Zwierzęta łowne

Zwierzęta łowne i Tasmania, o której pisałam ostatnio, stanowią one dwie strony tego samego medalu.  Czytałam je jednocześnie i w obydwu tematem wiodącym jest ekologia i katastrofa klimatyczna (kk). Jednak sposób opowiedzenia tego tematu jest zupełnie inny. Początkowo miałam zamiar te dwie powieści opisać w jednym poście, ale ostatecznie zmieniłam zdanie - odsyłam więc też do poprzedniego wpisu.

W Tasmanii mieliśmy perspektywę europejskiej elity, w Zwierzętach łownych z kolei bohaterami są prości ludzie ze wsi i małych miasteczek, zaangażowani w zmianę społeczną, w ekologię. Bo wierzą, że tak trzeba, choć zarazem nie mają większych nadziei, że to coś da. To ci, którzy nie mają wyjścia, bo nie mają gdzie uciec, jak zwierzyna zapędzona w kozi róg. Też widzą na horyzoncie majaczący koniec i to dramatyczny (po apokaliptycznej wizji Szeptuchy miałam koszmar o kk). Bronią lasu przed rozjechaniem buldożerami, jest też osobista walka o naprawienie wyrządzonych krzywd. Po przeciwnej stronie barykady klasycznie: maczyści myśliwi, prowincjonalni biznesmeni zarabiający na przemyśle mięsnym i na wycinaniu lasu. Sprzyjające im władze, bo ręka rękę myje, zwłaszcza na takiej wsi, gdzie wszyscy się znają, a jedynego zakładu pracy nie można zamknąć, bo co stanie się z ludźmi? Celem szczegółowym (jak bym to ujęła w mojej zawodowej nomenklaturze) jest potępienie polowań, jako bezsensownego okrucieństwa, którego ofiarą są nie tylko zwierzęta, ale często też ludzie. Na czele tej wiejskiej rebelii stają jak zwykle kobiety, w tym te nazywane czarownicami - stare, żyjące na uboczu, w zgodzie z lasem, ale i młode, te z ideałami, wierzące, że kończy się świat, w którym cenę płacą tylko ofiary, i o to trzeba walczyć.  To, co jest tu novum to młody chłopak, dołączający do tego grona idealistów - dlatego, że jest zbyt wrażliwy i nie godzi się na to by przyjąć tradycyjne, patriarchalne wartości, reprezentowane zresztą przez jego ojca.

Do zwierząt łownych objętych całoroczną ochroną należą tylko łosie. Cała reszta musi sobie jakoś radzić.
Autorka opisuje nasze współczesne problemy - popaprany świat, popaprane relacje społeczne i relacje z przyrodą, na ogół wrogie, podział na lepszych i gorszych, silniejszych i słabszych. Zwierzynę łowną i drapieżników. Manichejska walka dobra ze złem. Warto dodać, że w naszym świecie zwierzyną łowną są przecież kobiety - w najlepszym razie zdobycz, trofeum, w najgorszym obiekt, który można bezkarnie zabić. Mazurek dobrze uchwyciła też realia życia w małych, hermetycznych społecznościach. To powieść wybitnie stawiająca na emocje, i na ich przepracowanie: traumy przeszłe i przyszłe. Ostatecznie wszyscy musimy sobie jakoś radzić.

Zwierzęta łowne są głosem młodego pokolenia (tzn. tej jego części, która nie została zmanipulowana przez hasła skrajnej prawicy) - zagubionego, nie identyfikującego się już z tradycyjnymi polskimi wartościami, Bóg, honor, ojczyzna, nie chcącego słuchać o wojnie, o komunizmie i papieżu Polaku… Ostatnie Pokolenie. Dla nich istotniejsze jest to, co się dzieje teraz i to, że nie widzą dla siebie dobrych perspektyw. Czy są w stanie zmienić cokolwiek tak by spełniły się marzenia Jurka o świecie, w którym ci, którzy dziś niszczą ten świat i krzywdzą innych, nie mają już nic do powiedzenia i nie mają już żadnej mocy sprawczej? 

Świat ma podobno kształt kuli i z tego wynika tylko tyle, że w dół potrafi toczyć się sam, wystarczy lekko go popchnąć, ale jak ma się toczyć w górę, to już ktoś musi w to włożyć trochę siły.

W jednej z opinii o tej powieści natknęłam się na takie zdanie: Nie da się walczyć ze złem, gdy jest się nikim. Bardzo mnie to zastanowiło i ubodło jednocześnie. Bohaterowie tej książki są właśnie takimi nikimi. Sama też czuję się nikim… Wobec tego to, co robię też nie ma sensu. Tyle, że to nie jest prawda: impuls do zmiany idzie od dołu, od tych  maluczcy, tylko chodzi o to, by robić to wspólnie, bo pojedynczych głosów faktycznie nikt nie słucha.  Ci, którzy są kimś, mają moc sprawczą, ale nie mają żadnego interesu, by zmieniać status quo. Albo im się nie chce, jak widzimy w Tasmanii. Bo oni mają gdzie się schronić. A nawet kiedy ktoś z owych ktosiów wypowiada się za zmianami, to nie brakuje zarzutów, że co on tam wie o prawdziwych problemach z perspektywy swoich pałaców. Tak czy siak do zmiany trzeba świat popychać, wymaga to wysiłku, co niestety trwa bardzo długo. Stąd też u Mazurek gorzkie refleksje na temat owego aktywizmu i tych, którzy wierzą, że coś można zmienić protestami, obywatelskim nieposłuszeństwem, reportażami. Reportażami uratujemy świat. Zaprowadzimy sprawiedliwość społeczną, potrwa to jeszcze jakiś milion lat, ale nam się uda. Tylko czy my dziś mamy jeszcze czas?

Kiedy myślę o sprawiedliwości czuję, że uchodzi ze mnie cała energia. Ktoś napisze reportaż i co dalej? Ci, którzy czują się bezkarni, będą dalej czuli się bezkarni. (...) Może tak, ale trzeba spróbować, inaczej zostaje nam siedzenie w bagnie. Odzyskać chociaż część życia, żeby znowu był spokój (...). Albo stracić resztki spokoju i złamać sobie życie chodzeniem po sądach, telewizjach, redakcją, walką o tak zwaną społeczną sprawiedliwość, która z góry będzie przegrana. Ale to też jest lepsze, lepiej być złamanym napierdalaniem się z systemem (...) niż się udusić od siedzenia w szambie.

Mimo tego, że nie jest to powieść napisana w klasyczny sposób: zmieniają się narratorzy, autorka stosuje technikę strumienia myśli, introspekcji, trochę metafor i poetyckiej maniery, to dobrze mi się to czytało. Pewnie dlatego, że porusza te struny, które są dla mnie ważne. Skrzyżowanie stylu Tokarczuk, Bator, Papużanki - skojarzenia z Prowadź swój pług przez kości umarłych same się nasuwają. Moim zdaniem tylko trochę to było zanadto zbyt dosłowne i zbyt czarno-białe. Za dużo owego lewicowego kodu, bezpośrednio wyrażonego w postaci peror przeciwko kapitalizmowi i liberalizmowi. O ile w literaturze non fiction taka krytyka rzeczywistości jest dla mnie ok, o tyle w powieści było to dla mnie takie over the top. Dumam też o tym, przerażona opisem reakcji tzw. zwykłych ludzi na protesty Ostatniego Pokolenia. Mimo to Zwierzęta łowne przemówiły do mnie znacznie bardziej, niż taka trochę wydumana Tasmania. Zakończenie też łączy w zasadzie te dwie powieści: to jest konkluzja - nie wiem, czy smutna, czy wręcz przeciwnie -  A teraz wstaniesz i pójdziesz dalej.

Metryczka:
Gatunek: powieść
Główni bohaterowie: Jurek, Katia, Matylda
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 272
Moja ocena: 5/6
 
Anna Mazurek, Zwierzęta łowne, Wydawnictwo W.A.B, 2024

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później