W cieniu Pałacu Zimowego

Tak się jakoś dziwnie złożyło, że w styczniu, w ramach wyzwania Grunt to okładka przeczytałam wspomnienia rosyjskiej primabaleriny, a teraz, powieść Johna Boyne'a, opowiadającą o dokładnie tych samych czasach i zdarzeniach, co Prawdziwe wspomnienia Mali K. Jej bohater, Grigorij, jako nastolatek, zrządzeniem losu trafia w otoczenie Mikołaja II, w charakterze członka ochrony carewicza Aleksego. Jest zatem świadkiem ostatnich chwil cesarstwa rosyjskiego, na gruzach którego buduje swoje dalsze życie. Po zamordowaniu cara ucieka wraz ze swoją ukochaną na Zachód, gdzie prowadzi normalną, spokojną egzystencję. W książce przeplatają się wspomnienia Grigorija poświęcone Rosji oraz te, dotyczące jego dorosłego życia, spędzonego w Londynie. 

Niewątpliwie młode lata naznaczyły Grigorija na zawsze: pozostaje on rosyjskim patriotą, całe życie tęskni za swoją ojczyzną, rozumianą jako Rosja przed rewolucją październikową. Od dziecka Grigorij wychowany był w poszanowaniu dla cara, postrzeganego jako pomazaniec boży, a bezpośredni kontakt z nim, tylko utwierdził naszego bohatera w tym przekonaniu. Rodzina cesarska przedstawiana jest przez Boyne'a z bardzo prywatnej perspektywy: car to człowiek taki sam, jaki inni, kochający swoją żonę i dzieci, martwiący się o wspólną przyszłość w tych niepewnych czasach, odnoszący się po „ludzku” do służby i poddanych. W ten sposób autor wzbudza w czytelniku, mającym w pamięci ich smutny koniec, współczucie w stosunku do ostatnich Romanowów. Z drugiej strony taki obraz wydał mi się zanadto przesłodzony, życzeniowy: nie do końca wierzę w to, że car, wychowany przecież w przekonaniu o własnej wyższości, był aż tak bezpretensjonalny. Poza tym zabrakło tu trochę obiektywnego spojrzenia na wydarzenia w Rosji. Pisarz ledwie wspomina o tym, co dzieje się poza siedzibą cara, oczywiście pisze o niepokojach społecznych, ale tak, jak gdyby nie były one zupełnie związane z poczynaniami rodziny panującej, a ta ostatnia była tylko niewinną ofiarą rewolucjonistów. Jeśli zaś chodzi o malownicze szczegóły tych jakże romantycznych i działających na wyobraźnię czasów, o których mowa w opisie książki, to znacznie więcej znajdziemy ich w książce Adrienne Sharp. W zasadzie przy lekturze Pałacu Zimowego wiele rzeczy dopowiadałam sobie, mając ciągle w pamięci wspomnienia Matyldy Krzeszowskiej. Gdyby te dwie powieści można było połączyć, z jednej czerpiąc drobiazgowe oddanie realiów epoki, z drugiej akcję, powstałaby powieść idealna.

W cieniu Pałacu Zimowego jest w równym stopniu powieścią historyczną, jak piękną historią miłosną, gdyż kręci się ona wokół życiowej partnerki Grigorija, miłości jego życia, której nigdy się nie sprzeniewierzył. Autor, aby zbudować napięcie, stosuje tu ciekawy zabieg odwrotnej kolejności chronologicznej: Grigorija spotykamy w 1981 roku i w kolejnych rozdziałach cofamy się wraz z nim pamięcią, do roku 1918. Muszę jednak przyznać, że na mnie to nie podziałało, bo już na samym początku domyśliłam się tego, co miało być największą zagadką tej powieści, pozostając ukryte aż do samego końca.

Całość oceniam pozytywnie: John Boyle sprawnie posługuje się językiem, powieść bardzo dobrze się czyta, tak że właściwie prawie 400 stron można pochłonąć w jedno popołudnie. Mankamentem wydaje mi się to, że od samego początku czytelnik wie, że wydarzenia z kart Pałacu Zimowego nie mogłyby naprawdę mieć miejsca. Nie chodzi nawet o fakty, ale o ich prawdopodobieństwo. Jakie było bowiem prawdopodobieństwo tego, że zwykły chłopak z jakiejś wsi zabitej dechami, trafi w bezpośrednie otoczenie rodziny panującej, a car będzie z nim rozmawiał, jak równy z równym? Jest to powieść inspirowana losami ostatnich Romanowów, lecz będąca ewidentnie tylko fikcją literacką. 

John Boyne, W cieniu Pałacu Zimowego, Wyd. Świat Książki, 2011 

Książka zgłoszona także do wyzwania Czytam opasłe tomiska - 400 stron

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później