Dlaczego narody przegrywają
A teoria ta jest w gruncie rzeczy bardzo prosta: państwa są ubogie nie dlatego, że predestynują ich do tego jakieś niezależne od nich czynniki (klimat, kultura, religia, etc.), ani też ignorancja, ale dlatego że ludzie sprawujący władzę podejmują decyzje powodujące ubóstwo kraju. [Jak kiedyś pisałam: jeśli w XXI wieku mając za sobą całą wiedzę naukową o tym, co dla ludzi dobre, a co nie, nadal nie wdrażamy tej wiedzy, a zamiast tego uciskamy i stosujemy przemoc, to jest to kwestia naszego WYBORU]. Rozwój gospodarczy zależny jest od stworzenia takiego państwa, w którym będą funkcjonować tzw. włączające instytucje polityczne, te zaś pociągają za sobą włączające instytucje gospodarcze. Między instytucjami gospodarczymi a politycznymi zachodzi silna synergia (gdyż to politycy ustalają “zasady gry”). Ponadto państwo musi być na tyle sprawne i zorganizowane, by być gwarantem prawa, porządku, a także niezbędnych usług publicznych (na które płacimy podatki). Chodzi o stworzenie warunków rozwoju wszystkim ludziom: nie ma dobrobytu bez wolności, przepływu informacji, edukacji, a także poczucia bezpieczeństwa, zarówno osobistego, jak i materialnego. To dopiero daje ludziom motywację do pracy, inwestowania w siebie, poszukiwania innowacji. Wydaje się to być bardzo oczywiste, prawda? Wszystko to jednak zależne jest od sposobu organizacji państwa: jeśli do partycypowania w rządzeniu (czyli w instytucjach politycznych) będą dopuszczani tylko nieliczni, to będą oni działać tak, by działać w swoim interesie i chronić swoje przywileje. Stworzą system z tzw. instytucjami wyzyskującymi - wyzyskującymi wielu, by bogacili się nieliczni. Jak zapytuje Zadie Smith: Czemuż to ziemia należy do czterystu rodzin, które rozmyślnie żenią się tylko między sobą?*
Instytucje wyzysku dają nieograniczoną władzę i tworząc wielkie nierówności dochodu ogromnie podbijają możliwą stawkę w grze politycznej. Ktokolwiek bowiem kontroluje państwo, staje się beneficjentem tej nadmiernej władzy i niesionego przez nią bogactwa.
Jeśli zaś władza zostanie poszerzona o inne grupy społeczne, ich interesy będą się ścierać, a gospodarka będzie stawać się coraz bardziej włączająca. Obydwa te modele działają na zasadzie samonapędzających się kół: gospodarka oparta o instytucje włączające - kół sukcesu, a wyzyskujące - błędnego koła wyzysku. Dzisiejsze kraje bogate/rozwinięte, to właśnie te, w których instytucje funkcjonują na zasadzie pluralizmu i koła sukcesu. Innymi słowy: demokracje.
Aby to zilustrować Acemoglu i Robinson podają przykłady wielu krajów, zarówno historycznych i współczesnych. Cesarstwo Rzymskie zaczęło się "staczać" w miarę, jak władza stawała się coraz bardziej autorytarna, toczyły się zaciekłe walki o władzę i rosło rozwarstwienie społeczne (mimo nadania w II wieku n.e. praw obywatelskich wszystkim poddanym Cesarstwa). To samo miało miejsce w przypadku Majów, Republiki Weneckiej, potężnych krajów kolonialnych Hiszpanii i Portugalii, w których
Wraz z tym, jak prawa własności stawały się coraz bardziej niepewne, a prawa gospodarcze obywateli były ograniczane w ślad za ich prawami politycznymi, wygasał też wzrost gospodarczy.
No dobrze, ale dlaczego w jednych krajach dochodzi do wypracowania systemu instytucji włączających, a w innych nie? Przecież dawniej prawie wszędzie rządzili bogacze, królowie, elity - nie mający żadnej motywacji, by do władzy dopuścić innych członków społeczeństwa. Bo opłacało się ich wyzyskiwać. A jednak w niektórych krajach do tego doszło - i tu też autorzy tłumaczą w jaki sposób. W miarę jak do władzy były włączane kolejne grupy społeczne, a wpływy grup uprzywilejowanych coraz bardziej ograniczane (nie bez walki rzecz jasna): chłopi, robotnicy, kobiety, osoby innych ras, system usuwał patologiczne stosunki gospodarcze, takie jak pańszczyzna, niewolnictwo, czy monopole. Z naszej współczesnej perspektywy wydaje się naturalne, że stało się to na Zachodzie, ale czy musiało tak być? Acemoglu i Robinson zwracają uwagę na to, że w tych procesach niejednokrotnie gra też rolę przypadek, w tym po prostu to, jacy ludzie rządzą. Przeciekawa jest tu analiza sytuacji w Cesarstwie Austro-Węgierskim.
Moim zdaniem ta teoria jest przekonująca, ale też spina się z innymi teoriami, m.in. tą Diamonda. Autorzy odnoszą się do nich krytycznie, ale w mojej opinii te teorie nie wykluczają się, tylko uzupełniają. Zgadzam się z autorami, że to, co pisze Diamond tłumaczy rozwój cywilizacji ze Wschodu na Zachód (i na tym też skupia się ten badacz), ale już średnio bogactwo i ubóstwo krajów współczesnych. Ale de facto obecna sytuacja gospodarcza ma swoje korzenie w przeszłości - w tym, jaki system instytucji został ukształtowany w danym kraju. Wiele państw nie potrafi się wyzwolić z kolonialnej przeszłości, albo tradycji rządów absolutnych (jak Rosja na przykład) - w takich krajach nowe władze powielają schemat z przeszłości. Trudno też odmówić wpływu religii na tworzenie się danego systemu gospodarczego - ma ona jak najbardziej wpływ na wyznawane wartości, na podtrzymywanie nierówności płciowych czy klasowych, na obstrukcję edukacji (co czynił Kościół przez całe wieki), a zatem wpływa - nawet jeśli pośrednio - na to, jakie instytucje polityczne i gospodarcze powstaną w danym kraju. Dobrym przykładem są kraje islamskie…
Notorycznie się dziś kłócimy, który ustrój jest lepszy, czy kapitalizm, czy socjalizm, udowadniamy, że socjalizm i komunizm był zły, bo prowadził do wypaczeń (tak jakby kapitalizm nie), ale teoria zaprezentowana w tej książce dowodzi, że tak naprawdę nie chodzi o to jaki -izm, tylko o to, by zbudować system inkluzywny, w którym wszyscy ludzie będą mieli poczucie, że mogą się rozwijać, realizować swoje marzenia, a tak długo, jak nie krzywdzą innych, nikt nie będzie im narzucać, jak mają żyć. Teoria ta de facto jest teorią tłumaczącą dlaczego najlepszym możliwym ustrojem jest demokracja. Bo instytucje włączające działają w demokracjach właśnie. Im bardziej ograniczone jest grono ludzi u władzy (jak we wszelkich ustrojach autorytarnych, oligarchiach, monarchiach), tym większe zagrożenie, że tworzone reguły życia będą odzwierciedlać tylko interesy tej elity, kosztem reszty społeczeństwa. W demokracji natomiast dzięki podziałowi władzy instytucje wzajemnie się kontrolują, by nie doszło do tego rodzaju nadużyć. Acemoglu i Robinson zadają oczywisty kłam tym, którzy uwierzyli w zwodniczy powab autokracji, posiłkując się nielicznymi krajami autokratycznymi, które rozwijają się dobrze (jak Chiny dziś**). Widuję takie opinie, kompletnie niezgodne z logiką, a też z prawdą historyczną. Nobliści piszą, że tak, rozwój gospodarczy jest możliwy i w takich krajach, ale będzie on krótkotrwały, gdyż uzależniony jest od eksploatacji surowców lub ludzi, a nie od postępu. Gospodarka oparta na przymusie jest bowiem nieinnowacyjna. Przykładem właśnie takiego kraju jest Argentyna:
w czasach I wojny światowej, Argentyna należała do najbogatszych krajów świata, potem jednak kraje Europy Zachodniej i Ameryki zaczęły ją doganiać i przeganiać, a w latach 70-tych i 80-tych XX wieku doszło prawie do rozpadu gospodarki argentyńskiej.
Pozycja jest przystępnie napisana, autorzy argumentują jasno i zrozumiale, całość jest spójna i naprawdę pozwala złożyć jasną wizję świata. Choć moim zdaniem dużo treści się tu powiela. Tzn. teza jest cały czas ta sama, dość prosta i tylko pokazywane są kolejne przykłady krajów, by ją zilustrować. W dużej mierze jest to pozycja historyczna, tak jak i zresztą książki Diamonda czy Landesa. Jednego tylko autorzy nie poruszyli: pokazali jak kraje przechodzą od systemu wyzyskującego do włączającego, ale co, jeśli dzieje się to w drugą stronę? A z tym niestety mamy dziś do czynienia, kiedy obserwujemy kryzys demokracji i przejmowanie władzy przez oligarchów, także w krajach, które były ostoją demokracji i zachodnich wartości (tak, o USA mowa). Czy czeka nas upadek gospodarczy i powrót do feudalizmu (czy też raczej technofeudalizmu)?
Gatunek: popularnonaukowa
*Zadie Smith, Oszustwo
**a szczegółowo o Chinach pisze Yasheng Huang w Zmierzchu Wschodu
*** Podobno są cztery rodzaje krajów: rozwinięte, rozwijające się, Japonia i
Argentyna - jak stwierdził inny noblista, Simon Kuznets
Komentarze
Prześlij komentarz