Wracając jeszcze do tematyki dawnych artystek, Linda Nochlin radzi, żeby nie zaprzeczać usilnie takim twierdzeniom, że “nie było wielkich malarek/kompozytorek/pisarek”, wyszukując wyjątki potwierdzające tylko regułę, ale wyjaśniać dlaczego tak było. “Geniusze” ciągle wyskakujący z takimi tezami całkowicie ignorują kontekst historyczny, ogromny mizoginizm panujący dawniej, odmawiający kobietom wszelkich talentów i ograniczający ich funkcjonowanie do sfery domowej. Nawet, jak dziewczyna była uzdolniona, to niejednokrotnie wcale się z tego nie cieszono i nie wspierano, gdyż traktowano to jak jakiś wybryk natury. Włoski poeta, niejaki Ugo Foscolo twierdził, że wybitne kobiety “są w Italii rzadkością, nie patrzy się na nie z podziwem, ale traktuje jako potwory talentu, nie szczędzi się im nieuniknionych cierpień i karze drwiną.” Talent u kobiet był więc raczej ganiony, niż chwalony. 

Utalentowane dziewczynki miały szanse stać się artystkami głównie w sytuacjach, kiedy wywodziły się z artystycznych rodzin i uczył je ojciec, ewentualnie jakiś inny męski krewniak. Nie wiadomo ile kobiecych dzieł przepadło, ponieważ publiczność tudzież znawcy oceniali je przez pryzmat uprzedzeń (gdyby stworzył je mężczyzna, wychwalano by jego kunszt, ale że autorką była kobieta, zaklasyfikowano je z góry jako mierne). Albo słyszało się “gdyby urodziła się mężczyzną to podbiłaby świat… “. A pod iloma podpisali się mężczyźni? Historie tego typu zdarzały się przecież nawet w czasach współczesnych - np. ta opowiedziana w filmie Wielkie oczy. 

Tymczasem z książki Suknia i sztalugi wynika, że jednak dawniej żyło sporo utalentowanych malarek, tylko że wiedza o nich nie funkcjonuje w powszechnej świadomości (w polskiej powszechnej świadomości nie funkcjonuje, co prawda, wiedza o nawet największych światowych artystach i ich dziełach…). Co więcej, w większości były one doceniane przez współczesnych, malowały np. na dworach książęcych i królewskich (Fryderyka Wielkiego, Ludwika XVI i Marii Antoniny, czy monarchów angielskich), były członkiniami gildii malarskich i zarabiały na swoich dziełach tyle, że były w stanie z tego utrzymać siebie i swoją rodzinę na całkiem dobrym poziomie. Wiele z nich było mężatkami (a jak wiadomo małżeństwo i rodzenie dzieci też nie pomagały i nadal nie pomagają kobietom w karierze artystycznej), były też te niezamężne. Piotr Oczko barwnie opowiada o kilkudziesięciu malarkach, żyjących w wiekach od XVI do XVIII. Liczne reprodukcje umieszczone w książce udowadniają, że faktycznie obrazy malarek na ogół w niczym nie ustępowały obrazom stworzonym przez mężczyzn (mimo, że miały znacznie mniejsze możliwości edukacyjne). Mnie zachwyciły w szczególności te namalowane przez Sofonisbę Anguissolę, która korespondowała z Michałem Aniołem, a jeden z jej obrazów w XIX uznawano za dzieło pędzla Leonarda da Vinci, co samo w sobie mówi wiele o jej talencie. Z kolei Szwajcarka, Maria Sibilla Merian zasłynęła z kunsztownych rycin przedstawiających przyrodę, głównie owady, motyle, w tym przyrodę egzotyczną, widzianą w Surinamie. Na tę egzotyczną podróż artystka porwała się na wiek przed Karolem Darwinem czy Aleksandrem von Humboltem. Marian była prekursorką entomologii. Paradoksalnie akurat obraz, zamieszczony na okładce, autoportret Cathariny Van Hemessen, nie jest tu chyba zbyt dobrze wybrany, nie podoba mi się, jako jeden z nielicznych w Sukni i sztalugach

Przyznaję bez bicia, że z wszystkich przedstawionych w Sukni i sztalugach kobiecych sylwetek słyszałam tylko o Artemisii Gentileschi (czytałam niedawno komiks poświęcony tej malarce) i gdzieś tam o uszy obiło mi się nazwisko Angeliki Kauffmann, ale bez szczegółów. I taka właśnie jest percepcja tych artystek: Artemisia jest jedyną szerzej znaną (oczywiście tym, którzy jakoś się sztuką interesują), natomiast cała reszta tych kobiet jest znana tylko specjalistom, historykom sztuki. Dlatego świetnie, że Piotr Oczko wyciągnął ich życiorysy na światło dzienne. Zachodzi tu zresztą pewne dziwne zjawisko: wielu artystów mężczyzn za życia nie cieszyło się uznaniem i sławę zyskało dopiero po śmierci (rzecz jasna było też wielu, docenionych przez współczesnych), natomiast w przypadku omawianych w tej książce artystek zachodzi zjawisko odwrotne. Cenione i dobrze opłacane za życia, po śmierci popadły w zapomnienie. Dlaczego, zadałam sobie pytanie. Czy to tylko kwestia galopującego mizoginizmu dawnych czasów i uprzedzeń wobec kobiet? Ale dziwne to, skoro artystki te zdołały się jednak wybić za swojego życia. Na to pytanie niestety nie znalazłam odpowiedzi w tej książce. 

Piotr Oczko opowiada o swoich bohaterkach z czułością, przywracając im należne im miejsce w historii sztuki, a jako feminista (!) nie omieszkuje podkreślić realiów dawnych czasów, w jakich te kobiety tworzyły. Docenić też trzeba interpretacje dzieł, objaśnienia tak cenne dla laika z dziedziny sztuki. Czy wiedzieliście np., że dawniej otwarte usta, z widocznymi zębami, na obrazie, oznaczały lubieżność i pogwałcenie zasad przyzwoitości? Owa przyzwoitość, skromność, pamięć o własnej śmiertelności i marności ziemskiego życia (vanitas) były zresztą bardzo ważne w tamtych wiekach, szczególnie w krajach protestanckich. Vanitas były tematem licznych obrazów - martwych natur, niby tak niewinnych w oczach laika, a obfitujących w symbolikę religijną, często ponurą i złowieszczą (o tym prof. Oczko dużo pisze w swojej poprzedniej książce Pocztówki z Mokum). Reprodukcje umieszczone w Sukni i sztalugach naprawdę cieszą oko, książka jest przepięknie wydana. 

W te malarskie opowieści autor, podobnie jak w Pocztówkach, wplata wątki osobiste, więc nie jest to li tylko suchy wykład historyczny. Trochę jednak gubiłam się w natłoku nazwisk, zwłaszcza że w poszczególnych rozdziałach Oczko robi często dygresje dotyczące innych artystek. Wspomniane Pocztówki z Mokum, poświęcone ukochanej przez autora Holandii,  podobały mi się nawet jeszcze bardziej niż Suknia i sztalugi, właśnie z uwagi na osobisty charakter tej książki - z miejsca polubiłam Piotra Oczko i dziękuję Opatrzności, że i takie osoby jeszcze w Polsce są.  

Metryczka: 
Gatunek: eseje 
Główni bohaterowie: dawne malarki
Miejsce akcji: -
Czas akcji: XVI-XVIII wiek
Ilość stron: 528
Moja ocena: 5,5/6
 
Piotr OczkoSuknia i sztalugi. Historie dawnych malarek, Wydawnictwo Znak, 2024

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później