Wiecie, że na dziś przypada rocznica ostatniego całkowitego zaćmienia Słońca, jakie było widoczne w Polsce? 30 czerwca 1954 roku - ten epizod kończy powieść Ryszarda Antoniszczaka, vel Richarda Antoniusa, Czas beboka. Ale najpierw, w roku 1953, Katowice, po śmierci Stalina zmieniły swoją nazwę na Stalinogród. Na szczęście tylko na trzy lata. Inicjatorem tej zmiany był z pewnością jakiś zapalony komunista. W powieści  Antoniusa jest nim ojciec chłopca, będącego głównym bohaterem powieści. Pracuje on [ojciec, nie chłopiec] w aparacie partyjnym, prywatnie zaś usiłuje coś pisać, interesuje się polowaniami, a jego prawdziwą pasją są szachy. Pasję tę próbuje zaszczepić swojemu synowi - jest nawet pomysłodawcą zbudowania w pobliskim parku betonowych szachów. Tudzież optuje za stworzeniem na Śląsku planetarium, co poniekąd jest zgodne z faktami. Żona zajmuje się w domu "babskimi sprawami".

Czas beboka okazał się niestety dla mnie kolejnym sporym rozczarowaniem. Zwłaszcza, że sama prosiłam panią bibliotekarkę o jej zakup do naszej filii. Po pierwsze, książka jest nudna. Nie dzieje się w niej nic ciekawego. Jej fabuła składa się z opisów prozaicznych rzeczy (takich jak domowe meble) i czynności oraz dialogów o (za przeproszeniem) d... Maryni. Ojciec Adama cały czas rozprawia o doniosłej roli partii, Stalinie, innych towarzyszach oraz krzewieniu socjalizmu. Matka Adama jest osobą rozsądną, ale kompletnie przez męża stłamszoną. Bohaterowie piją herbatę, jedzą obiad, wspominają o ocenach Adasia w szkole, zastanawiają się nad wyjazdem na wakacje.  Matka szyje, ojciec spisuje notatki na maszynie, dziecko przebywa we własnym świecie wyobraźni. Adam to chłopiec w bliżej nie określonym (szkolnym) wieku, który wszystkiego się boi. Wydaje mu się, że kredens do niego przemawia, a skóra dzika ożywa. Ciągle podsłuchuje rodziców. W szkole, do której chodzi dzieje się zasadniczo to, co dzieje się w szkole; chłopiec ma tylko jednego kolegę, nie bawi się nawet na podwórku, większość czasu spędza w domu. Jest tu trochę wspomnień wojennych, świeżych jeszcze oraz trochę dziecięcych fantazji głównego bohatera, do czego nawiązuje tytuł: bebok to stwór straszący dzieci. I tak cały czas. Dużo słów o niczym. Antonius powtarza w kółko te same motywy: kredens, szachy, skóra dzika, padający deszcz, kłótnie rodziców, dziwny amulet. Niekwestionowanymi bohaterkami drugiego planu są... muchy, o których autor wspomina z upodobaniem na co drugiej stronie. Jakąś plagę w tych Katowicach, tfu, Stalinogrodzie, mieli? Tę rutynę dnia codziennego tak naprawdę przerywa coś dopiero w połowie książki (czyli w okolicach 350 strony), tylko że... No właśnie. Ktoś porównał Czas beboka do Bułhakowa. No i w powieści tej rzeczywiście pojawiają się osobniki jakby nie z tego świata, dysponujące specjalnymi mocami. Antonius stara się wprowadzić elementy magii i fantastyki. Jest też nawiązanie do Jezusa Chrystusa, podobnie jak w Mistrzu i Małgorzacie są fragmenty o Jezusie i Piłacie. Jest nawet dziwny bal. Rozumiem, że można się Bułhakowem inspirować, ale to jak dla mnie jest to inspiracja zbyt dosłowna. Autor zerżnął po prostu motywy od rosyjskiego pisarza i stworzył podróbkę (kiepską) Mistrza i Małgorzaty. Przy czym o ile w Mistrzu i Małgorzacie dużo się dzieje i jest to zabawne, to w Czasie beboka akcja smętnie się snuje (o ile można mówić tu o jakiejś akcji), a jej przesłanie jest nieczytelne.  Ileż można czytać o kredensie i o tajemniczych personach w parku, rozmawiających o równie tajemniczych sprawach. Nawet scenę, która mogłaby być oryginalna, pisarz pogrąża, bo po prostu nie wie, kiedy przestać... ciągnie się to i ciągnie, jak ciompa (za przeproszeniem). Niektóre fragmenty z nudów po prostu opuszczałam. 

Największe jednak moje rozczarowanie dotyczy kwestii, z którą wiązałam największe oczekiwania. Mianowicie tego, że akcja powieści została umiejscowiona na Śląsku, w Katowicach. Tyle tylko, że w Czasie beboka poza tym, że mówi się o tym, że jesteśmy w Katowicach, nie ma żadnych odniesień do tego miasta. Żadnych opisów ulic (nie pada ani jedna nazwa), budynków, charakterystycznych miejsc. Zero atmosfery, miasto jest zupełnie anonimowe, nie wiemy nawet gdzie mieszkają bohaterowie. W opisie powieści czytamy: Jedenastoletni* Adam przemierza ponure ulice przemysłowych Katowic. Otóż nie przemierza (jeśli już, to biega po parku) i nigdzie nie ma mowy, że są to ulice ponure - ten opis jest po prostu odzwierciedleniem klasycznego stereotypu na temat Śląska. Zresztą większość fabuły rozgrywa się w domu, w czterech ścianach. Więc moje nadzieje na to, że dowiem się, jak wyglądało moje miasto 60 lat temu okazały się płonne... Czy autor w ogóle w Katowicach był, zrobił jakiś research? Jasne, stolica Śląska to nie metropolia, ale też nie wieś z dwoma uliczkami. Brak też w Czasie beboka oddania charakteru Śląska (poza pisaniem o tym, że są tu kopalnie) - jakichś tradycji, obyczajów - postaci w książce nawet  nie mówią gwarą, wtrącają tylko od czasu do czasu jakieś słówko, typu jerona albo ajnfart, a ulubionym śląskim słowem autora jest ciompa. To pójście po linii najmniejszego oporu. Nawiasem mówiąc niektóre z tych zwrotów są błędne. Nawet najlepszy kolega Adasia nie jest Ślązakiem, a... pół-Rosjaninem, przybyłym do Katowic na tej samej zasadzie, co rodzina bohatera. Równie dobrze mogłoby to wszystko dziać się w Suwałkach, albo w Pcimiu. W sumie nic dziwnego, skoro bohaterowie książki nie są rodowitymi Ślązakami (i jak widać nie zadają się z takimi), a przyjechali do Katowic z Nowego Sącza (i marzą o tym, by przenieść się do Krakowa). Podobnie zresztą jak autor - pochodzący z Sądecczyzny (a obecnie mieszkający w Szwecji), którego echa dzieciństwa pewnie pobrzmiewają na kartach Czasu beboka. Zastanawiałam się, jak pisarz, który nie jest Ślązakiem napisze o Katowicach - no i dostałam odpowiedź - nijak. Co więcej, w powieści nawet nie ma specjalnej atmosfery PRL-u - jasne słyszymy cały czas komunistyczne hasła, ale bohaterom niczego nie brakuje, nie odczuwają biedy, czy siermiężności. A przecież akcja Czasu beboka rozgrywa się w okresie głębokiego stalinizmu. Dla Adama PRL to pochody pierwszomajowe i podziwianie orderów przywódców państw bloku wschodniego, dla jego ojca - trampolina do kariery. Cała groza tego czasu została przerobiona na akcenty humorystyczne, co skądinąd jest pomysłem zaczerpniętym tyleż z Bułhakowa, co z Barei.

Nie wspominam już o tym, jak irytowało mnie notoryczne nazywanie dziecka "smarkiem".

Takie tam fandzolenie.

Gatunek: powieść obyczajowo-historyczna
Główny bohater: Adam
Miejsce akcji: Katowice/Stalinogród
Czas akcji: 1953-54 rok
Ilość stron: 729
Moja ocena:  3/6

Richard A. Antonius, Czas beboka, Wyd. Muza, 2015

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska 

*Nigdzie w książce nie natknęłam się na informację, ile lat ma Adaś. Sam autor twierdzi, że 9, co by potwierdzała informacja do której klasy chodzi dziecko.

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później