Przez drogi i bezdroża

Podobno w Pekinie jest 10 milionów rowerów, ale czasy gdy rower był w Chinach głównym środkiem lokomocji już chyba należą do przeszłości. Teraz Chiny ogarnął boom motoryzacyjny. Dlatego Peter Hessler swój reportaż napisał pod auspicjami motoryzacji. Drogi są podstawą rozwoju i jego wskaźnikiem - to od nich wszystko się zaczyna, wzdłuż autostrad wyrastają miasta i fabryki (albo i na odwrót, jeśli jesteśmy w Państwie Środka). Auto zaś jest dla Chińczyków symbolem statusu, niejednokrotnie niedoścignionym marzeniem.

Jeżeli inny kierowca zapyta o drogę, należy: 
a. cierpliwie udzielić dokładnych wskazówek
b. nie udzielać odpowiedzi
c. wskazać niewłaściwą drogę 

Historie o tym, jak Chińczycy jeżdżą i jakim wysiłkiem oraz kosztem zdobywają oni prawo jazdy są jednymi z najciekawszych (i najdowcipniejszych) w tej książce. Peter Hessler postanawia doświadczyć tego na własnej skórze i wyrobić sobie chińskie prawo jazdy, co wcale nie jest sprawą prostą, ale tylko dla Chińczyka, natomiast na pewno nie dla Amerykanina, posiadającego prawo jazdy od 20 lat. Dość wspomnieć, że egzamin polegał na przejechaniu kilkudziesięciu metrów w linii prostej, na drodze wyłączonej z ruchu dla potrzeb przeprowadzenia egzaminu... Z nabytym w ten sposób dokumentem autor rusza w podróż po Chinach, od Wielkiego Muru poczynając. Snuje się po opuszczonych miejscowościach, wdycha kurz i zastanawia nad przyczynami zbudowania i funkcjonalnością Wielkiego Muru. Przytacza trochę historii, głównie dotyczącej mongolskich najazdów na Chiny. Wnet jednak  wynajmuje sobie domek w jakiejś zapadłej wiosce pod Pekinem i tam spędza całe dnie, obserwując życie lokalnej społeczności. Dopiero tu robi się ciekawie, ale hej, nie ma to nic wspólnego z podróżami, poza tym, że autor czasem jeździ do miasta coraz bardziej zdezelowanym jeepem z wypożyczalni. Wreszcie w ostatniej części książki, Hessler z niewiadomych przyczyn porzuca temat swoich chińskich przyjaciół z wioski Sancha, o których tyle nam opowiadał i ląduje gdzieś na południu Chin, w strefach fabryk. Tam relacjonuje rozwój chińskiego przemysłu, w szczególności fabryczki produkującej części składowe do biustonoszy. 

Od opowieści o spotkanych ludziach, m.in. o początkującym biznesmenie z Sanchy i jego rodzinie zaczyna się snucie tkaniny, mającej ukazać błyskawiczny rozwój Państwa Środka w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Z kraju, gdzie dominowało kolektywne rolnictwo, nie było autostrad, elektryczności, a jeszcze w latach 70-tych i 80-tych wieś nawiedzały klęski głodu, Chiny stały się krajem rosnących biznesów i postępu technologicznego. Nawet jeśli w porównaniu z krajami rozwiniętymi, na ten postęp należy patrzeć z przymrużeniem oka. Podobnie jak w Europie 100 lat temu, w Chinach dziś wszyscy chcą mieszkać w miastach - i do nich emigrują. A miasta coraz bardziej się rozrastają, kosztem terenów wiejskich. W Chinach trwa ciągła budowa - a to, co Chińczycy wyprawiają ze swoimi darami natury, woła o pomstę do nieba. O ekologii jednak w kraju na dorobku nikt nie myśli. Za tak szybkimi zmianami gospodarczymi nie nadążają jednak ludzie - społeczeństwo chińskie, raczej prymitywne i słabo wykształcone, ma ogromne problemy z dostosowaniem się do wymogów nowoczesnej gospodarki oraz cechującej ją ogromnej konkurencji.

Źródło
Zastanawiałam się, czy gdzieś początkujący przedsiębiorcy mogą być bardziej niefrasobliwi i nieprzygotowani do rozpoczęcia działalności gospodarczej, niż nasi rodzimi. Ci, z którymi się spotykam myślą, że klienci znajdą się sami, konkurencji nie ma, a zrobienie podstawowego kosztorysu przyszłego biznesu uważają za tak trudne, jakby była to rozprawa na temat fizyki kwantowej.  Okazuje się, że Chińczycy są jeszcze stopień niżej od Polaków: Nakreślili plan swojej fabryki w godzinę i cztery minuty. Najważniejsza maszyna w zakładzie została wybudowana na podstawie szkiców wykonanych z pamięci przez byłego rolnika ze średnim wykształceniem. Nie mieli nawet najbardziej ogólnego zarysu planu biznesowego. Za to przedsiębiorcy są nieustraszeni, a ludzie by przetrwać uczą się kłamać i manipulować. Kraj Środka znajduje się obecnie na etapie dzikiego kapitalizmu, przy czym jest to jego wersja jeszcze gorsza, niż wersja zachodnia, gdyż tu wszystko opiera się na biznesie: nie ma instytucji ustalających jakieś zasady i broniących słabszych, policji, czy Kościoła. To była chińska wersja rewolucji przemysłowej, a zdolność do samostanowienia tych ludzi mogła konkurować ze wszystkim, co opisał Dickens. Nikt nie liczy na władze, liczyć należy tylko na siebie. W mocno zdecentralizowanym kraju miasta rządzą się same. Mentalność ludzi z prowincji oddaje stare powiedzenie: góry są wysokie, a cesarz daleko. 

Kiedy przez jezdnię przechodzi starsza osoba lub dziecko, należy:
a. zwolnić i upewnić się, że samochód nie stanowi zagrożenia
b. kontynuować jazdę bez zmiany prędkości
c. użyć klaksonu i nie zmieniać prędkości 

Trudno wyobrazić sobie życie w takim państwie, gdzie przeciętny człowiek musi cały swój czas poświęcać ogłupiającej pracy (chińscy robotnicy CHCĄ pracować jak największą ilość godzin, bo przerwy w pracy im się nie opłacają), często z dala od rodziny. Alternatywą jest wegetacja na biednej wsi. My boimy się, że Chińczycy nas zjedzą, jednak trzeba pamiętać, że ich umiejętność robienia interesów kończy się tam, gdzie w grę wchodzi wykształcenie: bez niego chińskie przedsiębiorstwa nie będą w stanie wyjść poza niskiej jakości, podstawowe produkty. Tymczasem Kraj Środka nie dba o edukację i marnuje potencjał ludzki: tradycyjna chińska edukacja ma niewiele do zaoferowania poza zapamiętywaniem i powtarzaniem. Wszystko to - duża liczba ludności, brak instytucji społecznych, ospałość reformy szkolnictwa - przyczynia się do niskiej innowacyjności. Robotnica w fabryce dąży do tego, by podczas pracy mieć pustkę w głowie... Ignorancja, bezrefleksyjność - sama nie wiem jak to nazwać - Chińczyków może zapierać dech w piersiach. Weźmy przykład dziewczyny malującej landszafty na sprzedaż, która powiedziała Hesslerowi, że nie miała nigdy talentu, nie lubi malować i żaden namalowanych (czy raczej skopiowanych) przez nią obrazów jej się nie podoba. Prawie widziałam ją, jak wzrusza ramionami. Nie ma także swojego ulubionego malarza - malowanie dla niej to biznes taki, jak każdy inny. Równie dobrze mogłaby przyszywać guziki albo zamiatać ulice. Straszne, że być może reprodukcje obrazów, wiszące gdzieś w naszych urzędach czy firmach, też zostały wyprodukowane za bezcen w Chinach... Autorowi jednak wydaje się to podobać; z podobnym stoicyzmem, co na ignorancję, patrzy na chiński galopujący konsumpcjonizm i industrializację tego kraju.

Zbliżając się do oznakowanego przejścia dla pieszych należy:
a. zwolnić i zatrzymać się, jeśli na przejściu jest pieszy
b. przyspieszyć, aby dogonić samochód z przodu
c. przejechać przez pasy, ponieważ piesi powinni ustąpić pierwszeństwa samochodowi 

Z Przez drogi i bezdroża dowiemy się również:

- jak wygląda opieka zdrowotna w Państwie Środka
- jak wygląda w Chinach edukacja - czego uczy się dzieci, a czego nie
- jak załatwia się interesy
- jaka jest wiejska mentalność Chińczyków
- jak wyglądają chińskie atlasy

Szkoda, że tak ciekawą tematykę i pomysł na reportaż, autor właściwie zarżnął niesamowitą flegmatycznością. Hessler ma tendencje do rozpisywania się o rzeczach zupełnie nieinteresujących (lub też jego sposób narracji sprawia, że stają się one nieinteresujące), np. przytacza życiorysy przypadkowo spotykanych po drodze ludzi (wszystkie typu: urodziłem się na wsi, a teraz przyjechałem do miasta, by szukać pracy), opisuje martwe krajobrazy (czyli tumany kurzu i wielkie nic chińskich bezdroży), dokładnie relacjonuje działania na placu budowy, rodzinne kłótnie albo czynność zakupu używanego samochodu. Zasypuje czytelnika nieistotnymi i nudnymi szczegółami. Czytając to miałam wrażenie, że autor o każdym drobiazgu umie napisać tysiąc słów i jemu na pewno nie sprawiłoby kłopotu zadanie rodem z chińskiej podstawówki pt. Napisz o swojej lampie. Ten flegmatyzm dodatkowo potęgują fragmenty, gdzie autor w suchym tonie pisze czy to o geografii, czy historii Państwa Środka, czy o niuansach współczesnej polityki lub ekonomii. Cytuje dane statystyczne i fakty, przez co książka upodabnia się do podręcznika. Pewnie wyglądałoby to lepiej, gdyby w reportażu tym było mniej melancholii, a więcej ironii, dowcipu. Materiału na anegdoty jest tu cała masa, niestety Hessler potrafił wywołać na mojej twarzy ledwie cień uśmiechu. 

Jeżeli na drodze zdarzy się wypadek i ludzie potrzebują pomocy, należy:
a. kontynuować jazdę 
b. zatrzymać się, udzielić niezbędnej pomocy i skontaktować się z policją
c. zatrzymać się, zapytać czy poszkodowani oferują nagrodę, a następnie udzielić pomocy

Podróż ma w Przez drogi i bezdroża właściwie drugorzędne znaczenie - właściwie chodzi w tej książce raczej o zatrzymanie się i obserwowanie zmian. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że Chiny o których pisze Hessler to kraj w ciągłym ruchu, kraj zmiany. Ruch wpisany jest w tytuł tego reportażu, gdy ja odbierałam Przez drogi i bezdroża jako zupełnie pozbawioną tego elementu. Autor napisał tę książkę tak, jakby siedział przy kominku i snuł leniwą gawędę. Jest w niej sporo zadumy, liryzmu, ale kompletnie brak dynamiki. Z pewnością Przez drogi i bezdroża jest wartościową pozycją zawierającą spory ładunek wiedzy o współczesnych Chinach, tylko że daleko jej do określenia porywająca. Trudno się to czyta - męczyłam przy tym tekście zupełnie jak przy lekturze Po syberii Colina Thubrona. Może po prostu kwestia innej wrażliwości - nie lubię reportaży, przy których ziewam z nudów.

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: Chiny
Miejsce akcji: Chiny
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 500
Cytat: Czasem wydawało się, że Chińczycy instynktownie wybierają z obu światów to, co najgorsze: najgorsze współczesne nawyki i najgorsze tradycyjne wierzenia.
Moja ocena: 4/6

Peter Hessler, Przez drogi i bezdroża. Podróż po nowych Chinach, Wyd. Czarne, 2013

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska oraz Grunt to okładka

Komentarze

  1. Mimo Twoich ale na pewno przeczytam tę ksiązkę. China mnie przerazają, ale myslę, ze warto cos o nich wiedziec. A co do zachowan malo biznesowych, to moglabym duzo o Hiszpanii opowiadac... Temat na reportaz, bynajmniej nie chwalebny dla jego bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam bardzo podobne do Ciebie odczucia. Cieszę się, że ją skończyłam i lekturę uważam za całkiem pozytywną, ale jest to wszystko pisane rozwlekle. Lubię non-fiction i cały czas myślałam, że Szczygieł czy Szabłowski napisaliby to lepiej, krócej. Umieliby wyciągnąć esencję. Wyszła jego nowa książka w Czarnym, mam e-booka wersji oryginalnej i nie byłam w stanie przebrnąć, dlatego nie polecam Dziwnych Kamieni. Były ze dwie fajne historie, ale brak werwy pisarskiej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później