Trzeba przyznać, że twórcy filmu Konklawe mieli idealne wyczucie czasu. Obraz, wyświetlany był w kinach w ubiegłym roku, a niedawno pojawił się na VOD. I w ostatnim czasie podobno jego oglądalność wzrosła trzystukrotnie! Nic dziwnego - dziś rozpoczyna się kolejne konklawe w dziejach Kościoła, a to jest wydarzenie, które zawsze ekscytuje, pobudza wyobraźnię; ludzie z niecierpliwością czekają na jego wynik. I ja pokusiłam się więc ostatnio o jego obejrzenie. Powieść Roberta Harrisa, na kanwie której powstał, czytałam, ale było to dobrych kilka lat temu i przyznaję, że nic z niej nie pamiętałam, poza tym, ze mi się podobała (tak to jest, jak nie pisze się notek recenzyjnych). Chciałam ją sobie na szybko odświeżyć przed seansem, ale nie udało mi się jej póki co wypożyczyć z biblioteki (zgadnijcie czemu). Może i dobrze, bo film obejrzałam z czystą kartą. 

W filmie pokazano to, co wiernych najbardziej fascynuje: zamknięcie kardynałów w Kaplicy Sykstyńskiej, kolejne głosowania, zakulisowe rozgrywki i przetasowania, narady kardynałów, podczas których wychodzą kolejne bomby wyborcze, na wzór naszej afery mieszkaniowej kandydata Nawrockiego. Bomby wybuchają też na zewnątrz, w Rzymie, co podsyca nastroje wrogie muzułmanom, także wśród duchownych. Trzeba przyznać, że jest to oddane bardzo wiarygodnie i zgodnie z całym kościelnym protokołem. Ogromne wrażenie robi cała oprawa - scenografia, kostiumy, dekoracje - Watykan w pełnej krasie. W rolach głównych niezrównany Ralph Fiennes, grający swoją rolę dziekana Kolegium Elektorskiego bardzo oszczędnie, minimalistycznie, co mi się bardzo podobało, oraz Stanley Tucci  - tu akurat Tucci nie za bardzo pasował mi do roli duchownego, bo kojarzy mi się głównie z rolami gejów, ale w sumie, to jest całkiem zgodne z realiami, a biorąc pod uwagę, że Tucci gra kardynała-liberała, to wszystko składa się w spójną całość. Jedyną kobiecą rolę (siostry zakonnej, trzymającej pieczę nad zapleczem "kuchennym") powierzono Juliette Binoche. Grającego polskiego kardynała Jacka Komana natomiast w ogóle w filmie nie zauważyłam. Nota bene Ralph Fiennes w ostatnich latach przejął rolę M. w filmach o Bondzie, co też jest smaczkiem, bo działania jego bohatera w Konklawe trochę przypominają koordynowanie delikatnej operacji szpiegowskiej. I w końcu Robert Harris specjalizuje się w thrillerach szpiegowskich, tudzież politycznych, jakim też jest Konklawe. Mimo tego, film troszkę mnie znudził, bo jest mocno statyczny, a jego clue zasadza się na rozmowach, rozmowach i jeszcze raz rozmowach. Wynik głosowania jest do przewidzenia, jeśli weźmiemy pod uwagę zasadę budowania narracji czechowowskiego pistoletu. Domyśliłam się też tego, co będzie potem i kim okaże się nowy papież, może dlatego, że tak bardzo wpisuje się to w nasze szalone realia. Dobrze to Harris wymyślił i mimo wszystko niektórych może czekać niezły szok, a inni będą się zwijać ze śmiechu. Minusem takiego, a nie innego zakończenia jest to, że przyćmiewa ono to, co powinno być w wyborze papieża najważniejsze: wiarę i moralność. Jak to się mówi: przede wszystkim kompetencje. Obraz ten nie jest jednak w żadnym wypadku antykościelny, nie pokazuje Watykanu jako państwa przeżartego skandalami i problemami (o czym dobrze wiemy że tak jest) - raczej dobrze oddaje to, że nawet wysocy kościelni dostojnicy są tylko ludźmi i nie są doskonali. 


Rzecz jasna film (i książka) Konklawe, to fikcja, ale trzeba przyznać, że fikcja wyjątkowo zbliżona do aktualnej rzeczywistości - zmarły papież był reformatorem o lewicowych inklinacjach (o ile papież w ogóle może być "lewakiem"), zwolennikiem Kościoła ubogich, a walka o schedę po nim toczy się między konserwatystami, a gronem centro-lewicowym, w dużej mierze kardynałów mianowanych przez Franciszka. Tak w filmie, jak i w rzeczywistości dość mocna jest frakcja włoska - Kościów wszak od kilkudziesięciu lat nie miał papieża-Włocha, choć ja nie widzę żadnego powodu, by tak nie pozostało. W końcu Włosi zasiadali na tronie piotrowym przez całe stulecia; nie ma powodu, by ten naród faworyzować, skoro katolicy pochodzą z każdego zakątka świata. Jednym z faworytów wymienianych aktualnie w różnych "rankingach" jest Filipińczyk - w książce tajemniczy kardynał, pojawiający się znienacka na obradach pochodzi właśnie z Filipin (!), w filmie natomiast, chyba żeby podkręcić jego egzotykę przemianowano go na biskupa... Kabulu (czy w Afganistanie są w ogóle jacyś chrześcijanie???). Czy i pod tym względem Konklawe okaże się prorocze? Jako kontrprodukcję, pokazującą inny scenariusz oraz papieża szokującego swoimi poglądami, młodego, ale bardzo konserwatywnego, niczym dzisiejsi wyborcy Kofny, można przywołać serial sprzed kilku lat, Młody papież, z Judem Law w roli głównej. To byłby papież doskonale wpisujący się w światowe trendy, typu MAGA: Make Church Great Again, nieważne, że potem zostaną tylko zgliszcza. Czytałam różne analizy, według nich ta druga opcja jest mało prawdopodobna, ale wiemy też, że wybór papieża potrafi być zupełnym zaskoczeniem (takim był wybór Karola Wojtyły), więc jak będzie przekonamy się niebawem. 

Podsumowując, Konklawe to naprawdę dobry film, a także przepiękny, wysmakowany pod względem czysto wizualnym, i czystym sumieniem mogę go polecać, nie tylko dlatego, że idealnie wpisuje się w aktualne wydarzenia. 


Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później