Grand
Hotele przemieniają także w inny
sposób. Kuszą, prowokują i popychają do przekraczania granic i robienia
rzeczy nienormalnych. Niekoniecznie szlachetnych lub godziwych.
Kloszard, znana dziennikarka,
rosyjska sprzątaczka, niemiecki pastor, znudzona żona bogatego biznesmena. Ich
losy krzyżują się w sopockim hotelu Grand, tym ekskluzywnym przybytku
branży turystycznej. Różni ludzie, za każdym stoi jakaś historia, a
często dramat. Zawody miłosne, romanse, albo tylko przelotny seks na jedną noc,
szalone imprezy, wieczory panieńskie i kawalerskie, pobyty w delegacjach i na
szkoleniach, poranki na kacu. Świadkiem tego wszystkiego są obojętne pokoje
hotelowe, przez które wcześniej przewinęło się setki innych osób. W
hotelu można poczuć się innym człowiekiem, wyzwolić się ze swoich ograniczeń,
zaszaleć, wyluzować się. Od tego właśnie jest hotel. Hotel, do którego można przyjechać, na jakiś czas przestać być honorowym i szlachetnym, załatwić pilne sprawy i ugasić swoje pożary i wrócić jakby nigdy nic do siebie (...). Trudno jednak poczuć się w
nim, jak w domu, trudno znaleźć w nim ukojenie, hotel tylko wzmaga poczucie
samotności i wyobcowania. W pewnym sensie spanie
w hotelach to forma wymuszonej bezdomności. Nie ma się w nich nic swojego,
poza przywiezionym bagażem. Pokoje, zamieszkiwane przedtem przez niezliczonych
lokatorów, korzystających
z tej samej pościeli i ręczników, jednorazowych buteleczek szamponu i dywizjonu pilotów, mogą przytłaczać swoją anonimowością i neutralnością. Osobiście hotele lubię, a na pewno tak
luksusowe jak Grand. Lubię ich elegancję, wygody, sterylność, fakt, że jestem obsługiwana, wystrój często o wiele ładniejszy, niż moje własne, skromne mieszkanko. Tu wszystko
może się wydarzyć, a personel musi zachowywać profesjonalizm nawet wobec
najdziwniejszych gości i ich życzeń. Nocleg
w hotelu raz na jakiś czas jest jak najbardziej wskazany. Pewnie jednak gdyby
przyszło spędzać mi w hotelach pół życia, nie byłoby to już dla mnie taką atrakcją...
Bo na marginesach i off-streamowych śmietnikach ląduje się za każdym razem za inne błędy
Po lekturze Na fejsie z moim synem, myślałam, że już
nigdy nie sięgnę po prozę Janusza Wiśniewskiego. Skusił mnie jednak sopocki
Grand. Hotel z duszą, z własnymi tajemnicami, pamiętający wizyty Hitlera,
Marleny Dietrich, de Gaulle'a, Putina i wielu, wielu innych sławnych osobistości...
Bohaterowie powieści nie są jednak szczególnie znani, ani nawet ekscentryczni.
Są raczej zmęczeni życiem, złamani wieloma niepowodzeniami, wyrzuceni na
margines. Nawet jeśli pozornie ich życie jest wzorowe, to za tą fasadą skrywa
się smutek, tęsknota za miłością, ból porzucenia, rozczarowanie. Są i tacy,
którzy nawet nie udają, że im się dobrze wiedzie. To oni, a nie hotel są w
Grandzie najważniejsi. Zamysł tej powieści jest podobny do polsatowskiego - i
wcale niezłego - serialu: Hotel 52. Janusz
Wiśniewski pochyla się nad kilkoma "nieudacznikami", pozwalając
czytelnikowi poczuć się jak podglądacz, szpiegujący innych przez dziurkę od
klucza. Na szczęście tylko w teorii i w odniesieniu do fikcyjnych postaci, bo wchodzenie
z butami w intymność innych ludzi mnie nie interesuje. O cudzych sekretach tak
naprawdę nie chciałabym wiedzieć, by nie zmienić zdania o tych, których lubię i
szanuję. Co dzieje się za hotelowymi drzwiami? Sporo na przykład w Grandzie erotyki i to takiej brudnej, odartej z romantyzmu i subtelności. Jednak uderzyło mnie, kiedy to czytałam, że sytuacje opisane przez
pisarza wcale nie należą do rzadkości, a raczej są normą. Troszeczkę wstydliwą,
taką, o którą się nie mówi, lecz dobrze sobie ją uświadamiać, by nie dziwić
się (nadmiernie), nie potępiać pochopnie. Kto jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamień... Czasem o pewnych rzeczach trzeba po prostu zapomnieć. Nie to, że to ja poczułam się rozgrzeszona, ale raczej rozgrzeszyłam kilka osób...
pudrem gangreny nie wyleczysz
Do hotelowych pokoi wracać nie trzeba. Można je omijać z daleka i w końcu zapomnieć. O wiele łatwiej wyrzucić z pamięci miejsca, które zaistniały dla nas tylko na kilka godzin jednej nocy. W domu - myślała - wspomnienia umierają o wiele dłużej albo pozostają na zawsze...Za tę naukę daję autorowi duży plus i zaliczam Grand do powieści udanych, co mnie bardzo cieszy. Szkoda, że autor nie wykorzystał potencjału tkwiącego w historii sopockiego hotelu - i tylko o tym napomina.
pudrem gangreny nie wyleczysz
To teraz trochę dziegciu w tej beczce miodu. Jest w pisarstwie Janusza Wiśniewskiego coś sztucznego. Nie wzbudza mojego zaufania wcielanie się autora w postaci kobiece i kaznodziejskie tony, w jakie wpada on pisząc o życiu, miłości i seksie. Tak samo nie wzbudzają zaufania bohaterowie powieści, bo czy może je budzić wyjątkowo niedobrana para: kloszard i dobrze sytuowana dziennikarka? Wiśniewski chyba czasem traci w swoich utworach kontakt z rzeczywistością i wychodzą z tego jakieś nieprawdopodobne sytuacje, takie jak te w pierwszej części Grandu. Drażni nie tylko oderwana od życia relacja Justyny i Lichutkiego, ale i anachronizmy oraz literacki język w ustach menela (tatul, dziad, niewiasta), a wreszcie wydumane i niepotrzebnie prześmiewcze nazwiska bohaterów, skoro ich losy wcale śmieszne nie są... Potem jednak pisarz porzuca
Justynę i Lichutkiego, zmieniając styl narracji, przechodząc
od akcji z dialogami do opowieści z perspektywy "wszechwiedzącego
narratora". Ta zmiana jest bardzo wyraźna i zdecydowanie wychodzi to
powieści na dobre. Pojawia się trochę klisz i banałów, ale znika ta pretensjonalność obecna w pierwszej części,
znikają również dziwactwa językowe. Jest jakoś po prostu "mniej Wiśniewskiego w Wiśniewskim".
Fajny, życiowy, choć nierówny. Taki jest Grand. Z reguły nie czepiam się literówek i błędów korektorskich, ale tu muszę się wypowiedzieć, bo ilość błędów w druku, typu spacja w środku wyrazu jest w tej książce zastraszająca. Występują praktycznie na każdej stronie.
Janusz Leon Wiśniewski, Grand, Wyd. Wielka Litera, 2014
Książka przeczytana w ramach wyzwania Grunt to okładka
Fajny, życiowy, choć nierówny. Taki jest Grand. Z reguły nie czepiam się literówek i błędów korektorskich, ale tu muszę się wypowiedzieć, bo ilość błędów w druku, typu spacja w środku wyrazu jest w tej książce zastraszająca. Występują praktycznie na każdej stronie.
Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: - Gatunek: powieść obyczajowa
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: współcześnie
Cytat: Teraz tyle żebractwa się rozpanoszyło, że i z duchem czasu trzeba iść, i
o swoje walory dbać. Jak tak dalej pójdzie to jeszcze chwila, a
nędzarze na Facebooku profilować się będą.
Moja ocena: 4,5/6Janusz Leon Wiśniewski, Grand, Wyd. Wielka Litera, 2014
Książka przeczytana w ramach wyzwania Grunt to okładka
Coś w tym jest - każdy z nas marzy o takim anonimowym miejscu gdzie można stać się zupełnie kimś innym...
OdpowiedzUsuń