Do zobaczenia w Barcelonie

Grupka kobiet wybiera się na wakacje do Barcelony. Planują zwiedzać, a przede wszystkim wziąć udział w zaawansowanym kursie tańca flamenco. Wśród nich trzy główne bohaterki tej powieści: Ewa, Gośka i Marta. Ewa jedzie do Hiszpanii z drżeniem serca, bo czeka tam na nią jej kochanek. Gośka jest jej najlepszą przyjaciółką, jako jedyną wtajemniczoną w sprawę romansu. Marta natomiast ma ambicje zdobyć owego mężczyznę, wokół którego to wszystko się kręci. Paco, tancerza i nauczyciela flamenco... 

Polki na wakacjach. Barcelona, flamenco i miłość. A raczej flirt i miłostki. Generalnie mówiąc, poza flamenco, które robi za te bardziej szlachetne tło, wszystko sprowadza się tu do poszukiwania faceta. W centrum uwagi jest oczywiście przystojny Paco, na którego wszystkie dziewczyny ostrzą sobie zęby, ale jak nie Paco, to ktoś inny też się nada... Czy to Paco, czy też jakiś inny ognisty Hiszpan, który akurat się napatoczy, a nawet poznany w samolocie Polak - bohaterki ochoczo rzucają się w wir wakacyjnych romansów i przypadkowego seksu. Ich pobyt w Barcelonie jest nieustającą imprezą, alkohol leje się strumieniami: jest słońce, jest taniec, jest zabawa. Kobiety przy tym zachowują się jak poszukujące przygód i pozbawione rozsądku nastolatki. Wyjątkiem jest Ewa, która zmaga się z dylematem, czy zostawić całe swoje dotychczasowe życie dla Paco, z którym romansuje od dawna, ale głównie na odległość. I właśnie z tego powodu jest bohaterką bardzo denerwującą, a jej podejście trąci typowo polską martyrologią. Oto bowiem Ewa ma młodego kochanka, ale ciągle myśli o mężu, z którym ją już nic nie łączy (są w separacji) i który najwyraźniej ma ją gdzieś. Jest niepewna siebie i gdyby tylko mąż skinął ręką, bez wahania by do niego wróciła, rzucając w diabły romantycznego Hiszpana. Z drugiej strony jej wątpliwości są jak najbardziej uzasadnione, biorąc pod uwagę, że Ewa właściwie wcale nie zna Paco. Z tej perspektywy wątek dojrzałej kobiety zostawiającej wszystko dla przygody i romansu, który jest jedną wielką niewiadomą - wydaje się mocno nieprzemyślany i mało realistyczny. Marzenia marzeniami, piękne hasła o wolności i miłości, hasłami, ale co z pracą, co z dziećmi, co z przyjaciółmi w Polsce? Zakrawa to raczej na ucieczkę od rzeczywistości, w świat mrzonek - ucieczkę, która nie może zakończyć się dobrze. Do zobaczenia w Barcelonie jest taką właśnie mrzonką, pochwałą szaleństwa i ułudy, mającą dać czytelniczkom choćby namiastkę oderwania się od szarej, polskiej codzienności. Mogłaby być nawet takim swoistym kopniakiem, by coś w tej codzienności zmienić, gdyby była lepiej napisana. Trudno jednak uwierzyć w tę historyjkę i potraktować ją poważnie. Delikatnie mówiąc, fabuła Do zobaczenia w Barcelonie nie wzbudziła mojego entuzjazmu.

Postacie głównych bohaterek są papierowe, niedopracowane: nie wiemy jak one wyglądają, ile mają lat, czym się zajmują, jaką mają sytuację osobistą. Jest tylko tu i teraz. Żadna z bohaterek nie została przez pisarkę obdarzona ciekawą osobowością, wszystkie są nijakie i trudne do polubienia, mimo, że wydają się one kierować przede wszystkim pasją i emocjami. Nie pomaga nawet przedstawianie wydarzeń z punktu widzenia kolejno wszystkich bohaterów - przeciwnie, powtarzalność zdarzeń zaczyna nudzić, kiedy po raz trzeci czyta się o tym samym. Stosunkowo najlepiej opracowaną postacią jest Paco: jako jedyny ma nazwisko i jakąś przeszłość, z tym że w miarę czytania książki, jego osobowość i motywacje zamiast stawać się coraz jaśniejszymi, budzą coraz więcej wątpliwości... W miarę rozwoju sytuacji wzbudza on coraz bardziej ambiwalentne uczucia. Czy rzeczywiście Paco zasługuje na zaufanie, jakim obdarzyła do Ewa? Co więcej, autorka tych wątpliwości nie rozwiewa, denerwujące jest otwarte zakończenie powieści. 

Widać, że autorka, Anna B. Kann bardzo chciała stworzyć książkę przede wszystkim o Barcelonie, a miałka treść, poświęcona mało ciekawym perypetiom kilku kobiet jest czymś w rodzaju wypełniacza i uzasadnienia dla peanów na cześć stolicy Katalonii. Barcelona jest jedną z równorzędnych bohaterek powieści, a nie tylko jej tłem. Dla wielu czytelników może to być atut, wynagradzający słabsze strony tej książki. Wszystkie bohaterki uwielbiają to miasto, zachwycają się jego zabytkami i klimatem. Poświęcają sporo czasu na jego zwiedzanie, a pisarka z kolei poświęca sporo miejsca (i wysiłku) na opisy owego zwiedzania i typowych turystycznych atrakcji regionu. Kreuje obrazy barcelońskich zaułków, tętniących życiem kafejek, czy nęcącego przygodą portu jachtowego. Niestety robi to w sztuczny, przewodnikowy sposób, uciekając się nawet do mini-wykładów rodem z bedekera, na siłę jakby pragnąc przekonać czytelnika, iż Barcelona jest piękna i magiczna. Nie brakuje odniesień do popkultury, przede wszystkim do Zafona, czy do Vicky, Cristina, Barcelona. Na mnie to nie podziałało, nie zapałałam chęcią spakowania walizek i wyjazdu do Katalonii, ani też zapisania się na kurs flamenco. Ów hiszpański, gorący temperament, jaki cały czas w książce pulsuje sprawił na mnie wrażenie przerysowanego, niczym zawrót głowy po kilku głębszych, który jednak mija z porannym kacem...lub po powrocie z wakacji.

Językowo Do zobaczenia w Barcelonie również pozostawia wiele do życzenia: niepotrzebne zagłębianie się w nic nie znaczące szczegóły, za dużo opisów, no i płaskie dialogi, co jest piętą achillesową wielu początkujących pisarzy. Na plus fragmenty o flamenco, jako elemencie hiszpańskiej kultury.

Jeśli ktoś się wybiera do Katalonii, spokojnie może zabrać do walizki Do zobaczenia w Barcelonie, by towarzyszyła mu w zwiedzaniu. W przeciwnym razie jednak książki nie polecam, bo jest jedynie słabym, typowo babskim czytadłem, niewiele różniącym się do Harlequina. Jej lektura bardziej mnie denerwowała miałkością treści i mało wyrafinowanym sposobem jej podania, niż relaksowała, jak przystało na wakacyjną lekturę.

Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: Ewa i Paco
Miejsce akcji: Barcelona
Czas akcji: współcześnie
Cytat:  -
Moja ocena: 3/6

Anna B. Kann, Do zobaczenia w Barcelonie, Wyd. Pascal, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka

Komentarze

  1. Bardzo dziękuję za opinię :) Wnikliwą.
    Pozdrawiam - Anna B. Kann

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję za odzew. Zdaję sobie sprawę, że jestem krytyczna, ale nie każdemu musi się podobać każda książka.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Flamenco w Barcelonie? A moze kazaczok w Warszawie? Chociaz turysci kupują u nas czy w Pradze matrioszki... Co nie najlepiej chyba jednak o nich swiadczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że... niewiele wiesz o flamenco :)

      Usuń
    2. Na pewno w Barcelonie są dobre szkoly flamenco, tak jak mozna je na pewno znalezc w Warszawie czy Tokio. Ty powielasz schemat: Hiszpania = Barcelona=flamenco. Cliché dla turystów i w dodatku nieprawda.

      Usuń
  4. A ja już myślałam, że wyjeżdżasz do Barcelony ;)
    To już któraś z kolei recenzja tej pozycji, na którą trafiłam. Każdy ją ocenia inaczej. Jedni chwalą, inni nie. Muszę sama dać jej szansę, aby się przekonać - jaka jest ta książka...

    OdpowiedzUsuń
  5. polecam rozmowę...
    http://alexkuklov.wordpress.com/2014/09/02/sprobuje-wspiac-sie-na-wielkiego-kota-rozmowa-z-anna-b-kann-autorka-do-zobaczenia-w-barcelonie/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później