Podsumowanie wakacji
Jako się rzekło, piękne lato dobiegło końca. Nie byłam jeszcze na urlopie, co paradoksalnie przekłada się u mnie na dosyć dużą ilość lektur, bo na wakacjach czytać nie umiem ;) Przede wszystkim udało mi się przeczytać wszystkie letnie lektury, które sobie założyłam. Może by tak nie było, gdybym nie spostrzegła, że do końca wakacji jest akurat 10 niedziel, i nie postanowiła publikować posty o tych książkach co niedzielę. Najbardziej spośród tych lektur przypadła mi do gustu My Davida Nichollsa, niezła była też nowa powieść Jojo Moyes, a rozczarowaniem okazały się klasyki, czyli W drodze Kerouaca i Smażone zielone pomidory.
Oprócz letnich niedziel pojawiły się na blogu (trochę mniej formalnie) letnie poniedziałki. Kiedy zorientowałam się, że przez kilka poniedziałków z rzędu pojawiały się u mnie wpisy reportażowo-podróżnicze, postanowiłam to kontynuować. Dominował kierunek Wschód; i tak byliśmy na Ukrainie, w Gruzji, w Tybecie (dwa razy), Grecji, Indonezji, Indiach. Wyjątkami była wyprawa palcem po mapie do Gujany (Ameryka Południowa), na Karaiby oraz reportaż o polskiej emigracji w Anglii. Szczególnie z tych książek polecam reportaż Roberta Stefanickiego o Tybecie - ku mojemu zmartwieniu post ten odwiedziło najmniej osób, a książka naprawdę zasługuje na zauważenie. Od autora dowiedziałam się, że fotografie z podróży do Tybetu znajdują się na stronie www.stefanicki.com . Drugą pozycją godną polecenia z tego cyklu jest Archipelag znikających wysp.
10 książek... - oznaczało to konieczność przeczytania jednej książki tygodniowo - ktoś pomyślałby, że to całkiem wystarczy. Ale nie ja oczywiście. I tak, poza letnimi niedzielami i literaturą podróżniczą przeczytałam jeszcze 24 inne książki. Wśród nich najbardziej polecam:
- Shoguna Jamesa Clavella
- Lamparta Giuseppe Tomasi di Lampedusa
- trylogię Zygmunta Miłoszewskiego o Teodorze Szackim (przeczytałam dwie części, Gniew jeszcze przede mną, ale już wiem, że nie ma takiej możliwości, żeby mi się to nie podobało)
- Achillesa Madeline Miller
- kapitalny reportaż o scjentologach Droga do wyzwolenia
Najczęściej powtarzającym się motywem wśród moich wakacyjnych lektur było oczywiście morze - co pewnie jest mało oryginalne, ale wskazuje na moją tęsknotę za jakimś uroczym, zagubionym zakątkiem, gdzie słychać byłoby tylko szum wody... Naprawdę potrzebuję "morskiej witaminy".
Najczęściej powtarzającym się motywem wśród moich wakacyjnych lektur było oczywiście morze - co pewnie jest mało oryginalne, ale wskazuje na moją tęsknotę za jakimś uroczym, zagubionym zakątkiem, gdzie słychać byłoby tylko szum wody... Naprawdę potrzebuję "morskiej witaminy".
Z czytaniem było u mnie zatem dobrze, w końcu ciepłe dni sprzyjały lekturze na kocu, w parku, ale już znacznie gorzej z pisaniem. To ostatnie nie sprawiało mi takiej frajdy, jak zwykle, zdarzały się książki, na temat których stwierdziłam, że - choć mi się podobały - to nie mam o nich nic ciekawego do powiedzenia. W sierpniu moją głowę zaprzątnęła nowa-stara pasja, czyli moda, a to wszystko przez książkę Joanny Glogazy - jej skutek u mnie jest odwrotny do zamierzonego ;) I zapewne odzwierciedlenie tego wkrótce zobaczycie też na blogu.
Zakupów książkowych nie było, bo wydałam wszystko na buty, ale za to jest już nowy stosik biblioteczny (jak już wszyscy się obudzili i zaczęli oddawać to, co przetrzymywali przez całe wakacje - z ośmiu zarezerwowanych książek dotarła do mnie w trakcie wakacji jedna):
Nie wiem, jak będzie z recenzjami powyższych, bo dopadł mnie jakiś kryzys czytelniczy, i "pisarski"...
Zakupów książkowych nie było, bo wydałam wszystko na buty, ale za to jest już nowy stosik biblioteczny (jak już wszyscy się obudzili i zaczęli oddawać to, co przetrzymywali przez całe wakacje - z ośmiu zarezerwowanych książek dotarła do mnie w trakcie wakacji jedna):
Nie wiem, jak będzie z recenzjami powyższych, bo dopadł mnie jakiś kryzys czytelniczy, i "pisarski"...
Ja kupilam ksiązkę Stefanickiego i na pewno niedlugo ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twoje tempo czytania, naprawdę...
OdpowiedzUsuń