To już czwarty retelling wojny trojańskiej, z jakim mam do czynienia. Helena znowu została „porwana” przez Parysa, Agamemnon znowu wyrusza na wojnę, poświęca Ifigenię, Achilles się obraża, ginie Hektor, Troja upada. To jak przewinięcie po raz kolejny tej samej historii. Nie ma naprawdę innych mitów do opowiedzenia? I znowu jesteśmy w Mykenach, gdzie została sama Klitajmestra, pogrążona w żałobie po swojej córce. Zatem powieść Jennifer Saint w zarysie fabularnym jest bardzo podobna do Klitajmestry Constanzy Casati i nieuchronnie narzucają się porównania między nimi. 

Wbrew temu, czego się spodziewałam, mało jest Elektry w Elektrze, musi ona walczyć o uwagę czytelnika z wątkami swojej matki oraz Kasandry. Przypomnijmy, że chodzi o córkę, która Chyba wspomniana już powieść Casati bardzo mocno mnie ukierunkowała, ponieważ to Klitajmestra była tą postacią, z którą współodczuwałam i której kibicowałam. W porównaniu z Klitajmestrą w Elektrze historia królowej jest jednak bardzo zubożona. Saint nie pisze o dzieciństwie, o rodzinie Klitajmestry i Heleny, ledwo prześlizguje się po tym, jak doszło do tego, iż siostry wyszły za Agamemnona i Menelaosa. Wynika z tego, iż były to małżeństwa chciane i szczęśliwe. Wszystko zmieniło się z wybuchem wojny i tym, kiedy Agamemnon zabił na ołtarzu wojny własną córkę. Od tej chwili Klitajmestra żyła tylko myślą zemsty - a po zabójstwie Agamemnona ta sama myśl opanowała Elektrę.

Może dobrze, że Elektry jest tak mało, gdyż ta postać niesamowicie irytuje. Jest zupełnie zaślepiona jeśli chodzi o swojego ojca, którego uważa za wielkiego wojownika, bohatera bez skazy, w pewnym momencie stwierdza nawet, iż „tyle się nacierpiał”. Matki nie próbuje nawet zrozumieć  Dlaczego? Także jej zachowanie w stosunku do przyjaciela, który zawsze ją wspierał, pozostawia wiele do życzenia. Przekonana o własnej racji, niczym internauta o tym, że jego racja jest najmojsza. Ta postać jest zbyt jednowymiarowa, jak na swój ciężar. Powinna ona być skomplikowana, powinna mieć różne rozterki, przechodzić przemianę. Zamiast tego ględzi ciągle o bogach, którzy żądają zemsty, co nazywa „sprawiedliwością” (nie dostrzegając, że to jest błędne koło przemocy). Nie ma żadnych wątpliwości, wahania co do tego, ze chce zgładzić własną matkę. Co z kolei jest jawnym odniesieniem do klątwy Atreusza, ciągle wiszącej nad tym nieszczęsnym rodem, w którym krewni mordują się nawzajem – co postrzegane jest w kulturze starożytnej jako najohydniejsza zbrodnia. I Elektra jest kontynuatorką tej niechlubnej tradycji, podjudzając jeszcze do tego swojego brata.

Oczyma Kasandry widzimy z kolei przebieg działań wojennych pod Troją, jej wizje klęski i zmagania o to, by król usłyszał jej przestrogi. Ona też irytuje na swój własny sposób - swoim jojczeniem, skargami na wizje, których nikt nie chce słuchać. Czy Kasandra symbolizuje wszystkie kobiety, ciągle lekceważone i uciszane? Nie do końca wiem po co był potrzebny ten wątek w Elektrze – gdyby go nie było powieść nie straciłaby wiele, a za to autorka mogłaby się skupić na dopracowaniu postaci Elektry.

Te trzy nitki narracyjne się uzupełniają,  a cała powieść płynie dosyć sprawnie, ale miałam poczucie, że cała ta historia jest pełna luk fabularnych. Mimo, że wątku królowej jest sporo, to jednak nie dostajemy tu wielu szczegółów na temat życia w Mykenach, jej relacji z Ajgistosem, ani też relacji z pozostałymi dziećmi, w tym Elektrą. Klitajmestra odbiera rzeczywistość po swojemu, Elektra po swojemu – i wersje tych dwóch kobiet nigdy się nie spotykają. Być może to tak, jak jest w życiu: każdy ma swoją prawdę, często nie rozumiemy innych ludzi, bo nie widzimy rzeczy tak, jak oni; mamy niepełne lub sprzeczne informacje. Nie wydaje mi się jednak, żeby w Elektrze był to celowy zabieg. Efekt jest taki, że narodziło mi się w trakcie lektury mnóstwo pytań: o przebieg zdarzeń, ich przyczyny, intencje bohaterów, ich charaktery oraz emocje – i na te pytania nie znajdowałam odpowiedzi. Weźmy wojnę, która została przedstawiona bardzo punktowo, na co oczywiście autorka mogła sobie pozwolić, biorąc pod uwagę, jak znany jest to wątek. Ale nie oznacza to, że można zrezygnować z pokazania zdarzeń w logiczny sposób. Trojanie wprowadzając konia do miasta są naiwni jak dzieci. Po 10 latach męczenia się z Grekami zapominają o nawet elementarnej ostrożności? To się nie klei. A gdzie w tym czasie byli ci wszyscy Grecy, którzy potem zdobyli miasto? Przecież cała armia się w koniu nie schowała. Nie wiadomo jak to się stało, że Parys nagle pojawił się w pałacu w Troi i czemu Priam tak ochoczo przyjął go na łono rodziny (mimo że kilkanaście lat wcześniej pozbył się go, znając przepowiednię o nim). A dlaczego Apollo rzucił klątwę na Kasandrę - też zostało przedstawione w bardzo nieprzekonujący sposób. Takie rzeczy to w micie, lecz w retelligu oczekujemy, by opowiedzieć to w jakiś bardziej racjonalny, spójny sposób, a Saint tego nie robi. Niczego nie wyjaśnia.

To samo z bohaterami. Postaci występujące w powieści, poza trzema narratorkami, opisane zostały bardzo pobieżnie. Nie wiadomo jaki właściwie jest Agamemnon, a jaki Menelaos; posągowa i niewzruszona Helena stanowi zagadkę. Agamemnona chyba lepiej od Klitajmestry znała Kasandra, która od razu widziała, iż ten mężczyzna jest wiecznie czemuś wściekły, a Klitajmestra najwyraźniej zorientowała się, że coś z nim jest nie tak, kiedy ni z tego, ni z owego zabił Ifigenię. Hmmmm. Nie wiadomo też, czemu Elektra darzyła takim uwielbieniem ojca, którego przecież ledwo co znała, skoro była małym dzieckiem, kiedy on popłynął do Troi. I czemu tak bardzo odsunęła się od matki, którą – nota bene – nazywa po imieniu, co też nie jest zbyt normalne. Klitajmestra w żałobie odsunęła się od pozostałych dzieci, co tez zostało opisane po łebkach, ale żeby Elektra żywiła do matki aż tak negatywne uczucia? Jest to trudno zrozumiałe. Zaiste, wydaje się, że jedynym wytłumaczeniem jej postawy jest to, że wdała się w swojego ojca.

Chcemy starożytnych widzieć takimi samymi ludźmi, jakimi dziś my jesteśmy, ale prawda jest taka, że oni wcale tacy nie byli. Wnioskując z przekazów, mitów, historii, dopuszczali się oni strasznych rzeczy, kierując się głownie prymitywnymi odruchami: gniewem, zemstą, pożądaniem. To są historie pełne okrucieństwa, przemocy. Zaufać nie można było nawet najbliższym - widzimy, że życie w pałacu w Mykenach upływało w atmosferze ciągłej nieufności, podejrzliwości, strachu. Co to za dom, w którym nie można czuć się bezpiecznie? Nawet bogowie mieli te same przywary, byli tak samo mściwi, okrutni i kapryśni – bo wzorowani byli na ludziach. Poczucie moralności starożytnych również zdecydowanie odbiegało od współczesnego - i tu pojawia się problem dla retellingów - jak to jakoś wyjaśnić współczesnym. Tu się to nie udało.

Powieść jest poprawna - jest ładnie napisana, autorka swobodnie operuje piórem, ale zawodzi w warstwie fabularnej: nie wyjaśnia w przekonujący sposób tragedii Elektry. Moim zdaniem autorka źle wyważyła akcenty - to, co powinno być centralnym punktem opowieści - zemsta i matkobójstwo - zostało sprowadzone do epilogu. Poza tym nie widać w Elektrze kreatywności, własnej interpretacji mitologicznej historii. Jest to retelling w feministycznym duchu, podobny do wielu innych pisanych w tej konwencji. Tu jednak kreacja żadnej z bohaterek nie zasługuje specjalnie na uznanie. Paradoksalnie najbardziej intryguje w tym wszystkim Helena, enigmatyczna jak Sfinks i nietykalna. Tyle osób zginęło z jej powodu, a jej samej włos z głowy nie spadł…

Metryczka:
Gatunek: powieść - retelling
Główne bohaterki: Klitajmestra, Kasandra, Elektra
Miejsce akcji: starożytna Grecja
Czas akcji: starożytność
Ilość stron: 384
Moja ocena: 4/6
 

Jennifer Saint, Elektra, Wydawnictwo Muza, 2024

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później