Wyzwolenie zwierząt

Jak już jesteśmy przy ekologicznej dystopii, to kontynuujmy ten temat, tym razem w lekturze znacznie cięższego kalibru. 

Znęcanie się nad słabszymi jest złe - każdy to przyzna, prawda? Tak, pod warunkiem, że tym słabszym jest człowiek, bo zwierząt to już nie dotyczy. Już jako małemu dziecku twierdzenia o tym, że zwierzęta “nic nie czują” wydawały mi się kompletnie absurdalne i nielogiczne - przecież gołym okiem widać, że tak nie jest. Dziwne, że ktokolwiek w ogóle mógł temu dawać wiarę (a historia ludzkości świadczy o tym, że dało temu wiarę wielu ludzi). Tak samo jak traktowanie zwierząt (nieludzkich) jak rzeczy i robienie z nimi okropnych rzeczy, z pozbawianiem życia włącznie, i to nie tylko dlatego, żeby się nimi pożywić, ale po prostu dlatego, że mamy takie widzimisię. Bo możemy. W jednej z recenzji powieści Maddaddam czytam (i chwytam się za głowę, jak można tę książkę tak opacznie zrozumieć): Zwierzęta niejednokrotnie stają się ważniejsze niż ludzie, współczesny "Derkacz" już wprowadza w życie swój plan ludobójstwa, pod ambitnymi, ekologicznymi hasłami do obrony planety przed jej najważniejszym mieszkańcem - człowiekiem. Aha, a kto powiedział, że człowiek jest “najważniejszym mieszkańcem naszej planety”? Sami sobie przyznaliśmy tę rolę i tę władzę nad innymi gatunkami, głosów sprzeciwu nie było, jako że ryby i inne nieludzkie stworzenia głosu nie mają… W swojej pysze już w starożytności postawiliśmy się w centrum wszechświata, przekonani, że wszystko, co istnieje jest “dla nas”, drzewa, ptaki, rzeki, nawet Słońce. Nawet Jezus nie był zbyt miłosierny wobec zwierząt. Chrześcijanie wolą wierzyć w anioły, niż przyznać, że zwierzę to istota czująca i ma do życia takie samo prawo, jak człowiek. A gdyby tak świnie napisały własną Biblię, jak myślicie, co by w niej było? Na pewno nie to, że człowiek jest “najważniejszy”. Geocentryzm odszedł do lamusa, ale w kwestii zwierząt nasze poglądy tkwią w epoce kamienia łupanego. Nie mam więc najmniejszych wątpliwości, że ludzie są szowinistami gatunkowymi - nie ma żadnego innego wytłumaczenia dlaczego tak beztrosko i bez skrupułów traktujemy inne zwierzęta tak, jak traktujemy. Jaka inna przyczyna mogłaby stać za powszechnie przecież akceptowanym poglądem, że dowolna ilość cierpienia zwierzęcia jest zawsze mniej ważna, niż najmniejsza ilość cierpienia człowieka?


Rasiści łamią zasadę równości, nadając w sytuacji konfliktu większe znaczenie interesom własnej rasy. Seksiści naruszają zasadę równości, faworyzując przedstawicieli własnej płci. Szowiniści gatunkowi przyznają interesom członków własnego gatunku pierwszeństwo przed ważniejszymi interesami istot innych gatunków. Schemat zawsze jest ten sam.

Nie żebym więc miała jakieś złudzenia odnośnie tego, jakim paskudnym gatunkiem jest człowiek. Zgadzam się z Singerem i nie trzeba mnie było do niczego przekonywać, ale chciałam przeczytać tę "biblię obrońców przyrody", klasykę gatunku już. Mam jeszcze dwie inne książki Singera, ale chciałam zacząć od tej. I muszę stwierdzić, że ta książka mnie przeczołgała, męczyłam się nad nią przeokrutnie, a jej lekturę odchorowałam - w dosłownym tego słowa znaczeniu. Autor skupia się tylko na dwóch aspektach - eksperymentach na zwierzętach i na przemysłowej hodowli - i już samo to jest straszne, a gdzie jeszcze inne rzeczy... I ktoś może powiedzieć nawet, że opis tych wszystkich drastycznych praktyk jest może niepotrzebny, ale z drugiej strony, czy same rozważania teoretyczne miałyby taką siłę rażenia? Wątpię. Najgorzej oczywiście jest w USA, gdzie mamy potężne lobby producentów mięsa i żadnych regulacji… Analogicznie jest zresztą z regulacjami dot. ochrony środowiska, AI, czy z epidemią opiatową - miliony cierpią tylko po to, żeby kilka osób mogło się na tym bogacić. Kobiety, niewolnicy, osoby niebiałe, LGBT - też słyszały kiedyś, że domaganie się jakichś praw, lub równych praw jest absurdalne - ale w końcu te prawa żeśmy wywalczyli. Problem polega na tym, że żadne zwierzę nie może stanąć i zaprotestować we własnej obronie, napisać własnego prawa, czy zastrajkować. Za to zwolennicy zabijania zwierząt, czy ich torturowania mają potężny lobbing. A najbardziej chyba jest mi wstyd za psychologów, przeprowadzających bezsensowne eksperymenty, po to, żeby “udowodnić” oczywiste oczywistości.

Psychologowie, pod wpływem doktryny behawiorystycznej, nakazującej mówić tylko o tym, co może zostać zaobserwowane, rozwinęli całą kolekcję terminów odnoszących się do bólu, lecz pozornie o nich niemówiących.
Psychologowie stoją wiec przed szczególnie dotkliwym dylematem: albo zwierzę nie jest do nas podobne (a wtedy nie ma powodu do eksperymentowania na nim), albo jest podobne (a wtedy nie należy dokonywać na nim eksperymentów, które wywoływałyby oburzenie, gdyby zostały przeprowadzone na człowieku)

Poza ww. rozdziałami opisujące drastyczne praktyki, jakim poddawane są nieludzkie zwierzęta, autor zamieszcza kilka rozdziałów natury nawet nie filozoficznej (bo wielkiej filozofii w tym nie ma), ile etycznej, z odwołaniami do myśli antycznej, chrześcijańskiej oraz Oświecenia, które ukształtowały nasze podejście do innych gatunków. To właśnie z chrześcijaństwa bierze się owa nieszczęsna pogarda. Wszystko, co pisze Singer jest logiczne, argumenty rozsądne, poparte danymi i po prostu nie widzę tam żadnego punktu, z którym można by się nie zgodzić. Autor zbija też argumenty mięsożerców. Do argumentów Singera w obronie zwierząt dodałabym jeszcze jedno: sami kręcimy znowu na siebie bat, bo im więcej zwierząt hodowlanych, tym większe prawdopodobieństwo wybuchu kolejnej pandemii. Naukowcy przed tym ostrzegają, ale jak zwykle nikt nie słucha. A potem będzie znowu obwinianie rządów i tworzenie spiskowej teorii dziejów o ludobójczym Derkaczu.

50 lat minęło od pierwszego wydania tej pozycji, a jest ona niestety cały czas aktualna, bo tak mało się zmienia w tej kwestii (dobrze jednak sięgnąć po najnowsze, uaktualnione wydanie, ze wstępem m.in. Harariego). Owszem, coś tam się robi, co chwilę podpisuję jakieś petycje, ale przecież fermy przemysłowe mają się dobrze i zapotrzebowanie na mięso globalnie wręcz rośnie. Mimo tego, że nie tylko powoduje to cierpienie zwierząt, ale i realnie zagraża naszej planecie, przyczyniając się do katastrofy klimatycznej. Prawda, branż, w których produkuje się coś ze zwierząt, albo wykorzystuje zwierzęta w jakichś sposób jest naprawdę ogrom, więc też trudno byłoby wszystko tak od razu odrzucić. Ale nierobienie niczego i argumenty w obronie tego stanu rzeczy to żałosne wymówki po to, byśmy mogli nadal zwierzęta wykorzystywać dla własnej wygody (Nie słyszałam jeszcze żadnego argumentu 'za", który byłby sensowny, no bo jak można sensownie uzasadnić torturowanie i zabijanie innych żywych istot?). Wiele osób swoją obojętność i przyzwolenie na ten proceder uzasadnia argumentami rodem sprzed kilku tysięcy lat… 

Ujawnia się tu wyraźnie ideologiczna natura uzasadnień eksploatacji zwierząt, a ideologia z istoty jest niemożliwa do obalenia. Jeśli zburzyć jej fundamenty, znajdą się nowe lub będzie trwać zawieszona w próżni, wbrew logicznemu odpowiednikowi prawa grawitacji. Właśnie z tym ostatnim mamy do czynienia w przypadku postawy wobec zwierząt. Współczesny obraz naszego miejsca we wszechświecie diametralnie różni się od wszystkich wcześniejszych, jakie przedstawialiśmy, a jednak nasze postępowanie wobec zwierząt w praktyce niewiele się zmieniło. Jeśli nawet nie wyłączamy ich już z kręgu wspólnoty moralnej, to pozostają na jej peryferiach. Ich interesy liczą się tylko wtedy, gdy nie kolidują z ludzkimi. Jeśli zaś pojawi się konflikt, nawet między trwającym całe życie cierpieniem zwierzęcia a kulinarnymi upodobaniami człowieka, interesy zwierząt przestają się liczyć. Wykształcone w przeszłości postawy moralne są zbyt głęboko zakorzenione w naszym myśleniu i działaniu, by mogła je zmienić wyłącznie wiedza o nas i o zwierzętach. 

Akurat kiedy byłam świeżo po lekturze Wyzwolenia zwierząt, w internetach pokazał się post pewnego, znanego ze swojego buractwa pana, w którym pisał on, że media lansują teraz “uczłowieczanie” zwierząt, a to “językowa manipulacja”, no bo pies nie “umiera”, tylko “zdycha”. Oczywiście od razu podniosła się fala oburzenia (i słusznie), a ludzie pisali, że oni kochają swoje zwierzęta, traktują je jak domowników, a ich odejście opłakują, więc przez gardło by im nie przeszło pogardliwe “zdechł”. No bo to jest pogardliwe - prawda? A we wspomnianym “uczłowieczaniu” chodzi o nadawanie podmiotowości istocie, którą zwyczajowo traktujemy jak przedmiot… Nie wiem, jak komuś może przeszkadzać lepsze traktowanie psa, ale pomyślałam sobie o czymś innym. Ta nasza miłość do zwierząt jest bardzo wybiórcza - ogranicza się do naszych pupili, czyli na ogół psów i kotów. Nie przeszkadza nam to zajadać się kotletami…  Dlaczego jedne gatunki traktujemy lepiej, a inne gorzej? Zresztą ten pogardliwy stosunek, wynikający z wielowiekowej tradycji, mamy nie tylko do zwierząt, ale ogólnie do całej przyrody, którą przecież bezlitośnie eksploatujemy. Doprowadziliśmy się już na krawędź upadku, katastrofa klimatyczna przyspiesza, a my nadal tkwimy w tym przekonaniu, że jesteśmy panami i władcami całej ziemi, z którą możemy robić, co się nam żywnie podoba. Że przyroda jest "dla nas". Osoby protestujące przeciwko temu, nadal zamiast ogólnospołecznego poparcia, doświadczają w najlepszym razie lekceważenia, w najgorszym hejtu, nazywane ekoterrorystami, ekoświrami, itp. Większym problemem jest dla nas oblanie jakiegoś pomnika farbą, niż to, że wymierają całe gatunki... A przecież my w tej chwili walczymy o przyszłość całej ludzkości, a nie tylko o interesy jakiejś jednej grupy społecznej! 

Wyzwolenie zwierząt może być książką, po której naprawdę zmieni się wam światopogląd (a mięso zacznie stawać w gardle) - o ile jesteście osobą o otwartym umyśle i wrażliwą na krzywdę innych istot. Mimo że tezy Singera są zgodne z moim światopoglądem, to lektura Wyzwolenia wyostrzyła mi obraz, pozwoliła, że pewne sprawy zobaczyłam wyraźniej. Nie oceniam, bo to nie jest książka do oceniania, tylko do głębokiego wzięcia sobie do serca.

Metryczka:
Gatunek: non-fiction? filozofia, etyka
Główni bohaterowie: zwierzęta
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: od starożytności do dzisiaj
Ilość stron: 408
Moja ocena: -
 
Peter Singer, Wyzwolenie zwierząt, Wydawnictwo Marginesy, 2018 (wznowienie)

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później