Histeria sztuki
Przyznaję, że pozytywnie mnie ta książka zaskoczyła (zwłaszcza, że długo
na nią polowałam) - lekkością narracji, ciekawym podejściem do tematyki. Zaklasyfikowałam tę pozycję tyleż do historii, co do religii, gdyż
bardzo wiele treści dotyka tłumaczenia archetypów kobiecych tkwiących w
religii (głównie chrześcijańskiej, ale nie tylko) i tego, jaki wpływ
miały one na postrzeganie, traktowanie kobiet, także w sztuce. Mamy tu
mit o raju i wężu, który skusił Ewę, mamy święte i ladacznice, mamy
SuperJezusa. Nie pominięto także mitologii rzymskiej i greckiej - tu
polecam także książkę Kobiety i inne potwory, w której autorka
dokonuje współczesnej interpretacji mitów o potworach, z których wiele,
dziwnym trafem było rodzaju żeńskiego...(jest i o Meduzie, zdobiącej okładkę Histerii sztuki). Sonia Kisza wyjaśnia również, że osoby o nieheteronormatywnej
orientacji, czy transseksualne były w tej narracji pomijane i
wymazywane.
Z drugiej strony pozostał mi lekki niedosyt. Mało. To takie wprowadzenie do tej tematyki dla laików. Można było dużo więcej, więcej o sztuce współczesnej, ale też więcej o życiu samych artystek i artystów - najciekawszymi dla mnie fragmentami były te o Arthemisii Gentileschi oraz o Cellinim. Myślę również o Vermeerze, który był jednym z nielicznych twórców, w swoich pracach przedstawiających głównie kobiety. I to “zwykłe” kobiety: służące, mleczarki, kupcowe. Oczywiście obrazy Vermeera zawierają mnóstwo symboliki, której laik nie jest raczej w stanie wyłapać, a które czasem zupełnie zmieniają sens przedstawionej sceny… Przypomina mi się też skandalizujący obraz Courberta Początek świata, pokazujący .. kobiece genitalia i to w sposób bardzo realistyczny, odbierany nawet dziś jako pornografia po prostu. No ale o sztuce zawsze można więcej, to jest temat rzeka.
A dlaczego nie było wielkich artystek? - na to pytanie dość zwięźle odpowiada Linda Nochlin w swoim eseju sprzed 50 lat. Z tego samego powodu, dla którego nie było wielkich polityczek, naukowczyń, podróżniczek, przedsiębiorczyń, itp. Odpowiedź na to pytanie jest dla mnie dość oczywista i powinna taka być dla każdego kto zna historię ludzkości i wie, jak były traktowane kobiety na przestrzeni dziejów (tj. oczywiście jeśli nie neguje faktów, jak to ciągle czyni wielu panów). Jeśli więc ktoś zadaje to pytanie, z domyślną tezą, iż to dlatego, że kobiety są mniej zdolne, to świadczy to tylko o jego ignorancji lub uprzedzeniach. Ocena artysty i jego dzieła też nie jest przecież obiektywna, a jest nacechowana pewnymi przekonaniami i uprzedzeniami panującymi w danych czasach, więc zastanawiam się, czy gdyby nawet kobiecie udało się zostać artystką i stworzyć coś "wielkiego", to czy to dzieło zostałoby uznane za "wielkie" przez ówczesnych mężczyzn? Odpowiedzcie sobie sami.
Jak się to czyta, to naprawdę chciałoby się zamknąć oczy i żeby te tysiąclecia złego traktowania, poniżania, lekceważenia i opresji zniknęły jak zły sen. Historie takie jak Arthemisii. Niestety nie znikają. Sztuka inspirowała się życiem, wiarą, tym, co napisano w Biblii, ale zastanawiam się, skąd to się wzięło, gdzie był tego początek. Kto wpadł na to, żeby ludzi podzielić na lepszych i gorszych kierując się kryterium narządów płciowych - a żeby to jakoś uzasadnić trzeba było stworzyć na ten temat całe tony bzdur, pomówień, fałszywych hipotez. Ginie to w pomroce dziejów i pewnie po prostu było to spowodowane fizyczną przewagą mężczyzn, połączoną z większą agresywnością i potrzebą dominacji. W XXI wieku nadal jest ogromny opór, by oddać kobietom trochę tego pola, które panowie sobie zawłaszczyli przez wieki. Jest negowanie, naginanie faktów do własnych tez, pomniejszanie krzywd, jakie doznały kobiety (zgodne z wielowiekową tradycją), z komentarzem rzecz jasna, że to kobiety “manipulują” rzeczywistością w imię ideologii. Odnośnie tej pozycji też są klasyczne zarzuty, że to feministyczne bzdury (ale argumentów na to brak), a feminizm jest modny… Są nawet wycieczki osobiste do autorki, jakżeż klasycznie, a poziom agresji tych wypowiedzi zadziwia, biorąc pod uwagę, że to tylko książka o sztuce... “Fiksacja na własnej krzywdzie”. Jakoś dobrze koresponduje to z tytułem, czyż nie? Dziwnym trafem wszystkie te opinie napisali mężczyźni. Przypadek? Nie sądzę. Zawsze sobie myślę, kiedy słyszę/widzę coś takiego, że zwykła przyzwoitość wymagałaby, żeby - nawet jeśli nie popierasz - to przynajmniej siedzieć cicho. Serio, panowie, nie odczuwacie ani grama wstydu nadal głosząc tego typu rzeczy? Prawdziwy mężczyzna potrafi wziąć swoje błędy na klatę, a nie biadolić jak to czuje się dyskryminowany przez to, że kobiety mogą zabierać głos, pracować, zasiadać w zarządach i tworzyć sztukę. To sytuacja jak skompromitowanego polityka, który zamiast ustąpić, jest przyklejony do stołka i trzeba go siłą od niego odrywać. Faktycznie ciśnie się na usta hasło “cieszcie się, że chcemy tylko równości, a nie zemsty”.
Ocenę podwyższam za wydanie. Twarda oprawa, wiele reprodukcji i to wydrukowanych w kolorze, w bardzo dobrej jakości, tak że naprawdę można wyłapać detale i to, o czym pisze autorka (wbrew pozorom to nie jest reguła w książkach o sztuce). Poza tym sam układ graficzny, typografia, wyrzucenie dużym drukiem najważniejszych zdań... Tę książkę naprawdę dobrze się czyta i dobrze ogląda. Aha, a na końcu jest spis artystek, którymi warto się zainteresować.
Gatunek: sztuka
Komentarze
Prześlij komentarz