Afryka to nie państwo

Stereotyp - pogląd lub wyobrażenie utrwalone w świadomości dużej grupy osób, często o charakterze wartościującym;

nieprawdziwy, uproszczony i najczęściej negatywny obraz jakiejś grupy ludzi. Są wytworem kultury, czasem tak głęboko zakorzenionym w naszej świadomości, że wielu ludzi ma przekonanie o ich prawdziwości i nie przyjmuje do wiadomości informacji, które stereotypom przeczą.

Wiem jak bardzo wkurzające są stereotypy - świat się zmienia, rzeczywistość się zmienia, a stereotyp trwa. Jest nieprawdziwy. A mimo to trwa. Przychodzą kolejni ludzie i znowu słyszysz to samo: jak Śląsk to tylko kopalnie i zanieczyszczone powietrze. Tak samo pewnie muszą się czuć ludzie w Afryce, kiedy kolejnemu białemu wydaje się, że problemy każdego afrykańskiego kraju są takie same, że bieda, przemoc, czy ubóstwo pozostają endemiczne w Afryce, chyba że wielka liczba ludzi z zewnątrz zawstydzi swoje rządy, skłaniając je do koniecznego działania. Jeśli pokazuje się nam Afrykę, to prawie zawsze w negatywnym kontekście, prawda? Głód, nędza, choroby, konflikty, ludobójstwa, brak podstawowych zdobyczy cywilizacji, skorumpowane rządy, przemoc wobec kobiet i dzieci… Raczej nie zobaczycie tętniących życiem nowoczesnych miast, asfaltowych dróg, uśmiechniętych ludzi (no chyba że są to Masajowie w ich rytualnym tańcu), albo kreatywnego przedsiębiorcy. Dla kontrastu ewentualnie wspaniała przyroda, ale humor psuje mi to, że  teraz jest już o wiele mniej wspaniała, bo przetrzebili ją biali ludzie i kłusownicy. Pewnie dlatego, że i ja w głowie mam te obrazki, Afryka jest tym kontynentem, który z wszystkich zawsze interesował mnie najmniej: zarówno jeśli chodzi o jego teoretyczne poznawanie, z książek czy filmów, jak i ewentualną podróż.


Tak dla porządku: naprawdę są miejsca w Afryce, gdzie pada śnieg; woda płynie strumieniami i rzekami i pojawia się w kuchennych kranach, gdy jest potrzebna; zboże rośnie, kwitnie i jest eksportowane, żeby pomóc wyżywić resztę świata; i ludzie wręczają sobie prezenty na Boże Narodzenie*
Ten tytuł - Afryka to nie państwo - przyszedł mi od razu do głowy, kiedy niedawno na forum perfumowym natknęłam się na temat “jakie perfumy kojarzą się wam z Afryką”. Ale z jaką Afryką? Z marokańską medyną, z pustynią, z sawanną i safari, z dżunglą? A może z Madagaskarem i jego słynną wanilią? Czy tak samo wrzucamy do jednego worka i myślimy o Europie lub Azji? A co, gdyby jakieś państwa z zewnątrz mówiły nam, jak mamy rozwiązywać nasze problemy, albo organizowały kampanie - bez konsultacji z nami - żeby nieść nam pomoc? Przecież bylibyśmy oburzeni - już nawet wsparcie UE, w skład której wchodzimy przecież dobrowolnie, jest przez niektórych odbierana jako zamach na naszą suwerenność. Jeśli chodzi o Afrykę, to jest to na porządku dziennym: działają organizacje charytatywne, organizowane są zbiórki, powstają reportaże, filmy i piosenki… Stereotypowa narracja jest taka, że Afrykańczycy sami są sobie winni, że są tacy biedni, bo nie potrafią rządzić mądrze, dlatego bogatsze państwa zachodu ciągle muszą interweniować. Podobnie jak w Ameryce, europejskim mocarstwom o wiele bardziej zaawansowanym technologicznie, poszło łatwo podbicie Afryki i stąd ich poczucie, iż Afryka to kontynent dzikusów (mimo, że w dawnej Afryce też istniały państwa w pełnym tego słowa znaczeniu cywilizowane):
jeśli jesteś cywilizowanym narodem takim, jak my, będziesz w stanie się obronić w obliczu nagłego najazdu wrogiej armii, która chce tobą rządzić i odebrać ci wszystko, co posiadasz. Oto prawdziwa miara kulturalnych ludzi.
Wiele dzisiejszych krajów afrykańskich to nadal młode państwa, rządzone ciągle przez tych, którzy doprowadzili do ich niepodległości (i roszczą sobie z tego tytułu pretensje do władzy). W tych krajach ciągle występują jakieś konflikty między grupami etnicznymi, kiedyś żyjącymi osobno, a teraz wepchniętych w granice jednego, sztucznie wykreowanego, na zasadzie “palcem po mapie”, tworu. To kolonialiści wprowadzili te podziały. Imperium Brytyjskie wzniosło domek z kart, którego podstawową cechą konstrukcyjną było przewracanie się. Zachodni świat ma do tego stosunek, który można streścić tak: najpierw kogoś pobiliśmy, okradliśmy i wykorzystaliśmy, a potem mamy do niego pretensje, że sobie “nie radzi”. Co więcej, ten proceder nadal trwa. Biali ludzie - teraz już pod szyldem różnych korporacji - nadal czerpią z zasobów Afryki, narzucają jej swoje warunki, utrudniając rozwój i często gęsto wspierają tyranów. Wolny handel i globalizacja dobijają lokalne społeczności. Kraje zachodnie wymagają od krajów rozwijających się demokracji na ich wzór (Postęp w Afryce będzie niemożliwy, jeśli jej przywódcy nie będą ustępować ze swoich urzędów wraz z zakończeniem kadencji - powiedział Barack Obama), gdy tymczasem przyganiał kocioł garnkowi:
(...) mimo usunięcia Mugabego w 2017 roku rząd USA przy kilku okazjach dodał nowe sankcje (...) oskarżając rząd Mnangagwy o to, że nie stosuje się do podstawowych zasad demokracji. “W zeszłym roku prezydent Trump rozszerzył bolesne sankcje gospodarcze nałożone na Zimbabwe, wyrażając obawę o stan demokracji w Zimbabwe (...) - wczorajsze wydarzenia** pokazały, że USA nie mają moralnego prawa karać innego państwa pod pretekstem podtrzymania demokracji”.
Trochę nadal to wygląda na decydowanie o losach Afryki przez światowe mocarstwa, ponad głowami najbardziej zainteresowanych - jak w XIX wieku. Dziś do ich grona dołączyli Chińczycy, z tym że oni nie zadają pytań o prawa człowieka, ani nie wymagają zaprowadzania demokracji. Wybaczcie, że piszę cały czas “Afryki”, no ale dotyczy to całego kontynentu, niezależnie od kraju. A też i autor - na przekór tytułowi wcale nie opowiada osobno poszczególnych krajach, ale o problemach dotykających cały kontynent: stereotypowemu postrzeganiu, protekcjonalizmowi białego człowieka, grabieży bogactw. Poszczególne państwa służą tu raczej za przykłady tych problemów.  Zarazem wiadomo: Afryka to nie jest jednorodny kontynent, gdzie wszystko wygląda tak samo. Faloyin ukazuje on różne jej oblicza, zarówno krwawych dyktatorów i nepotów z kompleksem Boga, jak i wspaniałe, bogate państwa, które zostały rozgrabione przez białych najeźdźców. Z książki Faloyina ze zdumieniem dowiadujemy się np. że Rwanda (tak, ta Rwanda, którą kojarzymy tylko z ludobójstwem Hutu na Tutsi) jest obecnie szybko rozwijającym się krajem, nazywanym Singapurem Afryki, a jej miasta należą do najbezpieczniejszych na kontynencie. Mocno się też zdziwiłam, kiedy przeczytałam, że Afryka coraz mocniej inwestuje w technologie związane z AI. Ale ludzie tu są tacy, jak wszędzie: są i mądrzy, i głupi, potrafią lata całe trwać w stuporze i pozwalać się ciemiężyć, ale potrafią też się zbuntować, kiedy przeleje się czara goryczy.
Brak zróżnicowanego obrazu kontynentu na całym świecie nie jest winą Afrykanów, lecz bariery, która stara się nie przepuszczać ich światła; filtrów operujących tymi samymi przestarzałymi historiami w popkulturze i kampaniach charytatywnych o Afryce, która nigdy się nie rozwija.
Wydaje mi się, że bierze się to stąd, że choć ludzkość “wyszła” z Afryki, to teraz Afryki nie postrzegamy jako obszaru, którego mieszkańcy dzielą z nami uniwersalne ludzkie doświadczenia - tylko bardziej jako ziemię, która utknęła w przeszłości, nadal dziką, niby owad zastygły w bursztynie. Że moja intuicja była trafna, dowiodły wypowiedzi Polaków na temat Afrykańczyków, na które natknęłam się tuż po przeczytaniu tej pozycji. Znajdujemy wśród nich kwiatki, których naprawdę powinniśmy się wstydzić:
 
Dla mnie czarna rasa to jest coś dzikiego, coś tak odległego, jakaś inna zupełnie kultura, z którą nas nic nie łączy, a wręcz przeciwnie, wszystko dzieli.
Oni raczej nie planują tak, jak cywilizowani ludzie. Jak idą na polowanie, to nie wiedzą, czy będą zwierzyną, czy łowcą. ***
 
Tymczasem kiedy ludzie w Europie mieszkali w glinianych chatach, Egipt był już potęgą… I to nie starzejąca się Europa, czy zblazowana Ameryka są przyszłością świata, ale prawdopodobnie młode społeczeństwa takie jak te w Afryce. 

Faloyin protestuje więc przeciwko czarnemu PR-owi (gra słów niezamierzona), jaki ma Afryka. Ten ma wszak szkodliwy wpływ na interesy. Możemy się z autorem nie zgadzać - czy aby trochę nie pudruje on rzeczywistości, przemilczając niewygodne fakty**** i nie przesadza? Przecież de facto o każdym kraju na świecie pokutują jakieś krzywdzące stereotypy (czy nie trafia was szlag, jak przyjeżdża do Polski jakiś Brytyjczyk - a więc osoba mieszkająca na tym samym kontynencie, o 2h lotu stąd - i ze zdziwieniem rozgląda się po ulicach, że nie chodzą po nich białe niedźwiedzie?). I mimo wszystko Wakanda to fikcja… A czy to źle, że chcemy nieść pomoc? Na pewno jego tekst trzeba przemyśleć. Jest to wołanie ludzi, którzy za długo są traktowani protekcjonalnie i są już tym sfrustrowani i zmęczeni. Też bym była. Jak to się mówi, dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. A kiedy Afryce zostaną zwrócone zrabowane im skarby, ozdabiające teraz europejskie muzea? 

"pytanie o to, kto jest prawnie, historycznie, moralnie uprawnionym odbiorcą dzieł sztuki restytuowanych z Europy, będzie się w przyszłości pojawiać coraz częściej. Czy są to rządy, których państwa jako instytucje sukcesyjne kolonii często mają jeszcze problem z legitymizacją, czy też obecni członkowie poszczególnych narodów i następcy ich dawnych szefów, którym dzieła zostały z reguły zrabowane przez kolonialistów?" - pisze "Sueddeutsche Zeitung"*****
 
Styl Faloyina jest potężnym atutem tej książki. Autor pisze ze swadą, opowiada o Afryce tak, jak on ją widzi i zupełnie inaczej, niż to, co czytałam/widziałam do tej pory. Jego tekst jest przesycony ironią i mocno literacki, plasując się gdzieś pomiędzy reportażem, a eseistyką - w podobnym stylu do Nameriki Caparrosa. Kapitalna jest satyryczna dekonstrukcja wizerunku Afryki w hollywoodzkich produkcjach, a historia każdego kraju afrykańskiego w wykonaniu Faloyina byłaby powieścią pokroju Gry o tron.
Co ja wam zrobiłem - to zaskakujące, że tak niewinne pytanie zadaje brutalny dyktator rozwrzeszczanemu tłumowi 42 lata po tym, jak zaprowadził w kraju swoje okrutne rządy. Brak jakiejkolwiek samoświadomości słychać właściwie w każdej sylabie. Jedynym usprawiedliwieniem dla Mu’ammar al-Kaddafiego jest to, że zadając je, był w stanie paniki. (...) Kilka minut wcześniej grupka libijskich rebeliantów wywlokła Kaddafiego z rury kanalizacyjnej, do której się wczołgał.
Od tego stylu odbiega tylko ostatnia część książki, która niestety zrobiła na mnie wrażenie, jak przepisanej z jakichś oficjalnych biuletynów, pełnych górnolotnych frazesów. Autora zwiodła chyba pokusa, by o przyszłości pisać dużymi literami. Autor zalicza też trochę językowych wpadek (młody nastolatek; bieda, przemoc czy ubóstwo), tudzież zdumiało mnie przypisanie autorstwa Gry o tron niejakiemu D.B. Weiss ??? 

Jak zawsze w takich przypadkach, książka nie wyczerpuje tematu: marginalnie potraktowane są sprawy kobiet (choć autor przyznaje, że niezbędne jest wzmocnienie równości płci, przypomnienie w głęboko paternalistycznym społeczeństwie, że kobiet nie tylko warto słuchać, ale też warto za nimi iść), także problem katastrofy klimatycznej, która uderzy przecież bardzo w Afrykę; brakowało mi afrykańskiej literatury. Afrykę to nie państwo należy jednak traktować jako wstęp do tematu, przyczynek do dyskusji, tekst o charakterze opiniotwórczym. Na mnie wywarła ta pozycja piorunujący efekt - to jest chyba pospołu z Chłopkami, najlepszy reportaż, jaki czytałam w tym roku (a konkurencja jest spora) i jestem ogromnie wdzięczna Wydawnictwu Literackiemu, że wydaje takie rzeczy. Najlepszą rekomendacją jest chyba to, że w tempie natychmiastowym zapragnęłam sięgnąć po inne współczesne książki o Afryce i nadrobić zaległości w tym temacie. I to po przeczytaniu ledwie kilkunastu stron Faloyina. Ze wstydem przyznaję, że nie przeczytałam do tej pory na przykład kultowej książki Duch Króla Leopolda, która przez jakiś czas uchodziła za białego kruka, a u mnie kurzy się od lat na półce…Czym prędzej nauczyłam się też politycznej mapy Afryki. A Wy, co czytaliście/czytałyście o Afryce (nie, w Pustyni i w puszczy się nie liczy)? 
 
Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: Afryka
Miejsce akcji: Afryka
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 384
Moja ocena: 6/6
 

Dipo Faloyin, Afryka to nie państwo, Wydawnictwo Literackie, 2024


*tak, uwielbiam Do They Know It’s Christmas, ale nigdy nie wsłuchiwałam się w słowa tej piosenki - pewnie jak wiele z was
**chodzi o atak na Kapitol
*** wypowiedzi te pochodzą z nowej książki dot. Afrykańczyków, Jak biały człowiek, wydanej dopiero co przez W.A.B. - wydawnictwo przyznało, iż promując tę książkę w ms, na bieżąco musiało usuwać rasistowskie komentarze: “na 150 komentarzy ok. 100 było rasistowskich”. Nota bene książka jeszcze przed wydaniem tej pozycji na LC już pojawiła się jednogwiazdkowa ocena i opinia: Grafomaństwo, wyimaginowany rasizm i bardzo słabo napisana. Autorka bredzi, że słowo murzyn to szczyt rasizmu a z Polski robi drugie USA tylko, w którym rasizm w stosunku do białego człowieka przez czarnych jest bardzo agresywny i niestety promowany (pisownia oryginalna). 
**** np. że Rwanda skorzystała mieszając się do wojny w Kongo, wywożąc z tego kraju tonu kobaltu…
*****to komentarz do zwrotu brązów z Beninu, o których pisze Faloyin, co miało miejsce w ubiegłym roku. Ustępujący ze stanowiska prezydent Nigerii postanowił je oddać w ręce dawnej rodziny królewskiej, “dokonując w ten sposób prywatyzacji cennego dziedzictwa kulturowego”. Pojawia się pytanie, czy właściciel może swobodnie dysponować swoją własnością, czy może jednak - w przypadku dóbr kultury - zachodzą tu “wyższe” okoliczności. Na te powołują się zachodnie muzea. Analogiczna sytuacja miała przecież miejsce z obrazami zrabowanymi żydom podczas II wojny światowej, np. Złotą Adelą Klimta


Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później