Swoją drogą
Młody polski dziennikarz i podróżnik, autor już dwóch książek (a kolejna w drodze), zaprosił do podróży w trzy różne zakątki świata trzy bliskie sobie osoby. Z przyjacielem jedzie do Afryki, z żoną do Arabii Saudyjskiej, z ojcem do południowych Stanów Zjednoczonych. Dlaczego akurat tam? Kwestia wyboru samych zainteresowanych - Tomek może ich zabrać gdziekolwiek chcą, żadna destynacja mu nie straszna. To ma być podróż ich życia, spełnienie marzeń, bo w teorii przecież każdy marzy o tym, by podróżować, tylko z reguły znajdujemy tysiąc wymówek, by tego nie robić: bo nie ma pieniędzy, czasu, bo dzieci trzeba wychować, kredyt spłacić, firmę poprowadzić...
Mnie się wydaje, że ten współczesny pęd do podróżowania wynika z tego, że podróżowanie jest po prostu modne. Dziś modnie jest pojechać w najlepiej jakiś egzotyczny i mało odwiedzany zakątek świata (choć takich zakątków jakby coraz mniej), by potem się tym chwalić. Koniecznie trzeba pisać o tym bloga, cykać mnóstwo zdjęć, które potem trzeba wrzucić na fejsa, instagrama i do innych mediów społecznościowych. Dobrze jest jeśli jeszcze tym podróżom towarzyszą jakieś ekstremalne przeżycia - nocowanie w hotelu się nie liczy, koniecznie trzeba w hostelach, gdzie biegają karaluchy, albo pod gołym niebem... Powiedziałabym nawet, że jest jakieś parcie na to podróżowanie: jeśli ktoś nie podróżuje, to jest postrzegany jako safanduła, co to tylko siedzi w fotelu przed telewizorem, zamiast poznawać świat i przeżywać przygody. Coś z nim jest nie tak. Na pewno marzy o tym, by podróżować, ale ugrzązł w codzienności. Na pewno jest nieszczęśliwy. Wydaje mi się, że taka teza zbyt często pojawia się w literaturze podróżniczej. I z takiego punktu widzenia wychodzi właśnie Tomek Michniewicz.
Sam opis podróży jest w tej książce ciekawy, ale dla mnie drugorzędny. Szkoda, że w sumie prawie połowę książki zajmuje to, co mnie najbardziej interesowało, czyli wyprawa do Afryki, do dżungli. Podróż po południowych Stanach Zjednoczonych, śladem bluesmanów i jazzmanów, też w sumie średnio mnie ciekawiła. Natomiast opis wyprawy do Arabii Saudyjskiej, kraju segregacji płciowej, gdzie tradycja zderza się z nowoczesnością, był dla mnie fascynujący. Michniewicz przy tym stara się zburzyć nasze wyobrażenia o tym państwie, postrzeganym jako państwo opresyjne wobec kobiet. Generalnie to właśnie przemyślenia Michniewicza na temat odwiedzanych miejsc oraz jego własne refleksje życiowe interesowały mnie najbardziej. Szkoda, że nie było ich więcej. Michniewicz dochodzi do wniosku, że to, co myślimy o innych krajach jest bardzo skażone naszą mentalnością - wszystko widzimy przez nasz pryzmat (w sumie nic w tym dziwnego), narzucając obcym nasze własne wartości i obyczaje, które uważamy za najlepsze. Tymczasem punkt widzenia ludzi wywodzących się z innej kultury może być zupełnie inny. Co na przykład przyszło Afrykanom z niesienia tam cywilizacji? Pokazaliśmy im tylko, ile są w tyle za nami i że pewnie nigdy nie uda im się dojść do tego, co my mamy. Narzucanie zachodniej kultury w krajach afrykańskich sprowadza się do tego, że niszczymy tamtejsze tradycje, nie oferując praktycznie nic w zamian. Niszczymy ich środowisko naturalne, wycinamy lasy, zabijamy zwierzęta - dla naszych celów. By nam było lepiej. I co tym ludziom z tego, że dowiadują się tego, że gdzieś tam jest inny, lepszy świat, skoro nigdy do niego nie będą należeć? Czemu po prostu nie damy im spokoju, pozwalając im żyć na swój sposób? Do tych samych wniosków dochodzą zresztą autorzy Archipelagu zakazanych wysp, pisząc o globalizacji i europocentryzmie. Tak samo mieszkańcy i mieszkanki Arabii Saudyjskiej, postrzegają swoją sytuację zupełnie inaczej, niż my, z naszego "zachodniego" punktu widzenia.
Zatem Tomek Michniewicz w stosunku do odwiedzanych krajów zauważa, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i że to, co wydaje się nam być dobre dla innych, nie zawsze jest dobre dla nich w ich własnych oczach - ale czy podróżnik dostrzega, że ta sama sytuacja ma miejsce w odniesieniu do ludzi, których próbuje - trochę na siłę - uszczęśliwić podróżami? Że nie dla każdego podróżowanie jest szczytem marzeń. Nie każdy chce taplać się w błocie i walczyć o przetrwanie w dżungli. I nie ma w tym nic złego: jesteśmy różni, ludzie mają różne priorytety i powinniśmy to uszanować, zamiast narzucać im swój styl życia. To, co zrobił Michniewicz jest właśnie takim narzucaniem swojego stylu życia, tak jak my - przybysze z Zachodu, przez całe wieki narzucamy innym kulturom naszą własną. To, że on sam nie potrafi usiedzieć w miejscu, że nie widzi siebie w pracy od 8 do 16, że dusiłby się w takim życiu, nie oznacza, że tak samo mają inni! Nie każdy nienawidzi swojej pracy. Poza tym życie zawodowe nie ogranicza się do wyboru między pracą za biurkiem w korporacji, a wojażami po świecie - dróg zawodowych jest o wiele więcej, więc nie sprowadzajmy wszystkiego ciągle do tej mitycznej korporacji! Nie powiedziałabym więc, że autor wykazuje się w trakcie tych podróży szczególną
wrażliwością na potrzeby swoich towarzyszy - może jeszcze największą,
jeśli chodzi o jego żonę. Ale generalnie to realizuje on swoją wizję,
swój plan, chce udowodnić swoim bliskim ww. przedstawioną tezę. Iż podróżować każdy może - i nie tylko może, ale wręcz POWINIEN. I dziwi
się, kiedy jego przyjaciel, czy ojciec jednak nie reagują tak, jakby on
chciał, by reagowali. A czy Tomek Michniewicz zauważa, że on również popadł w rutynę? Że jeździ po świecie i do tych podróży podochodzi już z takim samym znudzeniem, jak księgowy, robiący miesiąc w miesiąc to samo. Więc może owo znudzenie życiem, rutyna nie zależy wcale od tego, co robimy, bo po prostu wszystko może nam się opatrzyć, zmęczyć? Wreszcie na ile owo podróżowanie Michniewicza nie jest uciekaniem od dorosłości i odpowiedzialności?
Owszem, podróże otwierają oczy, poszerzają horyzonty, są niesamowitym doświadczeniem, dla nie zmuszajmy ludzi do nich, jeśli wcale o nich nie śnią! Podróż może zmienić życie, spowodować, że podejmiemy pewne decyzje, lecz przecież życiową zmianę, przewartościowanie mogą spowodować równie dobrze inne zdarzenia: choroba, miłość, rozstanie, utrata pracy, a czasem nawet coś pozornie nieistotnego. Podróż nie jest lekarstwem na wszystko, a tym bardziej terapeutycznego działania na pewno nie ma spełnianie czyichś wyobrażeń o tym, jak powinno wyglądać nasze życie - tu bardzo trafnie podsumowuje to tato Michniewicza. Brakowało mi w tej książce takiego dystansu Michniewicza do samego siebie, a także poczucia humoru. Znowu wychodziło w wielu momentach napompowane ego autora, uważającego, że jestem wielkim podróżnikiem, a moja racja jest najmojsza. Ale przede wszystkim zabrakło mi wyraźnego podsumowania, czy rzeczywiście owe podróże zmieniły coś w życiu osób w nie zabranych, ale przede wszystkim - autora. Czy zdołał spojrzeć na świat oczyma tych, których chciał przekonać do swojego stylu życia? Czy nauczył się tego, że każdy ma swoją drogę?
Tomek Michniewicz, Swoją drogą, Wyd. Otwarte, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Metryczka:
Gatunek: literatura podróżnicza
Gatunek: literatura podróżnicza
Główny bohater: Marcin, Marianna, tata autora
Miejsce akcji: Kamerun/Arabia Saudyjska/Stany Zjednoczone
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 368
Moja ocena: 4/6Tomek Michniewicz, Swoją drogą, Wyd. Otwarte, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Ciekawe są Twoje obserwacji, co do podróżowania i trochę to brzmi jakby autor "kolonizował" czytelnika, tak jak Zachód kolonizował Afrykę ;) Dla mnie podróżowanie jest wartością, ale nie najważniejszą. Jest wartością, bo postrzegam je jako coś, dzięki czemu "kolekcjonujemy" doświadczenia, a nie rzeczy. Natomiast na pewno nie jest jedyną słuszną drogą zdobywania doświadczeń, i tak, jak piszesz, przemiany w nas zachodzą pod wpływem wielu różnych czynników. Nie ma jedynej słusznej drogi.
OdpowiedzUsuńBardziej może autor "kolonizuje" swoich współpodróżników, co do których zakłada, że podróż jest dobra na wszystko... oferuje im to, co jemu wydaje się najlepsze, co nadaje sens jego życiu, a nie do końca zastanawia się nad punktem widzenia drugiej osoby
UsuńA to już w ogóle nieładnie.
UsuńNie wiem, czy autor doszedł do tego, że każdy ma swoją drogę, ja tak:)
OdpowiedzUsuń