Hobbit czyli Rush
W ramach postanowień noworocznych,
których nie czynię, zawitałam ostatnio znowu w progach lokalnego
multipleksu. Grendella i Milvanna tak ciekawie napisały o drugiej
części Hobbita, że zmieniłam zdanie i wybrałam ten film na
pierwszy tegoroczny seans filmowy. Gwoli sprawiedliwości trzeba
dodać, że wielkiego wyboru nie było...
- Pająki. Absolutnie obrzydliwe, wstrętne, gorsze jeszcze od Aragoga w Harrym Potterze. Fuj.
- Thranduil. Król elfów, ojciec Legolasa. Zimny i piękny. Postać intrygująca, szkoda, że raczej epizodyczna. Co ciekawe, wygląda młodziej od swojego rzekomego syna.
- Legolas. Przyznaję, że mam słabość do Orlando Blooma, ale nie w wydaniu „tolkienowskim”, ale tym z Piratów z Karaibów. Mogłabym na niego patrzeć i patrzeć. We Władcy Pierścieni bardziej pociągająca jest dla mnie jego kreacja jako sympatycznego i odważnego elfa, niż wygląd. Tymczasem w Hobbicie jego postać jest dziwaczna: sprawia wrażenie zupełnie antypatycznego, zachowuje się jak robot i cały czas toczy dookoła tak groźnym wzrokiem, jakby chciał nim wszystkich pozabijać. Niewiele mija się to z rzeczywistością, ponieważ Legolas gra tu rolę jakiegoś ironmena, stworzonego chyba tylko do walk z kolejnymi zastępami orków. Skacze, biega, robi koziołki, strzela z łuku... w pewnym momencie staje się to po prostu śmieszne, miałam wrażenie, że oglądam jakąś grę komputerową. A już najbardziej rozśmieszyła mnie scena, kiedy nasz dzielny bohater strzela z łuku (oczywiście celnie) stojąc okrakiem na głowach dwóch krasnoludów, płynących w beczkach, spienionym nurtem rzeki... Nie mogę też pominąć faktu dziwnego wyglądu Legolasa: cały czas myślałam, że z jego twarzą jest coś nie tak, że jest jakoś dziwnie napakowana – przecież we Władcy Pierścieni Legolas był o wiele szczuplejszy – po prostu miałam wrażenie, że to nie jest ten sam Legolas, co w LOTR, choć przecież gra go ten sam aktor.
- Elfka Tauriel. Podobno ta postać została stworzona specjalnie z myślą o Evangeline Lilly, aktorki znanej mi z serialu Lost. Bo w Hobbicie nie ma żadnych elfek. Ani też wątków miłosnych elfów i krasnoludów.
- Kili. Kili, Kili. Zamykam oczy i widzę Kiliego. Doszłam do sedna sprawy. Aidan Turner, Irlandczyk o aksamitnym spojrzeniu chyba złamał mi serce. Odwołuję moją słabość do Orlando Blooma... Ta postać zwracała uwagę już w pierwszej części i chyba reżyser też zauważył ten potencjał, stąd wątek Kiliego w Pustkowiu Smauga wyraźnie się wybija spośród innych krasnoludów. Zaczyna żyć własnym życiem. Kili po prostu kradnie ten film. Jeśli pójdę na trzecią część, to tylko żeby zobaczyć, co z tego wynikło.
- Bard. Kolejny smakowity kąsek. U Grendelli i Milvanny go zabrakło, ja nadmienię, że Luke Evans w tej roli czaruje swoim męskim urokiem. Bard niewątpliwie coś w sobie ma.
- Smok. Wcale nie taki przerażający, jak go malowali. Raczej gadatliwy. Scena ze Smaugiem strzegącym swoich skarbów we wnętrzu góry Erebor jest przegadana. Jakoś mi się nie chce wierzyć, że bestia traciłaby czas na dyskusje z intruzem. Ale może realizatorzy chcieli dać pole do popisu Benedictowi Cumberbatchowi.
Generalnie Pustkowie Smauga odebrałam
jak dobrze zrealizowaną baśń, pozbawioną jednak większych
ambicji, poza dostarczeniem widzom rozrywki. Pierwszą część
zapamiętałam jako serię pościgów i bijatyk – teraz sceny tego
typu ograniczono na rzecz rozbudowy fabuły (w tym o wątki nieobecne
w książce). Ale film mi się dłużył. Nie patrzyłam nań z
zapartym tchem, raczej wyławiałam smakowite sceny, a w pewnym
momencie złapałam się na tym, że żałuję, że zamiast Hobbita
nie oglądam jeszcze raz Wyścigu. Dwa tygodnie po seansie, a ja
ciągle mam ten film w głowie: widzę sceny wyścigów, słyszę
muzykę i dochodzę do wniosku, że był to jeden z najlepszych
filmów, jakie widziałam w życiu. Rush - nie Hobbit. Z jednej
strony to obraz o życiu i o ludziach, opowiadający autentyczną
historię, a nie jakąś bajkę, z drugiej produkcja niesłychanie
widowiskowa i emocjonująca. Koniecznie zobaczcie, idźcie na Rush!
Tak, Bard jest absolutnie cudowny :). A ta scena z Legolasem, jak strzela stojąc na głowie krasnoludów rzeczywiście zabawna! Patrząc racjonalnie, widzę pewne mankamenty filmu, ale przy LOTR i Hobbicie wyłącza mi się racjonalność ;) Na Rush się wybiorę!
OdpowiedzUsuńRush chyba już z kin "wyszedł" - chciałam się wybrać jeszcze raz, ale nic z tego, czekam więc na DVD. Wczoraj Chris Hemsworth ogłaszał nominacje do Oscara, a ja zachodziłam w głowę o co chodzi i czemu Rush jest taki niedoceniony (o coś chodzi, tylko ja nie wiem o co).
Usuń