Kolejna wielka migracja

Przywykliśmy postrzegać migrację jako zjawisko negatywne, szkodliwe. Nowe, pojawiające się gatunki zwierząt i roślin określamy jako „inwazyjne”, a stosunek do migrujących ludzi jest jeszcze gorszy: boimy się ich, padają nieodmiennie oskarżenia, że owi imigranci nas zaleją, odbiorą nam pracę, będą roznosić zarazki, że to darmozjady, którzy będą żerować na nas, że wzrośnie poziom przestępczości. Niewiele ma to wspólnego z rzeczywistością. 

Niemożebna, aby cokolwiek raz powołane do istnienia przez Wszechmogącego Boga kiedykolwiek zniknęło z powierzchni Ziemi.

Kolejna wielka migracja nie jest reportażem spod granicy, ani też reportażem dotyczący stricte obecnych zmian klimatycznych i współczesnej wędrówki flory i fauny, jak u von Brackela (Świat, który nadchodzi). Sonia Shah analizuje samo zjawisko migracji na różnych płaszczyznach, głównie z punktu widzenia historycznego i naukowego, usiłując dociec, dlaczego owa migracja postrzegana jest tak negatywnie. Przytacza tu tezy takich uczonych jak Linneusz, Buffon, Darwin, podaje przykłady przemieszczania się różnych gatunków, omawia koncepcje ludzkich ras, eugenikę. Ludzie ukuli na ten temat mnóstwo teorii, ale punktem wyjścia było linneuszowe założenie, iż każdy gatunek ma swoją „niszę”, której się trzyma i jej nie opuszcza. Linneusz uważał także, iż od czasów biblijnych nie powstał żaden nowy gatunek, żaden też nie wyginął. Nasze próby rozwiązania zagadki, w jaki sposób ten czy inny gatunek pojawił się w innym miejscu, a nawet części świata nigdy nie zakładały migracji.

Pokutujący mit o powszechnym bezruchu w przyrodzie tak ograniczył zwierzęta w ich zdolnościach do przemieszczania się, że zdaniem wielu, potrzebowały człowieka, aby zmienić miejsce pobytu - szczególnie gdy chodziło o duże dystanse. A tymczasem zwierzęca umiejętność pokonywania odległości przyćmiewa naszą, zaskakując swoim wyrafinowaniem.
Wymyśliliśmy sobie zatem, że wszystko w przyrodzie jest stałe, niezmienne. No tylko, że raz po raz dostajemy dowody, iż tak nie jest – i te dowody cały czas staraliśmy się dopasować do jakiejś teorii, poświadczającej to, że w gruncie rzeczy gatunki się nie przemieszczają. Dlatego też uważamy, iż gatunki „inwazyjne” zagrażają naturalnemu ekosystemowi, a niektórzy naukowcy obwiniają je nawet o ekologiczną apokalipsę – o bioksenofobii pisał również von Brackel, a Shah pogłębia ten temat, odpierając zarzuty o szkodliwości ww. zjawiska. Generalnie całą tę antymigracyjną narrację uważam za jeszcze jeden wyraz ludzkiej arogancji w stosunku do natury – mając o niej zgoła niewielką wiedzę, ludzie tworzyli teorie wyssane z palca, nijak nie przystające do rzeczywistości, by na ich podstawie kontrolować naturę. Wszystko z naszego ludzkiego punktu widzenia, przykładając doń naszą ludzką miarę i kierując się wyłącznie naszym ludzkim interesem, gdzie do głowy nam nie przyszło, że zwierzęta czy rośliny mają swoje unikatowe umiejętności, zmysły, których my ludzie nie mamy. Dopiero współcześnie biolodzy, prymatolodzy odkrywają jakie wspaniałe możliwości kryją w sobie różne gatunki – i nam ludziom otwierają się oczy ze zdziwienia. Tym samym można tłumaczyć chęć decydowania, gdzie dany gatunek może, a gdzie nie może żyć. Jednocześnie zasad, które chcemy stosować do zwierząt i roślin, jakoś nie stosujemy do siebie, skoro sami przemieszczamy się po świecie we wszystkich możliwych kierunkach. Zarazem jakąż hipokryzją trąci fakt, że człowiek sam przemieścił wiele gatunków (niektóre z fatalnym skutkiem) – i jakoś tych gatunków nie nazywa się „inwazyjnymi’? Co z ziemniakami, pomidorami, papryką, kakao, chininą, kawą, trzciną cukrową, zbożami, kukurydzą, etc?? A jeśli obce gatunki grożą ekologiczną apokalipsą, to cóż powiedzieć o wpływie człowieka na środowisko i o apokalipsie spowodowanej przez ludzi? Tak samo jakoś nikt nie kręcił nosem na migrantów, kiedy przewożono niewolników z Afryki do Ameryki… 

W trakcie całej książki autorka pokazuje przykłady migrujących gatunków, lecz najlepszym przykładem jest przecież człowiek – gatunek najbardziej ruchliwy ze wszystkich. Weźmy chociażby nasz dzisiejszy pęd do podróży. Tu z kolei mamy długą historię koncepcji różnych „ras” ludzi, tego, co ludzi odróżnia od siebie (zamiast łączy), jako wyjaśnienie czemu jednych uważamy za lepszych, a innych za gorszych. I mimo że przecież ludzie zasiedlili wszystkie kontynenty dzięki migracjom, a wędrówki ludów są wpisane w historię naszego gatunku, to dziś utrudniamy ludziom przemieszczanie się tak, jak to tylko możliwe. Stworzyliśmy granice i wymyśliliśmy sobie tożsamości narodowe. paszporty, wizy, pozwolenia... A przecież kraje i granice to twory czysto arbitralne (często po prostu linie narysowane na mapie, jak w Afryce albo na Bliskim Wschodzie), współczesne, których dawniej nie było. Przypomnę, co pisze na ten temat Martin Caparros (Nameryka):

Granice to kolejna rzecz, która się nam sprzedaje jako wieczną, naturalną - jakby świat nie mógł bez nich istnieć. To fałsz - tak wyglądała większa część Ziemi przez większą część historii.

Sonia Shah pokazuje zatem migrację jako coś naturalnego, coś, co należy rozpatrywać w kategoriach szansy, rozwiązania, a nie problemu. Pokazuje korzyści, rozprawia się z mitami na temat migrantów. Raczej też uspokaja odnośnie potencjalnej skali migracji klimatycznej. Myślę, że autorka ma sporo racji, zwłaszcza, że zjawisko to będzie narastać – czy tego chcemy czy nie – i powinniśmy przygotować się i pomóc tym ludziom, zamiast traktować ich jak intruzów. Niestety w chwili obecnej idzie to we wręcz przeciwnym kierunku - prawicowi politycy na kwestii imigrantów zbijają kapitał polityczny, podsycając tylko strach ludzi i agresję na tle redystrybucji dóbr (to samo zresztą ma miejsce w przypadku zmian klimatycznych) – zamiast oswajać ludzi z tym tematem. Bazuje to na atawistycznym ludzkim lęku z życia plemiennego - imigrant to ktoś obcy, nie pasujący, inny, a my ludzie co do zasady obcych nie lubimy. Jednak takie podejście będzie prowadzić tylko do kolejnych konfliktów i problemów. Trzeba zadać sobie pytanie: komu to służy. Zwłaszcza, że tak naprawdę my imigrantów potrzebujemy! Społeczeństwo się starzeje, mamy depopulację, miasta się wyludniają (ostatnie raporty demograficzne mówią, że wskaźnik dzietności w Polsce spadł już poniżej krytycznego poziomu), migranci są nam potrzebni, by za nas pracować i utrzymywać jako taki poziom PKB! Tymczasem popatrzmy na nagłe zradykalizowanie się obecnego rządu w tej kwestii. Ograniczanie prawa do azylu? To już nie tylko budowanie murów i walka z "nielegalnymi", ale ograniczanie praw człowieka.

Asymilacja do polskości zamiast prawdziwej integracji opartej na szacunku do odrębności. Podejście oparte na strachu przed migracją. Naruszenie praw człowieka. Ryzyko rasizmu – krytykuje Konsorcjum Migracyjne.

Myślę też, że ten reportaż jest jednak trochę zbyt jednostronny, brak tu pochylenia się nad problemami generowanymi przez przybyszów (nad tym autorka się prześlizguje). Niektóre kwestie były dla mnie dyskusyjne, jak rozdział o przeludnieniu - ok, przepowiednie Malthusa się nie sprawdziły (jak dotąd), ale to dlatego, iż Malthus prognozował mając wiedzę taką, jaka była w XVIII wieku - nie mógł przecież przewidzieć postępu i rewolucji przemysłowej (zwłaszcza, że przedtem w dziejach ludzkości nic takiego nie miało miejsca). Na tej samej zasadzie Shah pastwi się nad Paulem Ehrlichem*, nie starając się dostrzec tych punktów, w których ten naukowiec miał rację - jego słowa o skutkach uszczuplenia zasobów naturalnych okazały się jak najbardziej słuszne. Widzimy przecież, jak populacja ludzi eksplodowała w XX wieku i to, że jakoś nadal się to jakoś kula, nie znaczy, że można się dalej beztrosko mnożyć, nie przejmując się jakimikolwiek granicami planetarnymi. Przecież w chwili obecnej im więcej ludzi, tym gorzej dla klimatu - tym większe zużycie zasobów i emisja CO2. To także więcej ludzi, którzy będą migrować, kiedy zmuszą ich do tego zmiany klimatyczne. Dywagowanie natomiast na temat skali migracji klimatycznych, to jednak jest tylko gdybanie…

Czy nie byłoby prościej, gdybyśmy przyjęli, że migracje to coś naturalnego? Bo tak właśnie jest – z przedstawionych faktów wynika, iż migracje są regułą, a nie wyjątkiem od reguły. Przyroda cały czas się zmienia, przechodzi różne cykle, bo na tym polega życie, zmieniamy ją też my - jesteśmy jedynym gatunkiem, który w takim stopniu przekształcił Ziemię. W świetle panującego klimatu politycznego wydaje się, że timing jest idealny, by pochylić się nad tym tematem i rozważyć go rozsądnie, a nie za pomocą populistycznej retoryki. 

Metryczka:
Gatunek: popularnonaukowa
Główny temat: migracja
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: -
Ilość stron: 432
Moja ocena: 4,5/6
 
Sonia Shah, Kolejna wielka migracja, Wydawnictwo Słowne, 2022

*amerykański biolog!, autor książki Bomba populacyjna, oskarżany o radykalizm - nie czytałam, więc trudno odnieść mi się do zarzutów Shah

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później