Ilekroć sięgam po literaturę rodem z Hiszpanii, odnoszę wrażenie, że jej autorom wcale nie zależy na napisaniu ciekawej historii, tylko na tym, żeby tę historię udziwnić. W powieściach tych roi się od antypatycznych bohaterów, często ludzi zupełnie przeciętnych, którzy wydają się nie mieć żadnych uczuć wyższych, marzeń, ani celów, a kierują się jedynie własnym interesem lub niskimi instynktami. Postaci te są mi kompletnie obce, ich postępowanie niezrozumiałe, a ich losy zupełnie obojętne; powieści te odbieram, jako sztuczne i niewiarygodne. W dodatku roztaczają one przygnębiającą aurę, tak, jakby wszyscy Hiszpanie cierpieli na zbiorową depresję. Co jest? Tak było z Zafonem, z Mendozą, z Clarą Sanchez, a nawet ze Złudą, uważaną za klasykę powieści hiszpańskiej. Dość wspomnieć, że w tej ostatniej występuje motyw przemocy domowej, której bohaterka zupełnie obojętnie się przygląda, tak, jakby to była rzecz najnormalniejsza pod słońcem. I tak jest z Jaśnie panem, pierwszą uznaną powieścią Jaume Cabre. 

Tytułowy bohater jest przedstawicielem barcelońskiej XVIII-wiecznej śmietanki towarzyskiej, prezesem Trybunału Królewskiego, sędzią, bynajmniej nie kryształowego charakteru, skrywającym mroczny sekret. Doskonale opanował labirynty władzy, jest lawirantem pierwszej klasy. By ratować samego siebie oraz swoją reputację, nadmuchaną jeszcze przez spore ego, bez mrugnięcia okiem rujnuje życie kilku innym osobom. Wyrzuty sumienia jaśnie pana dotyczą jedynie tego, że gdyby cała sprawa się wydała, to jego wygodne życie zostałoby doszczętnie zrujnowane... Zarazem inni bohaterowie wcale nie są lepsi - i postawieni w sytuacji don Rafela, zapewne postąpiliby tak samo. Książka ta na pewno nie jest kryminałem: owszem mamy w niej morderstwo, lecz nie każda książka, w której pojawia się trup, musi być kryminałem. Na takiej samej zasadzie moglibyśmy do kryminału sprowadzić Zbrodnię i karę. W Jaśnie panu nie ma żadnego dochodzenia do prawdy, śledztwa, bo nikt szczególnie tą prawdą nie jest zainteresowany. Sprawa zamordowanej śpiewaczki schodzi kompletnie na drugi plan, liczy się nie zbrodnia, ale jej konsekwencje, i to nawet nie dla samego oskarżonego, ale dla don Rafela. Można by rzec, iż prawdziwą zbrodnią jest tu niesłuszne oskarżenie o popełnienie morderstwa, a tragikomiczny przypadek człowieka, będącego owym kozłem ofiarnym, kojarzy się z przypadkiem hrabiego Monte Christo. W gruncie rzecz Jaśnie pan jest satyrą na wyższe sfery (historyczne, nie wiem, czy przekłada się to na współczesność), pochłonięte głównie romansami (lub raczej należałoby powiedzieć - sekscesami), a także od czasu do czasu balami, mszami i działalnością dobroczynną. Cabre ciągle do tego wraca, stanowi to gros treści książki. Autor bawi się długimi nazwiskami, tytułami, stanowiskami, wskazywaniem na układy i układziki, wyśmiewaniem stylu życia bohaterów, ich rozlicznych przywar, łóżkowych przygód, korupcji, bigoterii i hipokryzji. Barcelońskie władze są zupełnie zdeprawowane, cała ta śmietanka towarzyska jest przeżarta zgnilizną. Sprawiedliwość jest jedynie pustym słowem. Zapewne nie bez przyczyny cała Barcelona tonie we mgle i deszczowej aurze - w czym Jaśnie pan przypomina  mroczne powieści Zafona.

Znajdziemy w Jaśnie panu elementy groteski, czarnego humoru oraz nawet wulgaryzmy. Widać w tym już kształtujący się charakterystyczny styl Cabre, można się tym bawić, podobnie jak autor, interesująca jest kompozycja powieści, ale kłopot w tym, że perypetie bohaterów w ogóle nie angażują czytelnika. Jest tu więcej słów, niż wydarzeń i odnosiłam wrażenie - jak napisałam powyżej, że dla autora ta gra słowami jest ważniejsza, niż opowiedzenie ciekawej historii. Zupełnie nie potrafiłam się w tej powieści odnaleźć, miałam poczucie, że mnie to nie dotyczy. Tak naprawdę Jaśnie pan nabiera rozpędu dopiero w trzeciej, ostatniej części - dopiero tu pisarz rozkręca jakąś intrygę, reszta książki ukazuje tło obyczajowo-historyczne. Zatem książka ciekawa pod względem stylistycznym i literackim, na pewno spodoba się też fanom Cabre, ale jako lektura, która ma intrygować czytelnika i wzbudzać w nim emocje - moim zdaniem Jaśnie pan średnio się sprawdza.

Gatunek: powieść historyczna
Główny bohater: don Rafel Masso
Miejsce akcji: Barcelona
Czas akcji: 1799 rok
Ilość stron: 442
Cytat:  sytuacje są po to, by je wykorzystać, a urzędy po to, by coś nich wycisnąć
Moja ocena:  4/6

Jaume Cabre, Jaśnie pan, Wyd. Marginesy, 2015

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska 

Komentarze

  1. Bardzo trafnie diagnozujesz stan hiszpanskiego psyche. Ale myslę, ze to samo mozna by powiedziec o wielu polskich autorach, a to oznacza, ze dyktatura, zarówno z prawa jak i z lewa, wplywa bardzo negatywnie na postrzeganie rzeczywistosci. Co do "Zludy" Laforet, to nie nalezy zapominac, ze jest to powiesc napisana za raz po Wojnie Domowej, i ze jest krytyką ówczesnego spoleczenstwa, gdzie agresja wobec innych byla na porządku dziennym. Dopóki nie postudiowalam trochę historii cenzury, dziwilam się, jak to w ogóle przez nią przeszlo. Dzis natomiast dziwię się niezmiernie nadreprezentacji hiszpanskich autorów w polskich księgarniach. Wlochów juz tak chętnie nie wydają- tlumaczka Natalii Ginzburg przez 15 lat szukala wydawcy dla "Naszych dni wczorajszych", sto razy lepszych niz cale to badziewie z Iberii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przyszło mi do głowy, że to może mieć jakiś związek z dyktaturą i nie-demokratycznym ustrojem - Hiszpania wszak kojarzy się raczej jako kraj zabawy, słońca, fiesty, a nie depresji.

      Usuń
    2. No wlasnie. A to dalej w nich siedzi. Tutaj nikt za zadne zbrodnie nie odpowiedzial, tysiące ludzi nadal jest pogrzebanych w nieznanych zbiorowych mogilach, a jak Zapatero chcial sprawę zadoscuczynienia (moralnego, nie finansowego) zalatwic ustawą, to prawie go zjedli zywcem. Fiesta, siesta i mañana to taki wygodny stereotyp na przyciągnięcie turystów, bo "Spain is different", ukuty zresztą w czasach narodowego katolicyzmu, jak to się okresla dyktaturę Franco. A wracając do literatury, to o Wojnie Domowej zaczęto pisac szerzej pod koniec lat 90-tych. W Polsce wydano kilka ciekawych pozycji, np. "Uspiony glos" Dulce Chacón, ale juz nie trylogię Almudeny Grandes, która w dodatku byla wielkim sukcesem komercyjnym. Na prawdę nie rozumiem, czym kierują się wydawnictwa.

      Usuń
  2. Z pisarzy hiszpańskich tylko Arturo Perez-Reverte lubię i czytam chętnie (ale też nie wszystko). Mam takie same odczucia, niesympatyczni bohaterowie, udziwnione ponad miarę historie, za dużo słów. I nie rozumiem bumu, ale w sumie nie rozumiem też popularności literatury iberoamerykańskiej, więc uznaję, że to po prostu nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później