (nie tylko finansowym), zarówno osób fizycznych, jak i prawnych oraz państw. Autor dużo miejsca poświęca rozważaniom o charakterze filozoficznym czy religijnym, zwracając uwagę na to, że historia gospodarcza jest zarazem historią moralności, i jest z takową ściśle powiązana. Ludzie nie są bowiem ściśle racjonalnymi, merkantylnymi jednostkami, co próbowali nam tyle czasu wmawiać ekonomiści.

Jeśli historia czegokolwiek uczy, to tego, że nie ma lepszego uzasadnienia stosunków opartych na przemocy, nadania im pozorów moralności, niż przedstawienie ich w kategoriach długu - przede wszystkim dlatego, że to ofiara sprawia wówczas wrażenie strony postępującej niewłaściwie.

Zatem widać, że jest to punkt widzenia antropologa, gdyż w książkach typowo ekonomicznych tego typu kwestii raczej nie znajdziemy. Naprawdę mogłabym długo pisać o tym, co znajduje się w Długu, nie ma na to miejsca. Wspomnę następujące “ciekawostki”:
- dług to grzech i to grzech pierworodny - dług wobec boga, że żyjemy, którego nie da się spłacić,
- wszyscy jesteśmy komunistami,
- rynek to nie to samo, co kapitalizm,
- współczesny kapitalizm czerpie z idei islamskich (słynna “niewidzialna ręka rynku”),
- zupełne inne podejście do rynku mieli Chińczycy, co z kolei oparte było na konfucjanizmie - co więcej, okazuje się, że obecny system gosp Chin jest niczym innym, jak kontynuacją tej tradycji (Chińczycy nie ukrywają, że konfucjanizm nadal jest podstawową filozofią w Państwie Środka).
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej - przeczytajcie Dług

Właśnie dlatego moralność oparta na długu jest moim zdaniem tak szkodliwa. Przymus finansowy stale - i wbrew naszej woli - próbuje nas bowiem sprowadzić do roli grabieżców przeszukujących świat w poszukiwaniu wszystkiego, co da się spieniężyć - aby następnie powiedzieć nam, że tylko ci, którzy są gotowi patrzeć na świat oczami szabrowników, zasługują na dostęp do zasobów niezbędnych, by móc dążyć do czegoś innego poza pieniądzem.
A co z nieprzedsiębiorczymi ubogimi? - zadaje pytanie Graeber, to samo pytanie, które i mnie nurtuje. Przypuszczalnie mogą iść do diabła.

Dla niektórych ta książka jest “niebezpieczna”. Dlaczego? Ano dlatego, że Graeber krytykuje kapitalizm, zwłaszcza ten w dzisiejszej neoliberalnej formie, kiedy to wszyscy zostaliśmy zmuszeni do zapitalania jak chomiki w kołowrotku. Wmówiono nam, że powinniśmy ciągle pracować/coś robić, gdyż nicnierobienie jest równoznaczne z lenistwem; stąd wysyp ludzi nieumiejących odpoczywać i odczuwających wyrzuty sumienia nawet z tego powodu, że śpią! Tymczasem szumne obietnice, że od tego będzie się nam żyć lepiej, nijak nie mają odbicia w rzeczywistości - w tym nowym rozdaniu nie przewidziano bowiem wzrostu płac…  A, jeszcze mówi się nam, że to dla naszego dobra i że dzięki temu mamy wolność (dość perwersyjnie rozumianą). W książce wyraźnie odbijają się lewicowe poglądy autora, był on także alterglobalistą i aktywistą, współtworzył ruch Occupy Wall Street.

Wymyślono dziesiątki nazw na określenie nowego rozdania, (...). Poza Stanami Zjednoczonymi ochrzczono je neoliberalizmem. W wymiarze ideologicznym oznaczało to, że nie tylko rynek, ale również kapitalizm (...) stały się zasadami organizującymi niemal wszystkie sfery życia. Wszyscy mieliśmy myśleć o sobie jak o małych korporacjach, zorganizowanych wokół relacji inwestora z kierownictwem: połączeniu zimnej, wyrachowanej kalkulacji żołnierza z bankierem, który wskutek zadłużenia porzucił resztki honoru i zmienił się w odartą z godności maszynę.
Dla wielu osób podważanie sensowności kapitalizmu może być nie do przyjęcia, gdyż jesteśmy tak osadzeni w kapitalizmie, że wydaje się nam niemożliwe, by z niego zrezygnować - mówi się, że największym sukcesem kapitalizmu jest wmówienie nam, że jest on najlepszym z możliwych systemów gospodarczych (wszyscy wiemy do czego prowadziły socjalizm i komunizm...). Kapitalizm był, jest i będzie - wydaje się nam. No, tylko że to też jest nieprawda. Widzimy, że pieniądz, ani też ekonomia oparta na wyzysku oraz fałszywie pojmowanej wolności wcale nie istniały od zawsze i wcale nie są one aż tak bardzo zakorzenione w naszym DNA. To  właśnie pojawienie się pieniędzy zepsuło świat i wydobyło z ludzi najgorsze cechy - pojawiły się wojny, chciwość, coraz coraz to większe grabienie planety. Zwolennicy kapitalizmu ripostują, że dzięki niemu żyje się nam lepiej. No nie, lepiej żyje się nam dzięki postępowi w nauce, który zarazem umożliwił rozwój kapitalizmu. Te procesy więc szły ze sobą w parze, ale nie ma dowodów, że kapitalizm implikował polepszenie warunków bytowych. Czy zatem nie zachodzi tu przypadek mylenia korelacji z przyczynowością? (David Landes pisze: Korzyści płynące z postępu wiedzy nie są równo rozdzielone, nawet w zamożnych państwach). Poza tym dziś nie pracujemy też już dziś tylko po to by przeżyć - ludzie chcą “coś mieć z życia” - a w oczach ekonomistów, besztających ludzi za zadłużanie się, jawi się to jako coś nagannego. Według nich powinniśmy oszczędzać, wydając tylko na to, co niezbędne, a zachcianki realizować tylko z ewentualnych nadwyżek. A wszystko to w świecie rozwiniętych systemów kredytowych, pożyczek, kart kredytowych, ofert typu PayPo, etc. - dzięki czemu właściwie kręci się współczesny świat**. Czyli jak zwykle - system usilnie pierze nam mózg, ale za wpadnięcie w jego szpony obwiniani jesteśmy wyłącznie my sami. Graeber bezlitośnie to punktuje:

Tkwi w tym głęboka obłuda. Wszystkie te dramaty moralne opierają się na założeniu, że dług osobisty wynika z nadmiaru umiaru, grzechu przeciwko najbliższym (...). Stawiając sprawy w ten sposób, tracimy z oczu fakt, że zadłużeni są teraz wszyscy (...) i że bardzo niewielką część tego długu nagromadzili ludzie, którzy nie potrafią powstrzymać się przed obstawianiem wyścigów konnych i kupowaniem błyskotek. Pieniądze z kredytów, które zostały zaciągnięte z myślą o tym, co ekonomiści nazywają wydatkami dyskrecjonalnymi, wydano głównie na dzieci, kontakty z przyjaciółmi lub podtrzymanie innych relacji międzyludzkich, które opierają się na czymś innym niż materialna kalkulacja. Trzeba się zadłużyć, aby mieć w życiu szansę na coś jeszcze oprócz przeżycia.          
(...) Większość zwykłych Amerykanów (...) zareagowała na to upartą odmową wyrzeczenia się wzajemnej miłości. W dalszym ciągu kupują domy swoim rodzinom, alkohol i sprzęt grający na imprezy, prezenty dla przyjaciół. (...) Najwyraźniej dochodzą do wniosku, że skoro mamy zamienić się w miniaturowych kapitalistów, to dlaczego im również nie miałoby przysługiwać prawo do stworzenia czegoś z niczego?  Nie należy przy tym przeceniać roli wydatków dyskrecjonalnych. Najważniejszą przyczyną bankructwa w Ameryce jest nagła i ciężka choroba.***  (...). Warto dodać, że przeżycie rzadko jest czymś, czym istoty ludzkie potrafiłyby się zadowolić. Nie ma zresztą powodu, abyśmy mieli to robić.                                                            
Dług jest pozycją wymagającą, ale niesamowicie poszerzającą horyzonty. Wiele poruszanych w nim tematów czy ich ujęć było dla mnie zupełnie nowych i zaskakujących (a zaskoczyć mnie czymkolwiek z historii jest trudno). Dobrze jest czytać takie książki, chociażby dlatego, by zyskać szerszą perspektywę na to, co nas spotyka. Wg. Graebera znajdujemy się obecnie w przełomowym, historycznym momencie (nigdy nie chciałam żyć w “ciekawych czasach”!), a cały ten kapitalistyczny system jest nie do utrzymania, chociażby z uwagi na wyeksploatowanie zasobów naturalnych i zniszczenie planety. No, a to ci nowina…

Gigantyczna maszyna dłużna, która przez pięć ostatnich wieków przekształcała coraz większy odsetek mieszkańców świata w ludzi o konstrukcji moralnej konkwistadorów, dobija do kresu swoich społecznych i ekologicznych możliwości.
Dobijając już do końca książki, zadałam sobie pytanie, jak autor wobec tego widzi przyszłość i czy według niego uda nam się jakoś wyjść z tej patowej dosyć sytuacji. Teoretycznie żyjemy w najlepszych możliwych czasach, i w epoce zaufania - co implikowałaby dominacja wirtualnego pieniądza - tylko, że jakby bez zaufania:
Epoka wirtualnego pieniądza [w której obecnie jesteśmy] powinna oznaczać odejście od wojny, budowy imperiów, niewolnictwa i poddaństwa za długi, w stronę szerszych instytucji, o globalnym zasięgu, chroniących dłużników. Do tej pory jednak mieliśmy do czynienia z procesem odwrotnym.
Niestety Graeber ucieka od odpowiedzi na to pytanie.

Dług to pierwsze moje spotkanie z tym autorem, ale na pewno nie ostatnie, gdyż Narodziny wszystkiego oraz słynna Praca bez sensu, już od dawna czekają w swojej kolejce. Bardzo ubolewam, że Graebera nie ma już wśród żyjących - zmarł w 2020 roku. Był to bardzo mądry człowiek, człowiek o postawie, którą bardzo cenię: zwracający uwagę na to, że to my kształtujemy rzeczywistość, a nie ona nas, i że wszystko, co wymyślił człowiek można zmienić. My zaś, uwikłani w system - tego nie widzimy (co ja mogę, nie mam na nic wpływu, to rządy i korporacje… ), co niewątpliwie jest sukcesem tych, którzy pociągają za sznurki. Jak pisze Graeber: Wygląda to trochę tak, jakby ludzie doszli do wniosku, że rozwój techniczny epoki i jej większa złożoność społeczna doprowadziły do redukcji, a nie poszerzenia zakresu dostępnych nam politycznych, społecznych i gospodarczych możliwości. Zamiast zachęcać do śmiałych wizji, zablokowały one możliwość wizjonerskiej polityki. A w obecnej chwili, w sytuacji nabrzmiewającego kryzysu, bardzo nam takich wizjonerów potrzeba.

Metryczka:
Gatunek: popularnonaukowa
Główny temat: dług i pieniądz
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: od początków cywilizacji do dzisiaj
Ilość stron: 637
Moja ocena: 6/6
 
David Graeber, Dług. Pierwsze pięć tysięcy lat, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2018

*Na okładce książki zamieszczono kwotę długu publicznego Polski, która cały czas się zwiększa..

** M.in. dlatego skargi dotyczące amoralności deficytu są tak głęboko nieuczciwe. Współczesny pieniądz w praktyce jest długiem rządu, co sprawia, że likwidacja deficytu miałaby katastrofalne skutki - komentuje Graeber. 

***w Polsce natomiast największe długi zaciąga się na kupno mieszkania..
 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później