Strzelby, zarazki i stal

Czytałam już kilka pozycji dotyczących ewolucji człowieka, więc trochę spodziewałam się powtórki z rozrywki. Byłam jednak ciekawa, jak tę tematykę ujmuje Jared Diamond. Że akurat odświeżyłam sobie Sapiensa, przez lekturę powieści graficznej, mogłam sobie na bieżąco porównać Harariego i ww. wspomnianego Diamonda. Okazało się, że autor ten nie opisuje tak po prostu całego procesu ewolucji naszego gatunku, od małp po zaawansowane cywilizacje, lecz bardziej interesuje go to, dlaczego w pewnych rejonach świata ta ewolucja nastąpiła szybciej, a w innych wolniej. Skutkiem czego było podbicie jednych przez drugich i dominacja na całym świecie kultury przyniesionej z Eurazji. Przyznaję, że sama niejednokrotnie zadawałam sobie to pytanie, więc do lektury przystąpiłam z wielkim zaciekawieniem. Dlaczego to Europejczycy podbili Amerykę Północną, a nie na odwrót? A dlaczego Aborygeni w Australii do czasów nowożytnych nie wyszli poza prymitywny, łowiecko-zbieracki tryb życia?


Diamond w kolejnych rozdziałach analizuje takie aspekty rozwoju cywilizacji jak produkcja żywności, udomowienie zwierząt, a następnie narodziny pisma i techniki. Jak sugeruje tytuł, naukowiec największą wagę z punktu widzenia poszukiwania odpowiedzi na ww. pytanie, przywiązuje właśnie technice. Technika jednak, była kolejnym etapem rozwoju społeczeństw, nie mogącym nastąpić zanim nie został zaspokojone podstawowe potrzeby ludzi. Dopiero kiedy jesteśmy ogrzani, najedzeni i czujemy się bezpiecznie, zaczynamy myśleć o bardziej abstrakcyjnych sprawach… Zatem kiedy nastąpił ten moment, że ludzie nie musieli już poświęcać gros swojej egzystencji na poszukiwanie jedzenia, uwolnił się czas na inne rzeczy, w tym na kreatywność i wynalazczość. Ale też w prowadzeniu wojen i kolonizowaniu jednych ludów przez drugie, znacznie dopomogły nam wszelakie zarazki. Według Diamonda, wyjaśnienie przewagi jednych ludów nad innymi tkwi - jak to zawsze w życiu bywa - w zaistnieniu sprzyjających okoliczności. Ludy z Euroazji miały po prostu lepsze warunki, by się rozwijać, stąd nastąpiło to u nich szybciej, niż w innych częściach świata. Zatem kluczowe znaczenie miał tu czynnik geograficzny. Chcecie wiedzieć dokładnie dlaczego - poczytajcie Diamonda. W każdym razie, zachodzi tu to samo zjawisko, jak w przypadku pojedynczych jednostek, które już na starcie mają różne szanse życiowe. Miejsce przyjścia na świat, tak samo jak rodzina mają niebagatelne znaczenie dla tego, jak potoczą się losy danej osoby. Diamond zwraca również uwagę na to, że warunkiem zaistnienia wynalazczości są duże skupiska ludzi - po prostu im więcej ludzi, tym większe szanse na to, że wśród nich znajdą się jakieś kreatywne jednostki, a nie bez znaczenia pozostaje także przepływ idei między nimi. Zatem cywilizacja i postęp technologiczny to coś, co się autokatalizuje. Zarazem oznacza to, że małe i izolowane społeczności (np. wyspiarskie) nie mają szans na skok cywilizacyjny.

Jared Diamond skupia się w swojej pracy na takich bardzo namacalnych kwestiach, jak właśnie pożywienie, rozwój pisma czy produkcja broni. Jest to znacząca różnica w porównaniu z Hararim: nie ma w tej książce zbyt wiele o abstraktach i ideach, które de facto stanowią podwaliny ludzkiej cywilizacji. Poza tym autor, już na wstępie zaznacza, że będzie opowiadał o historii naszego gatunku na całym świecie, a zatem nie tak, jak większość naukowców, koncentrując się na naszym zachodnim wycinku. I to drugi, duży plus z mojego punktu widzenia. Co bardzo istotne, teoria Diamonda wyklucza wszelkie rasistowskie zapędy, tłumaczenie różnic w rozwoju cywilizacyjnym różnicami w zdolnościach intelektualnych czy charakterologicznych danych ludów i nacji. Wreszcie, autor pokazuje, iż w historii, jak we wszelkich innych naukach także istnieje jasny ciąg przyczynowo-skutkowy, choć oczywiście czasem miały miejsce też jednostkowe wydarzenia, które znacząco odmieniały bieg dziejów.

W porównaniu z Hararim, Diamond nie ma takiego lekkiego pióra, jest to pozycja bardziej wymagająca, jednak nieprzesadnie. Najmniej ciekawa moim zdaniem jest część ostatnia, gdzie Diamond za bardzo rozpisuje się o Austonezji i tamtejszych językach, co niewiele wnosi do tego, co już zostało uprzednio powiedziane. Miałam też wrażenie przegadania, powielania treści przez autora, kilkakrotnego powtarzania głównej tezy. No i trzeba pamiętać, że Strzelby, zarazki i stal to nie jest praca najnowsza, aczkolwiek chyba nic nie straciła na swojej aktualności, poza drobnymi fragmentami. Rzuca się to na przykład w oczy, kiedy mowa jest o Chinach i o tym, że we współczesnych Chinach została zahamowana kreatywność i przedsiębiorczość, w porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi. Ta sytuacja uległa już zmianie. Osobiście postrzegam jako chichot historii fakt, iż ludziom odbiło się czkawką wytrzebienie wielkich ssaków, co miało miejsce na wszystkich lądach, gdzie docierał nasz gatunek. Tak samo odbije się na nas to, co teraz wyprawiamy z przyrodą. Tylko, że kiedyś ludzie nie znali konsekwencji swoich działań, dziś zdajemy już sobie z nich sprawę…

Metryczka:
Gatunek: literatura popularnonaukowa
Główny bohater: ludzkość
Miejsce akcji: świat
Czas akcji: głównie czasy prehistoryczne
Ilość stron: 700
Moja ocena: 4,5/6
 
Jared Diamond, Strzelby, zarazki, stal, wyd. Zysk i S-ka, 2020

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później