Potwory. Dylemat fanki

Mizogini, seksualni drapieżcy, pijacy, przemocowcy… lista artystów dopuszczających się tego typu czynów jest długa, są na niej najbardziej znani i doceniani i ciągle, co gorsza, rośnie. Nabokov, Doris Lessing, Sylwia Plath, Joni Mitchell, Alice Munroe. Picasso i Hemingway. Woody Allen i Polański. Kevin Spacey. Muzycy wykorzystujący ciągnące się za nimi fanki. Niedawno paskudne wieści o Neilu Gaimanie. Co jeśli twój ulubiony pisarz albo piosenkarz nagle okazuje się gnojkiem, który zgwałcił jakąś nastolatkę albo bił własną żonę? 


Mężczyzna musi być wybitnym geniuszem, aby zadośćuczynić temu, że jest tak obmierzłą istotą.

A czy przemoc i molestowanie seksualne (bo na tym na ogół niestety polegają te potworności, popełniane przez artystów płci męskiej w 99%) można przyrównać do poglądów? Czyny versus słowa? Cancelować kogoś dlatego, że nie podobają się nam jego poglądy? Rowling jest “transfobką”, Janda wepchnęła się do kolejki po szczepionkę, co i rusz któryś celebryta jeździ po pijaku, a ulubionym celem ataków za poglądy polskich czytelników jest Olga Tokarczuk, obrażana przy każdej możliwej okazji. Zresztą, każdemu się może dostać, bo przecież zawsze znajdą się tacy, którym nie podobają się czyjeś poglądy. 

To barbarzyństwo nie musi być czymś tak drastycznym jak gwałt czy napaść, może być po prostu zawłaszczeniem zasobów. Egoizmem. Roszczeniem. Łutem szczęścia.

Żyjemy w takich czasach, że trudno coś ukryć i wielu z nas ma takie dylematy. Często też dziś po latach, na jaw wychodzą nieprzyjemne fakty o różnych wielkich artystach. Dlatego ta książka wydawała się być idealną odpowiedzią na potrzebę czasów. Czemu oglądając film albo czytając książkę często oceniamy je przez pryzmat tego, jaką osobą jest autor? W skrajnej postaci utożsamiamy autora z bohaterem jego powieści (czy skoro bohater jest rasistą albo pedofilem, to znaczy, że taki jest autor?). Najbardziej wyrazistym przykładem jest tu Lolita. Bo dlaczego Nabokov spędził tyle czasu z Humbertem?

(...) czemu Nabokov, władającym jednym z najpiękniejszych, najsubtelniejszych i po prostu najzabawniejszych stylów prozatorskich we współczesnej angielszczyźnie, poświęcił tyle czasu i energii na tego konkretnego skurwysyna?

Ale przecież nie oskarżamy [licznych] pisarzy i pisarek, tworzących kryminały o mordercze skłonności...  Autorka stawia wręcz tezę, iż wszyscy ambitni artyści są potworami, gdyż zawsze muszą poświęcić coś dla sztuki... Artyści to też ludzie, też mają wady, mają prawo do błędów, słabsze dni, też mają swoją mroczną stronę - a my oczekujemy od nich, że będą nieskazitelni tylko dlatego, że mają talent. Ale czemu?  Intelekt czy talent nie ma wiele wspólnego z moralnością.

Dederer stwierdza, iż jest to kolejny problem zrzucany w kapitalizmie na konsumenta:

Zostaje podjętych kilka decyzji - decyzji, które niewiele wspólnego mają z zagadnieniami etyki - po czym konsumenta zostawia się samemu sobie, by wymyślił, jak postąpić etycznie i słusznie.
To prawda, ale akurat w tym przypadku nie wydaje mi się, żeby problem był systemowy - w końcu mówimy o indywidualnych uczynkach (a nie o korporacjach postępujących nieetycznie). I w jaki niby sposób miałoby to być rozwiązane nie na poziomie konsumenckim - kto miałby decydować za nas, czy chcemy coś oglądać lub czytać (to się nazywa cenzura)? 

Tak naprawdę nie ma jednej, słusznej, odpowiedzi na to pytanie (co zrobić ze sztuką potworów/potwornych mężczyzn). I tak każdy rozstrzyga to sobie sam, w zależności od własnych zapatrywań, SUBIEKTYWNIE (co zauważa pisarka), tak samo jak kwestię co zrobić z potwornymi ludźmi których kochamy? To, że potwory są po prostu ludźmi (potwory to my) to nic odkrywczego. To jest po prostu konstatacja faktu, że nikt nie jest idealny, co wie każdy w miarę poukładany człowiek, zwłaszcza ci, z bagażem lat i doświadczeń na karku. Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień... Może więc należy wyjść od samych siebie, zanim zaczniemy oskarżać innych. Na przykład dlaczego ludzie w ogóle czytają kryminały (masowo), czy książki o seryjnych mordercach? Co to o nas mówi? Zło ludzi fascynuje, skurwysyństwo nas kręci (w każdym razie niektórych), kobiety lubią bad boyów… a potem pretensje... Tylko dla wielu wcale nie jest to oczywiste, zwłaszcza w mediach społecznościowych, gdzie każdy czuje się upoważniony do oceniania. Artysta/drugi człowiek ma być nieskazitelny. Nie ma litości. Zamiast dzieła oceniamy i banujemy autora. Albo wydawnictwo. Bo wydało nie tego autora, co trzeba. Lub trafił się trafny przekład; to jest kolejny dylemat, na który można by rozciągnąć ten temat - co zrobić z firmami, zachowującymi się nieetycznie lub wspierającymi ludzi, zachowujących się nieetycznie? Można i w drugą stronę - uważać, że geniusz zasługuje na dyspensę od kwestii moralnych, jak np. często się kwituje Steve’a Jobsa. Albo Elon Musk "wizjoner". Geniusz ma swoje demony; każdy artysta ma w sobie dozę szaleństwa. A w końcu artysta powinien czuć się wolny (taki sam argument stosuje się do rozwoju technologii - ograniczenia prawne będą hamować jej rozwój…).  W ten sposób dajemy przyzwolenie i nasz geniusz nie musi się już czuć zobowiązany jakimiś konwencjonalnymi normami. Przy czym tyczy się to tylko mężczyzn, bo w stosunku do kobiet mamy i tak tak wyśrubowane wymagania, niezależnie od tego, czy są genialne, czy nie. Zresztą dziś aż nadto wyraźnie widać, że ten geniusz myli się nam z bogactwem, a stan posiadania mylimy z mądrością.

Pisząc tego typu książkę, można by nadać tym rozważaniom jakieś ramy. Przedstawić konkretne argumenty “za” albo “przeciw” oddzielania dzieła od artysty. Przeanalizować kulturę panopticonu, w której żyjemy, w której o osobach publicznych chcemy wiedzieć wszystko (a co te osoby na to???) oraz mechanizmy cancel culture. A tego tu nie ma. Także zastanowienia się czy normy moralne są czymś relatywnym? Czy złe uczynki (albo paskudne poglądy) można tłumaczyć niewiedzą/nieświadomością/innymi czasami? Tego bym oczekiwała. Otrzymujemy jednak strumień świadomości autorki, dzielącej włos na czworo, a może nawet ośmioro: co to znaczy być fanem, a czy mogę się nazywać feministką, jak mam postępować jako krytyczka, analiza perspektywy płciowej, czy nasze reakcje to są refleksje etyczne, czy też uczucia moralne… (co za różnica??), a nawet czy moja praca sprawia, że jestem gorszą matką (tu już przewracam oczami). Oczywiście od problemów kobiecych trudno przy tym temacie uciec, jako że tak wiele paskudnych rzeczy, o które są oskarżani artyści wiąże się z wykorzystywaniem kobiet, ale rozważania Dederer o rolach płciowych, odmiennym podejściu do artystów i artystek są wtórne (kolejny feministyczny manifest), no i odbiegają od głównego tematu. Jeśli męską zbrodnią jest gwałt, kobiecą jest nieumiejętność otoczenia opieką i stąd surowa ocena społeczna "wyrodnych matek", tych, które opuściły lub zaniedbały swoje dzieci, także w imię pracy. Mężczyźni, genialni artyści, który zaniedbują własną rodzinę, jakoś nigdy nie zadają sobie pytań w stylu “czy moja praca sprawia, że jestem gorszym ojcem”. Znacznie ciekawiej pisze jednak o tym Begonia Gomez Urzaiz, w książce Wyrodne, gdzie omawiane są właśnie historie Doris Lessing i Joni Mitchell.

Ta książka jest bardziej książką o potwornych artystach po prostu (w różnym znaczeniu tego słowa), niż o dylematach fanki, a jeśli już, to są to osobiste dylematy autorki (a nie każdej potencjalnej czytelniczki-fanki), które nie do końca odzwierciedlają całość zjawiska. W dodatku dość chaotyczne i  im dalej w las, tym bardziej odchodzimy od sedna. Za dużo w tym autorki, jej problemów, (których często w ogóle nie rozumiałam, bo nie jestem osobą lubiącą właśnie tak dzielić włos jak Dederer) oraz rozważań teoretycznych, intelektualnych, bardziej pojęciowych, czy etycznych/moralnych (wiecie, to takie gadanie intelektualistów, usiłujących emocje przełożyć na jakiś język racjonalizmu i wychodzi z tego bełkot). Przypominało mi to takie pływanie w mętnej wodzie domysłów, usprawiedliwianie samej siebie może (czemu nadal uwielbiam filmy Polańskiego), z czego niewiele wynika dla czytelnika. I tak, wszyscy jesteśmy potworami, ale mam poczucie, że nie o to tu miało chodzić…

Metryczka:
Gatunek: eseje 
Główni bohaterowie: autorka i różni artyści 
Miejsce akcji: -
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 296
Moja ocena: 3,5/6
 
Claire Dederer, Potwory. Dylemat fanki. Co zrobić z wielką sztuką strasznych ludzi, Wydawnictwo Filtry, 2024


Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później