Przywróceni
W zeszłym roku hitem telewizji HBO był serial, nakręcony na
podstawie książki Toma Perroty Pozostawieni. 2% ludzkości nagle
zniknęło w tajemniczy sposób, a pozostali muszą sobie poradzić z
tą stratą. Serial jakoś nie przypadł mi do gustu, jest nudnawy i
dosyć zagmatwany; nie wiadomo do końca o co w nim chodzi.
Wspominam o tym, bo powieść Przywróceni jest oparta na podobnym
pomyśle i te dwie książki mogą się mylić, nawet ze względu na
podobieństwo tytułów. Przez chwilę myślałam nawet, że to dalszy
ciąg Pozostawionych... U Jasona Motta mamy jeszcze bardziej fantastyczny (a
nawet zupełnie fantastyczny, bo niemożliwy) pomysł, że nagle z
zaświatów wracają ludzie zmarli. Nie jako zombie, ale jako zwykli
ludzie. Koordynacją tych powrotów
zajmuje się specjalne biuro, którego agent, pewnego dnia
przyprowadza do domu Harolda i Lucille ich 8-letniego synka, Jacoba.
Jacob utonął 50 lat temu... Harold i Lucille, choć już w
podeszłym wieku, przyjmują swojego zmartwychwstałego synka pod
swój dach. Wśród Przywróconych jest również rodzina zamordowana
w małej Arkadii kilkanaście lat temu, i której morderców nigdy
nie znaleziono. Nie wszyscy są jednak pozytywnie nastawieni do
Przywróconych: upatrują w nich diabelskiej siły, zwiastuna końca
świata. Nie wiadomo jak to możliwe, że zmarli powracają i
dlaczego tak się dzieje. Sytuacja zaognia się, kiedy na całym
świecie Przywróconych przybywa. Nie trzeba za bardzo się wysilać,
by wyobrazić sobie skutki takiej sytuacji: globalne przeludnienie,
katastrofa.
Powieść przepełniona jest tęsknotą za tymi, którzy
odeszli i nawet jeśli powrócili, to jednak nie są już tymi samymi
osobami. Są ich jakimiś marnymi fotokopiami, właściwie nie
wiadomo kim są.
Autor książki,
Jason Mott miał fantastyczny pomysł. Dosłownie i w przenośni.
Pomysł z olbrzymim potencjałem. Prosty, a zarazem nowatorski. Potencjalnych
problematycznych sytuacji do opisania mógłby tu być milion.
Ewentualny powrót kogoś,
kto zmarł niesie za sobą kolosalne implikacje. Nie tylko pozytywne. No bo: dawno pogrzebany i opłakany ojciec, mąż, kochanek staje
nagle w naszych drzwiach – i co teraz? Również konsekwencji – społecznych, politycznych,
demograficznych, ekonomicznych – w bród. Jak odnieść się do
rosnącej liczby ludzi na ziemi? Pole do popisu
ogromne i tego pisarz nie wykorzystał. Pokazał jedynie ułamek
problemu, skupił się na pojedynczej rodzinie, kilku głównych
bohaterach, nie odpowiadając na pytanie o skutki w skali globalnej.
Po
mocnym początku akcja w zasadzie zamiera i zapętla się:
bohaterowie powtarzają jedynie, że to nie może się dobrze
skończyć... Wszyscy to wiemy, ale oczekiwana katastrofa nie
następuje. Zatem pomysł dobry, ale za słabo rozwinięty – jakby
autor nie wiedział, jak wybrnąć z całej tej sytuacji. Jason Mott nawet nie
stawia tych wszystkich pytań, które mnie pojawiały się w trakcie
lektury. Dlaczego myśląc o potencjalnym powrocie umarłych z
zaświatów, zakładamy, że będą to tylko ci, których kochaliśmy? A co jeśliby powrócił ktoś, kogo odejście było potraktowane z
ulgą? Ci, którzy nam wyrządzili krzywdę? Albo przestępcy,
psychopaci, przywódcy totalitarnych państw?
Podobnie jak w Pozostawionych, autor mierzył się tu z ukazaniem różnych sposobów radzenia sobie z sytuacjami niewytłumaczalnymi. Zabrakło jednak bardziej wnikliwego wniknięcia w ludzką psychikę, pokazania w jaki sposób funkcjonuje ona w stanie zagrożenia, stresu, sytuacjach ekstremalnych – a gama możliwych zachowań jest przecież tu ogromna. Nieufność, strach, obawa, że nowi żywi zawłaszczą nasze terytoria życiowe – myślę, że te reakcje byłyby naturalne. I naturalne niestety byłoby budzenie się w ludziach najgorszych instynktów. Nie wiadomo również kim są Przywróceni: czy rzeczywiście są zwykłymi ludźmi, mającymi takie same potrzeby i uczucia, jak Prawdziwie Żywi. Między wierszami pojawiają się wzmianki, że jednak nie, widzimy, że osoby te zachowują się trochę jak marionetki, są zaskakująco bierni i powolni – lecz nigdzie nie znajdujemy szerszego wyjaśnienia tego zjawiska. Czy są lepsi, niż byli kiedyś, czy też stanowią dla innych ludzi jakieś zagrożenie? Postacie w książce są nie dosyć dobrze nakreślone, by się z nimi identyfikować. Poza tym uważam, że znacznie większe możliwości fabularne dawałoby obsadzenie w pierwszoplanowych rolach pastora i jego żony, a nie małżeństwa staruszków.
Podobnie jak w Pozostawionych, autor mierzył się tu z ukazaniem różnych sposobów radzenia sobie z sytuacjami niewytłumaczalnymi. Zabrakło jednak bardziej wnikliwego wniknięcia w ludzką psychikę, pokazania w jaki sposób funkcjonuje ona w stanie zagrożenia, stresu, sytuacjach ekstremalnych – a gama możliwych zachowań jest przecież tu ogromna. Nieufność, strach, obawa, że nowi żywi zawłaszczą nasze terytoria życiowe – myślę, że te reakcje byłyby naturalne. I naturalne niestety byłoby budzenie się w ludziach najgorszych instynktów. Nie wiadomo również kim są Przywróceni: czy rzeczywiście są zwykłymi ludźmi, mającymi takie same potrzeby i uczucia, jak Prawdziwie Żywi. Między wierszami pojawiają się wzmianki, że jednak nie, widzimy, że osoby te zachowują się trochę jak marionetki, są zaskakująco bierni i powolni – lecz nigdzie nie znajdujemy szerszego wyjaśnienia tego zjawiska. Czy są lepsi, niż byli kiedyś, czy też stanowią dla innych ludzi jakieś zagrożenie? Postacie w książce są nie dosyć dobrze nakreślone, by się z nimi identyfikować. Poza tym uważam, że znacznie większe możliwości fabularne dawałoby obsadzenie w pierwszoplanowych rolach pastora i jego żony, a nie małżeństwa staruszków.
Klimat książki przypominał mi czytany niegdyś Wiek cudów: również tu najważniejsze jest psychologiczne oddziaływanie zachodzących zmian na Prawdziwie żyjących, ale Przywróconym brakuje tej subtelności Wieku cudów. Brakuje im również napięcia, niepokoju, jaki powinniśmy odczuwać czytając o dziwnych, niewytłumaczalnych, sprzecznych z naturą wydarzeniach. Wydaje mi się, że Jasonowi Mott nie udało się uchwycić sedna tematu. Być może pisarz ugrzązł we własnych wspomnieniach i osobistych pragnieniach – o czym pisze w posłowiu. Zapomniał, że nie dla każdego powrót zmarłych bliskich byłby spełnieniem marzeń. Uważaj, czego sobie życzysz...
Gatunek: fantastyka
Główny bohater: Harold i Lucille
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 400
Moja ocena: 4/6Jason Mott, Przywróceni, Wyd. Harlequin Mira, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska
Wszystkie recenzje tej powiesci, które czytalam, byly podobne w opinii do Twojej. Moze ten temat jest po prostu zbyt pojemny?
OdpowiedzUsuńFaktycznie - i tu pojawia się pole do dyskusji: kiedy temat wydawałoby się, że dobry, wcale taki dobry nie jest, bo jest zbyt obszerny, wywołuje zbyt wiele kontrowersji, czy interpretacji
UsuńZgadzam się z Tobą, czegoś brakuje, bo pomysł bardzo dobry. Auta usprawiedliwia trochę wytłumaczenie, że książka miała swego rodzaju zadanie terapeutyczne - żegnał się w ten sposób ze swoją matką (tak przynajmniej zapamiętałam, że mówił o tym na końcu). Z rozmachu przeczytałam jeszcze trzy krótk opowiadania z Arkadii, z tego samego okresu, ale też niewiele nowego wniosły w temacie.
OdpowiedzUsuńP.S. "Wiekk cudów" był trochę przerażający - bo to właściwie mogłoby się stać ;)
Usuń