Bogactwo i nędza narodów

Bogactwo i nędzę narodów Landesa można by zestawić ze Strzelbami, zarazkami, stalą Jareda Diamonda. Diamond zastanawia się, czemu nasza cywilizacja narodziła się na Bliskim Wschodzie i szła na zachód i czemu to Europejczycy podbili świat, Landes niejako kontynuuje te rozważania a propos rozwoju gospodarczego i bogactwa. Ta książka jest więc w dużej mierze historią kolonializmu, imperializmu i kapitalizmu. A ta uczy, że oparte były one głównie na przemocy, chciwości, grabieży i wyzysku. Na podboje do dalekich krain wysyłano często najgorszy element (poza misjonarzami naturalnie), nie oglądający się na moralność. Ta ostatnia z kolei była - w wypaczonej wersji - stosowana przez fanatycznych duchownych, nawracających kijem, a nie marchewką. 

Można zauważyć, iż Landes prezentuje dosyć klasyczny, punkt widzenia. Bez pracy nie ma kołaczy. Liczy się przedsiębiorczość, wytrwałość, oszczędność oraz perspektywa długoterminowa, wyrażająca się przecież w wyższości rozwoju przemysłowego i technologicznego nad czerpaniem z korzyści komparatywnych. Jeśli jesteś bogaczem, ale nie zapracowałeś na swój majątek, to majątek ten możesz szybko stracić. Dlatego Hiszpania upadła - bo miała za dużo pieniędzy (ale je ukradła, a potem szastała nimi bez opamiętania). Łatwo przyszło, łatwo poszło. Hiszpania miała jeszcze jeden problem. Landes wskazuje na obskurancką rolę nietolerancji religijnej - głównie katolicyzmu i islamu - hamujących kształcenie, przepływ myśli, innowacji, rozwój nauki. A bogactwo idzie w parze z postępem, nauką i technologią. Jednocześnie Landes nie ma złudzeń co do tego, że kraje podbito dlatego, że ich mieszkańcy byli mniej lotni (choć zapewne byli mniej zaawansowani technicznie), wybrakowani charakterologicznie, czy dlatego, że byli “barbarzyńcami” (w oczach Chińczyków np. barbarzyńcą był każdy cudzoziemiec). Cały świat dziś mierzy się z tym dziedzictwem. Kolonizatorzy nie mają się co tłumaczyć, jak to czynią potomkowie konkwistadorów, zaprzeczając ich okrucieństwom, lub stosując argumentację, że inni też mordowali - jak gdyby czyjeś występki mogły usprawiedliwić własne zbrodnie. Różnice są takie, że Hiszpanie grabili, a Holendrzy i Brytyjczycy woleli handlować. Z drugiej strony byłe państwa kolonialne lubią dziś zrzucać winę na swoją obecną sytuację na złych kolonialistów. Tkwią więc z resentymentach, zamiast wziąć się do roboty. Łatwo się pamięta, a tak trudno zapomina. Kolejna kwestia jest ta, czemu z państw, którym dawniej tak dobrze szło, tylko niektóre są nadal na szczycie, a inne zubożały lub straciły polityczne znaczenie. Wspomnieć tu można Hiszpanię, Portugalię, Holandię, ale też Chiny. 

Im więcej tego typu książek czytam, tym bardziej sceptyczna się staję, wobec wizji przedstawianych przez danego autora. Na ile to, co napisane nie jest przefiltrowane przez jego światopogląd, albo naznaczone modnymi obecnie trendami (antykolonializm)? Co zostało przemilczane? Pogląd prezentowany przez brytyjskiego uczonego jest klasyczny, co nie znaczy, że konserwatywny - teorie Adama Smitha Landes wrzuca do kategorii utopii. Historyk mocno podkreśla rolę czynników kulturowych i systemu wartości w rozwoju gospodarczym danych państw, którym - jak sam pisze - ekonomiści nie poświęcają uwagi, gdyż nie da się ich zmierzyć. A przecież nie da się bez nich opowiedzieć i zrozumieć historii ludzkości. To tak jak medycynie - nie da się uchwycić i zmierzyć stresu, ale to nie znaczy, że można go ignorować w diagnozowaniu człowieka. Inna sprawa, czy ta analiza kulturowa nie jest nazbyt stereotypowa (aczkolwiek skoro stereotyp dobrze wpasowuje się w teorię, to może nie jest zły?). Czy wyjaśnienie staje się mniej przekonujące lub mniej wartościowe dlatego, że jest oklepane?  Landes zresztą sam krytycznie przytacza opinie innych autorów, którzy głoszą teorie sprzeczne z mainstreamem i powszechnie znanymi faktami. Mogą wydawać się one naciągane, ale z drugiej strony - historycy mogą im kiedyś przyznać rację… Autor w tym wszystkim stara się zachować zdrowy rozsądek i obiektywizm, opierając się na faktach, a nie jakiejś ideologii. Pretensje o europocentryzm i obrażanie się, że to Europa podbiła świat? Ale tak było, niezależnie od tego, czy się nam to podoba, czy nie. Jednak to, że o tym mówimy - nie znaczy, że pochwalamy. 

Ta linia antyeuropocentryzmu jest po prostu antyitelektualna, a także sprzeczna z faktami. Ale jakże popularna (...) Nowi globaliści, którym nie podoba się wiadomość, chcą zabić posłańca, jak gdyby historia nie potoczyła się tak, jakby się potoczyła. Techniczne pierwszeństwo Zachodu to fakt. Powinno nam wszystkim zależeć na tym, by się dowiedzieć, dlaczego tak się stało, ponieważ może nam to pomóc w zrozumieniu dnia dzisiejszego i przewidywaniu przyszłości.
Też Landes nie zaprzecza, ale punktuje zbrodnie kolonizatorów, po równo wytyka wszystkim błędy i wypaczenia (Iberyjczykom fanatyzm religijny, Arabom to samo + dyskryminację kobiet, Chińczykom zadufanie i brak otwartości, Hindusom anarchię, a Amerykanom … w zasadzie nic). Zwraca uwagę, że wyzysk dotyczył kobiet w znacznie większym stopniu, niż mężczyzn - historyk wielokrotnie powtarza, iż to na barki kobiet zrzucono ciężką pracę, podczas gdy mężczyźni toczyli wojny, upijali się i kłócili.* Wyśmiewa de facto polityczną poprawność i wszelkiego rodzaju fikołki intelektualne, jak negowanie faktów i tworzenie niczym nie popartych alternatywnych teorii czy kulturowe przywłaszczenie:
Należy bezwzględnie odrzucić założenie, że ktoś z zewnątrz nie ma prawa się wypowiadać: że tylko muzułmanin może zrozumieć islam, tylko czarni rozumieją historię czarnych, studia kobiece są wyłącznie dla kobiet i tak dalej. Prowadzi to do separatyzmu i dialogu głuchych.
Wywód ten trochę kojarzy mi się z mędrcem, z pobłażliwością patrzącym na ekscesy młodszych i “głupszych”, odkrywających świat na nowo. Do klasycznego ujęcia należy również pochwała kapitalizmu - jako jedynego w zasadzie systemu, który może generować zyski i bogactwo (aczkolwiek lepiej, by ując go w jakieś karby, co jest rolą państwa). To jest takie przyjęcie, że rozwój i ciągłe dążenie do czegoś więcej jest samo w sobie dobre i jako takie nie podlega żadnej dyskusji. Brak tu refleksji odnośnie kosztów tegoż i pewnych granic wzrostu (w tym naturalnych) nie dostrzeganych przez apologetów kapitalizmu. Owszem, przepowiednie Malthusa okazały się błędne, gdyż ludzkość wynalazła nowe sposoby zwiększania wydajności w produkcji żywności - tylko, że zasadniczo to nic nie zmienia. Więcej żywności oznacza coraz więcej ludzi, więc to jest ciągłe gonienie króliczka, a planeta ma skończone zasoby. Tak samo w rozważaniach na temat przyczyn upadku lub spowolnienia gospodarczego danych krajów nie ma prostej konkluzji: tej, że nic nie rośnie bez końca. Po rozwoju zawsze przychodzi spadek, bo wyczerpały się zasoby, zmieniły się warunki, np. mentalność ludzi lub podaż pracy (dziś do tego typu prognoz rozwojowych należałoby dołożyć starzenie się społeczeństw). Historia pokazuje, że nic nie jest dane na zawsze. Dlatego jedne państwa traciły prymat, a inne przejmowały po nich pałeczkę. Landes dość obszernie analizuje sytuację Wielkiej Brytanii, która utraciła swoją pozycję na rzecz Stanów Zjednoczonych. A przecież dziś to imperialne Stany są w podobnej sytuacji konkurując z Chinami. Tymi samymi Chinami, które przez tyle czasu były biedne i zacofane, a których casus jest o tyle interesujący, że Chińczycy mieli to na własne życzenie: naród przekonany o swojej wyjątkowości, zamknął się na długie lata na rozwój. Wiele rzeczy wynaleźli wcześniej, niż Europejczycy, ale nie potrafili tego wykorzystać. Dziś Chiny w końcu to chyba zrozumiały, a podążają, co ciekawe drogą Japonii (jak wynika z tego, co z kolei  o Japonii pisze Landes - kto by pomyślał, że przed wojną Japonia kojarzyła się z tandetą??). Fragmenty dotyczące Chin są według mnie jednymi z najciekawszych w książce, bo też rzucają sporo światła na współczesną politykę Chin. 

Trzeba przyznać, że Landes kupił mnie stylem - autor stawia na wartką narrację, nie przypominającą w niczym suchego, akademickiego wywodu. Wyjątkowo mało tu dat i suchych faktów, autor oferuje syntezę, a nie analizę, dokładając do danych perspektywę psychologiczną i socjologiczną. Byłam tym stylem zachwycona, faktycznie - demon erudycji - przynajmniej na początku książki, kiedy pływamy po morzach i oceanach. Potem to wszystko siadło - pojawiła się rewolucja przemysłowa, maszyny, przędzalnie, banki, finanse, ekonomia i zaleciało nudą. Landes zdecydowanie lepiej wypada tam, gdzie pisze o historii, niż o ekonomii. W książce znaleźć można wiele naprawdę interesujących faktów i analiz dotyczących kultury oraz obyczajowości różnych narodów z całego świata. Pozycja nie zawiera żadnych prognoz na przyszłość, ale można się nad nimi zastanowić, skoro jesteśmy już wzbogaceni o wiedzę o tym, jak to było w przeszłości (i jak zmienił się świat przez te 20 lat, jakie minęły od pierwszego wydania książki). Jak konkluduje autor
Zyski z wymiany handlowej nie są równo rozłożone. Jak dowiodła historia, jedne kraje radzą sobie o wiele lepiej, niż inne. Podstawowa przyczyna leży w tym, że korzyść komparatywna nie jest taka sama dla wszystkich i że niektóre rodzaje działalności gospodarczej są bardziej lukratywne i produktywne. Wymagają większych zasobów i know-how, i powodują większe ich przyrosty, zarówno w danym kraju, jak i poza nim.
Poza tym: Niektórzy dochodzą do wniosku, ze łatwiej i przyjemniej jest brać niż wytwarzać. Od tej pokusy nie jest wolne żadne społeczeństwo, tylko trening moralny i czujność mogą ją pohamować.

W tym kontekście ciekawe jest, czy państwa arabskie, żyjące z ropy, podzielą los Hiszpanii, która przejadła swoje bogactwa (Arabia Saudyjska już się ocknęła i realizuje politykę odejścia od produkcji ropy na rzecz AI). 
 
Metryczka:
Gatunek: popularnonaukowa - historia, ekonomia
Główny temat: rozwój gospodarczy świata
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: -
Ilość stron: 736
Moja ocena: 5/6
 
David S. Landes, Bogactwo i nędza narodów. Dlaczego jedni są tak bogaci, a inni tak ubodzy, Wydawnictwo Muza, 2015 (wyd. 3).
 
*urocza jest ta historyjka o tym, jak w Azji Poł.-Wschodniej kobiety ścinały ryż nożykiem, po jednym kłosie, a nie sierpem. Miał to być hołd oddany “duchowi ryżu”, ale Landes ripostuje, że gdyby ryż zbierali mężczyźni, ducha uczczono by szybkim sierpem i symboliczną garścią ścinanych naraz łodyg.

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później