Nienawiść sp. z o.o.

Reportaż ten poświęcony jest mechanizmom działania współczesnych mediów w USA, relacjonowania przez nie wydarzeń politycznych oraz innych ważnych wydarzeń w kraju i na świecie. Naczelną zasadą jest polaryzowanie ludzi poprzez przedstawianie czarno-białego obrazu świata, w którym każdy, kto nie zgadza się z naszymi poglądami jest naszym wrogiem. I to wrogiem, którego należy nienawidzić i zdeptać. Republikanie-demokracji, lewacy-prawacy. Media podzieliły się także na dwa obozy, prezentujące konkretne opcje polityczne, trudno już znaleźć przekaz obiektywny. Na pośrednie poglądy też nie ma miejsca. Czwarta władza? Media stały się po prostu tubą propagandową polityków. Kampanie wyborcze relacjonowane są sportowym językiem, a debaty polityków sprowadzają się do kłótni i naparzania się. Ameryka kontra Ameryka. Zwycięzcy i przegrani. My i oni. Paliwem jest konflikt.

Walka idzie o cały zapas cukierków. Dziś polityka to walka jednej strony z drugą. Dopuszczalna jest tylko jedna postawa: czysta agresja.
Dziennikarze są zobligowani grać w tę grę, podsycając w odbiorcach wrogość, grając na negatywnych emocjach. Podstawowa zasada to: zawsze podawać negatywne wiadomości o cudzej widowni, ale nigdy o własnej. Skupiać się na cudzych porażkach i podłości “tamtych”. Język przekazu jest ekstremalny, z epitetami, wulgaryzmami i niewybrednymi żartami. Kompetencja i rzeczowe odpowiadanie na pytania są nudne. Zarazem kiedy trwają bitwy o pierdoły i tzw. paniki moralne, nie mówi się o tematach naprawdę istotnych - jeśli tylko winy za problem nie da się zrzucić na jedną stronę. Katastrofa klimatyczna? Kryzys finansowy? Korporacje nie płacące podatków? Praca niewolnicza dzieci? Operacje wojskowe, w których giną cywile? To zbyt skomplikowane i za to po trochu odpowiadamy wszyscy, więc o tym nie mówmy. Wątki kłopotliwe dla “swoich” odbiorców są odcinane. Poza tym z dużymi nie opłaca się zadzierać (koncerny paliwowe! Big Techy!, lobby mięsne!), więc zostawia się ich w spokoju, pozwalając im bezkarnie łamać prawo i działać na szkodę społeczeństwa, za to żeruje się na ludziach, którzy nie są w stanie się obronić. Takie to współczesne dziennikarstwo “śledcze” oraz reality. To samo, tylko 10 razy  bardziej widać w mediach społecznościowych. Masz tkwić przyklejony do ekranu, klikać, przewijać newsy, szukać filmików na YT, tweetować i oburzać się*. Każdy internauta to wróg, nie ma miejsca na wysłuchanie i normalną wymianę poglądów, tylko od razu przechodzi się do ataku personalnego.

Nie zaciągniemy was tam siłą, sami musicie trzymać się wszystkich reguł. Przyjąć zero-jedynkowy obraz świata i opowiedzieć się po jednej ze stron. Przyswoić rzeczywistość, w której otaczają was podłość i głupota. Czuć oburzenie, moralną słuszność, własną mądrość. (...) Nie zadawać sobie pytań. A w czasie reklamowym robić zakupy.

Wasz odbiór mediów zaprojektowano tak, żeby pielęgnować i chronić wasze ego. Pokażemy wam więc największych frajerów, jakich tylko uda się nam znaleźć. 

Wśród tego można znaleźć potwierdzenie wszystkiego co się chce, zwłaszcza odkąd istnieją fakty alternatywne. Tu przypomina mi się jakże trafna uwaga: każdy fakt ma swoją cenę, fikcja jest za darmo. Myśl o dopuszczeniu do tego, by widzowie myśleli samodzielnie budzi niewidzianą dotąd grozę. Przy czym Taibbi przyznaje, że dzisiejszy świat jest tak skomplikowany, że poszczególne tematy rozumieją tylko eksperci i nie da się ich krótko objaśnić laikom, i że sami dziennikarze mają tu znikomą wiedzę. Media są więc pełne fake newsów, wciska się nam kit (najczęściej stronniczy), po czym owi dziennikarze (oraz przeróżni “eksperci”), stwierdzają, że to wina ludzi, bo ludzie są za głupi i za leniwi, by samodzielnie poszukiwać wartościowych informacji i sprawdzać fakty. Howk. Czyli wina jak zawsze leży w indywidualnym odbiorcy, a nie w spaczonym systemie. Ewentualnie lubianym chłopcem do bicia jest też szkoła, nie zapewniająca właściwej edukacji.

Firmom medialnym mało tego, byście czuli wstyd z powodu nieznajomości newsów. (...) Chcemy, żebyście nie mogli spać po nocach, żeby wam zęby dzwoniły, kiedy panikujecie przez sprawy, na które nie macie żadnego wpływu.
Nieraz, obserwując cyrk medialny, można poczuć, że dziennikarzy nie obchodzi, jak wielka tragedia się właśnie zdarzyła, że cierpią (lub mogą ucierpieć) ludzie, obchodzi ich tylko, byle się działo, by jak najwięcej się o tym mówiło, by wycisnąć temat do ostatniej kropelki. To, jak czują się widzowie to śledzący - jest również nieważne. Pamiętacie wybuch wojny w Ukrainie i jak wiele osób siedziało przykutych do wiadomości i “martwiących się”, tak jakby nasze martwienie się mogło coś zmienić? Albo nadawanie w kółko newsów o koronawirusie, w trakcie pandemii? Cokolwiek [złego] się zdarzy, jest wałkowane do obrzydzenia. Ostatnio natknęłam się nawet na badania o tym, że oglądanie tego typu newsów może powodować PTSD (choć osobiście skłaniam się raczej ku temu, że nas znieczula na straszne rzeczy). Jednocześnie - zwraca uwagę Taibbi - ten sposób angażowania nas służy też temu, by odwrócić uwagę ludzi od innych spraw, o których politycy niekoniecznie chcą mówić (te rzeczy wychodzą po latach, i to na ogół w książkach). Najwyraźniej wróciliśmy do starożytnej zasady: chleba i igrzysk. 

W żadnej stacji nie znajdzie się nikt, kto powie wam, żebyście odetchnęli głęboko i się rozluźnili. Wręcz przeciwnie, nowoczesne media newsowe całą swoją estetyką mówią, że macie czuć stale rosnące napięcie, lęk, że coś przegapicie.

Na czele tego całego cyrku są kampanie prezydenckie i sposób ich relacjonowania, a z nich wszystkich najgorszy jest fenomen Donalda Trumpa, najmniej wybieralnego prezydenta naszych czasów, łamiącego wszelkie pisane i niepisane zasady, zatem wątek ten jest motorem napędzającym tę pozycję. Bo w oczach Amerykanów wraz ze zwycięstwem Trumpa w wyborach prezydenckich (w 2016 roku), Ameryka osiągnęła dno - w spolaryzowaniu się, wzajemnym opluwaniu, tej retoryce niejednokrotnie odwołującej się do mowy nienawiści. A także w sprowadzaniu kandydata na prezydenta do prostackich sztuczek i testów na to, kto bardziej sympatyczny, przystojny czy z kim chętniej poszedłbyś na piwo. I musi być wysoki. Nie da się tu nie zauważyć, jak bardzo maczystowska jest Ameryka - bo czy w wyborach porównywanych do wrestlingu jest w ogóle miejsce dla kobiety? Taibbi też pisze w taki sposób, jakby w wyborach prezydenckich mogli startować wyłącznie mężczyźni.** Tymczasem Trump jest po prostu ucieleśnieniem dzisiejszej Ameryki i tego, co media tyle lat trenowały w odniesieniu do polityków: agresywności, arogancji, dominacji i obsesyjnego pragnienia wygrywania. Przecież media lubowały się w cytowaniu seksistowskich, rasistowskich, chamskich zagrywek Trumpa, dając mu rozgłos i przy okazji je monetyzując.

Trump nie przytrafiłby się w kraju, w którym dzieje się dobrze. Ludzie ulegają podlejszym instynktom, kiedy tracą wiarę w przyszłość. Pesymizm i wściekłość niezbędne do tego, by zaistniała taka sytuacja, narastały już od pokolenia (...).
Nienawiść sp. z o.o. dotyczy sytuacji w Ameryce i jest bardzo do tego kraju zawężona. Niesłusznie, gdyż  to samo można powiedzieć mediach oraz o polityce na całym świecie - czy cokolwiek z powyższego brzmi dla was obco (pomijając kampanię prezydencką Trumpa)? I niestety takie tunelowe trochę skoncentrowanie na USA nie wychodzi temu reportażowi na dobre. Taibbi ciągle odnosi się do programów, kanałów telewizyjnych, artykułów i wreszcie wydarzeń znanych tylko Amerykanom, zaliczanych do polityki wewnętrznej. Wymienia bardzo wiele nazwisk, i dziennikarzy, i polityków, wśród których (poza arcywrogiem Trumpem oczywiście) jest mnóstwo takich, które nic przeciętnemu czytelnikowi nie powiedzą. Niektóre sprawy opisywane są zbyt szczegółowo, jak dla mnie (to pewnie wynika z tego, że poszczególne rozdziały były tworzone jako oddzielne felietony na konkretny temat). Do tego język, jakim posługuje się Taibbi jest nazbyt zagmatwany, kwiecisty, rojący się od metafor, kolokwializmów, jakby autor chciał być bardzo elokwentny, ale skutkuje to tym, że tekst jest mało zrozumiały i trudno się to czyta. Albo może byłoby to bardziej zrozumiałe pod warunkiem, że byłabym czytelniczką zza oceanu. Miałam też wrażenie, że autor wyrzuca swoją frustrację i wyżywa się na swoich kolegach po fachu (autor szczególnie piekli się we fragmentach kiedy cytuje wpadki innych dziennikarzy), dokładnie na tej samej zasadzie, którą krytykuje - wszyscy są średnio inteligentnymi pozerami, przeciętniakami, którzy nie robią nic sensownego. Z wyjątkiem autora oczywiście. Niepotrzebne bicie piany. I sam straszy, mimo, że rozpisuje się o tym, jak media zarabiają na straszeniu:
Staliśmy się najgorszymi wrogami dla siebie nawzajem, a im dłużej trwają te cykle, tym bardziej autorytarna przyszłość nas czeka.
Spowodowało to, że z trudem utrzymywałam zainteresowanie tą pozycją i po przeczytaniu jakichś 70 stron miałam ochotę zrobić DNF, bo stwierdziłam, że znam już główne tezy, a szczegóły dotyczące amerykańskiej polityki mnie w zasadzie nie interesują. Ostatecznie, choć reportaż jest bardzo nierówny, to przeczytałam całość, wyłapując bardziej uniwersalne treści, bo takowe tu są - szkoda, że autor nie skupił się na nich. Przede wszystkim możemy nauczyć się z tego reportażu tego, jak wyglądają kulisy współczesnego dziennikarstwa (tego na najwyższych szczeblach) i na co zwracać uwagę, kiedy czytamy, czy oglądamy wiadomości (co zreferowałam już powyżej). 

Po drugie warto zwrócić uwagę na zagadnienie tzw. wybieralności, które jest dobrze zakorzenione także w naszym pejzażu politycznym. W skrócie chodzi o wmówienie wyborcom, że głosowanie na danego polityka nie ma sensu, gdyż ma on za małe poparcie i i tak nie dostanie się do Sejmu/rady miasta, więc jeśli na niego zagłosujemy, to nasz głos się zmarnuje. Znacie to, prawda? Jeśli się nad tym zastanowić, to działa to na zasadzie samosprawdzającej się przepowiedni:

Całe pokolenia wyborców wytresowano, by wierzyli, że polityk reprezentujący ich poglądy będzie raczej niewybieralny. (...)
Ten trik sprawdza się najlepiej w odniesieniu do politycznych grup mniejszościowych, nauczonych głosować tak, jak im się wmówi, że uważają większe bloki. Jeszcze całkiem niedawno niebiali, kobiety, single, bezdzietni i geje słyszeli, że mają do wyboru całą talię kandydatów - białych heteryków, którzy “jak wskazywały sondaże”, mieli jakieś szanse.
Efekt jest taki, że głosujemy na kogoś, kto wcale nie odzwierciedla naszych poglądów, ale jest “mniejszym złem”, a my sądzimy, że może pokonać tego, który jest większym złem. To dlatego osoby o liberalnych poglądach głosują na prawicę, a kobiety na mężczyzn, którzy w poważaniu mają ich prawa. 
 
nigdy, przenigdy nie lekceważ siły nienawiści***

Im bardziej zbliżają się kolejne prezydenckie wybory w USA, tym częściej myślę o tej książce, bo przecież powstała ona w wyniku frustracji elit wygraną Trumpa, a po kilku latach mamy kolejną "powtórkę z rozrywki". I myślę też o metodzie 13 punktów prognozowania, kto zostanie prezydentem, którą opisał Taibbi. Została ona opracowana w 1981 roku przez Allana Lichtmana, profesora American University na podstawie analizy danych dotyczących wyborów z ostatnich 120 lat. Metoda ta sprawdziła się we wszystkich wyborach od 1984 roku (wliczając typ w kontrowersyjnych wyborach w 2000). We wrześniu tego roku Lichtman wskazał, że tegoroczne wybory wygra Kamala Harris...

Chciałam jeszcze nadmienić, iż Taibbi inspirował się książką Manufacturing Consent Edwarda Hermana i Noama Chomskiego (kojarzonego przeze mnie tylko z wyjątkowo nudnymi teoriami o języku, katowanymi na studiach). Wywiad z Chomskim kończy Nienawiść Inc. i konkluzje co do dzisiejszych czasów są takie, o jakich czytamy w Rewolcie i w wielu wielu innych publikacjach - wściekłość ludzi za neoliberalną politykę, pogarszającą warunki życia, brak zaufania do instytucji, i mediów naturalnie też, przesuwanie się coraz bardziej na prawo. Nadmiar demokracji w arystotelesowskim tego słowa rozumieniu. Manufacturing Consent, napisana w latach 80-tych XX wieku nie została wydana po polsku - i tu minus za brak bibliografii, w tym tej wskazującej, które pozycje wzmiankowane przez Taibbibiego ukazały się po polsku. 

Na koniec chyba warto przytoczyć myśl, o której autor sam pisze, że nawet jeśli nie wyniesiemy z tej książki nic więcej, to powinniśmy zapamiętać choć tyle: wiadomości to wyrób konsumpcyjny. Nie chodzi o to, żeby odcinać się od świata, ale by odcinać się od treści, które szkodzą naszemu dobrostanowi:

Podobnie jak papierosy mogą wywrzeć na nasze zdrowie istotny, szkodliwy wpływ. Niemal na pewno sprawią, że będziecie bardziej samotni, bardziej zestresowani, bardziej nieufni wobec innych, silniej zdeprymowani.
Mądrzy ludzie mówią, że nie oglądają wiadomości, gdyż jeszcze nigdy nie dowiedzieli się z nich niczego dobrego. Ja też tak robię. 

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny temat: media w USA i sposób relacjonowania polityki
Miejsce akcji: USA
Czas akcji: współcześnie z odwołaniami do przeszłości
Ilość stron: 360
Moja ocena: 4/6
 
Matt Taibbi, Nienawiść sp. z o.o. Jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem, Wydawnictwo Czarne, 2020

*oburzenie to paliwo mediów społecznościowych

**o tym, że kandydat na prezydenta musi być wysoki i przystojny rzucił też niedawno jakiś polski polityk, bo oczywiście że mogłaby to być kandydatka nie przyszło mu do głowy

***Naomi Klein

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później