Zwrot. Jak zaczął się renesans

Tajemniczy wędrowiec przemierza południowe Niemcy, zmierzając do opactwa, w poszukiwaniu starych ksiąg. Coś wam to przypomina? Brzmi jak Imię róży albo tekst, którym mógłby się inspirować Umberto Eco. Czy też raczej Stephen Greenblatt inspirował się Imieniem róży, snując swoją opowieść o starożytnej księdze, zawierającej heretyckie myśli, odnalezionej po latach?

Wbrew pozorom, niewiele w Zwrocie renesansu, za to autor przenosi nas głównie do średniowiecza oraz do starożytności. Spotykamy się tu ze starożytnymi filozofami, przede wszystkim Epikurem, i tymi, którzy podchwycili jego idee (później często wypaczane). Czytamy tu m.in. o odnalezieniu pozostałości biblioteki w popiołach Pompejów - w ubiegłym roku świat obiegła informacja, że te, w większości zwęglone szczątki starożytnych ksiąg, zostały odczytane dzięki użyciu sztucznej inteligencji. Dalej dowiadujemy się o tym, jak te idee zostały zapomniane, wraz z nastaniem chrześcijaństwa. Odwiedzamy średniowieczne biblioteki, obserwujemy pracę skrybów (wiecie, że mnisi mieli OBOWIĄZEK czytania?) - Zwrot to pean na cześć książek, bo były one pasją Poggio Braccioliniego, owego wędrowca, któremu towarzyszymy od początku narracji. Jednak klasyczny pogląd, że to średniowieczni mnisi uratowali dla potomnych antyczne dzieła, jest mocno przesadzony - to prawda, mnisi kopiowali starożytne książki i dzięki nim niektóre z nich ocalały, ale jeszcze więcej uległo zniszczeniu i nigdy się nie dowiemy tak naprawdę ile z nich i co w nich było. Możemy wnioskować tylko na podstawie tego, co przetrwało. Niszczeniu kultury antycznej poświęcona jest książka Ciemniejący wiek, Greenblat odnosi się do tych samych wydarzeń. Odnoszę wrażenie, że jesteśmy teraz w podobnym momencie dziejowym, co upadające Cesarstwo Rzymskie, kiedy zmęczona walką o przetrwanie i ogromnymi nierównościami społecznymi ludzkość, zaczyna kontestować rozum i naukę. 

Wśród tych ocalałych antycznych ksiąg, znalazło się dzieło Lukrecjusza, O rzeczywistości, zawierające szokująco współczesne idee, stojące właściwie u podstaw współczesnej nauki i w ogóle postrzegania świata: świat składa się z atomów, nie ma żadnego Boga ani życia pozagrobowego. To właśnie jemu Greenblatt przypisuje tytułowy zwrot. Z tego wynika, iż starożytni odkryli wiele rzeczy zaskakująco zgodnych z naszą dzisiejszą wiedzą, po czym ten dorobek starożytności został roztrwoniony. Gdyby w średniowieczu tak dbano o tę starożytną wiedzę, jak utrzymuje to Kościół, to idee te by żyły, a w renesansie i kolejnych epokach nie trzeba by ich było na nowo odkrywać (narażając się przy tym na oskarżenia o herezję). Przecież Kościół dopuszczał tylko te “naukowe” twierdzenia, które były zgodne z jego doktryną; za herezję uważano nawet samodzielne czytanie Biblii przez maluczkich (bo a nuż zinterpretowaliby sobie ją nie tak, jak trzeba).  Ogólnie rzecz biorąc, jest to dość przygnębiająca myśl, że mimo mienienia się homo sapiens, wciąż wolimy wierzyć w bajeczki, ulegać nienaukowym złudzeniom i to się wcale aż tak bardzo nie zmieniło na przestrzeni lat. Jak konkluduje Manuel Martin-Loeches: 

Jest w naszej naturze coś, co odrzuca dyskurs naukowy, oparty na dowodach i bezstronny, a jednocześnie z otwartymi ramionami przyjmuje narracje, które nie są oparte ani na percepcji, ani na wyważonym, refleksyjnym rozumowaniu. Mamy w sobie coś, co nie pozwala, byśmy rozwinęli cały swój potencjał.*

Zwrot nie ma w sobie nic z nudnych książek historycznych; Greenblat pisze barwnym, a zarazem pięknym, literackim językiem, pozwalając nam pooddychać atmosferą dawnych czasów, zwolnić i zastanowić się nad przesłaniem starożytnej filozofii. Z kolei opis papieskiego dworu w XV wieku, zepsucia, rozpasania i szalonej pogoni za bogactwem, jest lustrem, w którym widzimy dzisiejsze czasy. Wymagać od duchownych, żeby byli biednymi, a nie nadzwyczaj bogatymi ludźmi, jak w rzeczywistości, to przejaw braku rozsądku.  Jedyny problem z tą narracją jest taki, że autor przypisuje Lukrecjuszowi przemawiającemu zza grobu wielkie zasługi, a mianowicie zainspirowanie zwrotu ludzkości ku nauce, świeckości, rozumowi, natomiast miałam poczucie, że nie ma na to zbyt wielu dowodów. Przynajmniej Greenblat ich nie przedstawia, prześlizgując się po kolejnych epokach. To są ledwie domysły, że uczeni tacy jak Galileusz, Giordano Bruno, Francis Bacon mogli Lukrecjusza czytać. O samym też renesansie, jak już wspomniałam, niewiele tu poczytamy, gdyż autor skupia się na zaginionej książce i życiu Braccioliniego. Za mało tu tym, co działo się dalej, toteż można odnieść wrażenie, że przypisywanie tak wielkiej roli jednej książce to wyolbrzymienie. O rzeczywistości jednak nie może równać się z Biblią pod względem wpływu, wywartego na ludzkość. Tym niemniej to piękna teoria, a książkę warto przeczytać chociażby z uwagi na to ile wiedzy z dziedziny historii oraz filozofii zawiera. Tylko kto wpadł na pomysł, żeby w tekście nie było żadnych odnośników do przypisów, znajdujących się na końcu książki? 

Metryczka: 
Gatunek: historia 
Główni bohaterowie: Poggio Bracciolini, Epikur i inni
Miejsce akcji: Włochy
Czas akcji: starożytność i średniowiecze
Ilość stron: 431
Moja ocena: 5/6
 
Stephen GreenblattZwrot. Jak zaczął się renesans, Wydawnictwo Albatros, 2012

*Manuel Martin-Loeches, Po co nam inteligencja

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później