Rosja. Podróż do serca kraju i narodu
Rosja jest ostatnio w modzie,
zwłaszcza po olimpiadzie w Soczi, zwanej "olimpiadą Putina".
W księgarniach roi się od reportaży z tego kraju, ja jednak - choć lubię literaturę z akcją umiejscowioną w tym kraju - je omijałam,
zniesmaczona po lekturze Dzienników kołymskich. Książkę Jonathana Dimbley'a przygarnęłam z bibliotecznej półki
głównie dlatego, że przeglądając ją, natrafiłam na rozdział o Tołstoju. I od
razu jakoś się to wszystko połączyło: i lektura Anny Kareniny, i igrzyska, na
których pojawił się też przecież akcent literacki (Rosjanie chwalili się między
innymi swoimi pisarzami), i to co o Rosji pisze Dimbley.
Brytyjski dziennikarz BBC
odbył podróż przez cały kraj i dwa kontynenty - od Murmańska po Władywostok. Jego
relacja to połączenie reportażu, osobistych impresji oraz historii
Rosji w pigułce, począwszy od Ruryka, przez Piotra Wielkiego - pierwszego
"reformatora", aż po komunizm i jego upadek. Odwołuje się autor tu do
zjawisk takich jak wpływ religii prawosławnej na rozwój rosyjskiej
państwowości, czy rolę pisarzy właśnie. O Tołstoju pisze z nabożeństwem,
zwiedzając muzeum w Jasnej Polanie z egzemplarzem Anny Kareniny w ręku i zachwycając
się opisami przyrody tamże. Sic! Lewin to jego ulubiona postać literacka: arystokrata, który nigdy nie osiada na laurach, ziemianin, który dba o swoich ludzi i kocha uprawę ziemi, radykalny myśliciel, romantyczny kochanek, kochający ojciec, a jednocześnie outsider, ziarnko piasku w ostrydze społeczeństwa. Rzecz jasna te idealistyczne wyobrażenia Tołstoja okazały się nie mieć wiele wspólnego z prawdziwym życiem...
Literacki akcent na igrzyskach w Soczi. |
Dimbley za cel postawił sobie zrozumienie rosyjskiej duszy i
specyficznego rosyjskiego modus operandi. W trakcie swojej
podróży, owszem rozmawia z ludźmi, lecz tematem tych rozmów jest Rosja, a nie
losy jednostek. Ich owocem zaś jest przygnębienie tym, co się w Rosji dzieje i rezygnacja... Rosja to kraj przeżarty korupcją, gdzie rządzi silniejszy, a
każdy myśli o sobie, a nie o szczytnych ideach. Cytując Maksyma Gorkiego: Rosjanie mają tak nędzne i obskurne życie, że cierpienie jest dla
nich wytchnieniem, zamienia się w zabawę i bawią się nim jak dzieci,
rzadko wstydzą się swojego nieszczęścia. Pośród monotonii codziennego
istnienia smutek to dla nich wakacje, a pożar jest rozrywką. Zadrapanie ozdabia pustą twarz.
W pewnym sensie minusem książki jest
fakt, iż Dimbley pojechał do Rosji z gotową tezą: w Rosji nie ma demokracji,
wolne media nie istnieją, rządy Putina to nic innego, jak kryptofaszyzm. I
dziennikarz porusza się po Rosji poszukując raczej potwierdzenia tej tezy, niż
dowodów na to, że jest inaczej. Co więcej, rozmowy Dimbley'a z wybranymi
przedstawicielami narodu świadczą o tym, że Rosjanie wcale demokracji nie chcą,
uważają, że "to się u nich nie sprawdzi", chcą "silnego
przywódcy". Obserwując ceremonie rozpoczęcia i zamknięcia igrzysk, można
było zauważyć jak Rosjanie postrzegają siebie i jak chcieliby, by postrzegał
ich świat, a to niekoniecznie idzie ze sobą w parze. Rewolucja październikowa i
czasy sowietów to nie są rzeczy, którymi można się chwalić i które reszta
świata pochwala. A powszechnie praktykowane wypieranie tragicznej historii nie prowadzi Rosjan w dobrym kierunku. Putin jednak doskonale potrafi zadbać o odpowiedni entourage,
pokazując Rosję jako dumny, silny kraj - i widać, że to działa (przynajmniej na
niektórych). Sama wyrobiłam sobie o Rosji zdanie,
że w tym kraju w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło przez wieki całe. Kiedyś
był car, dziś jest Putin. Kiedyś była arystokracja, dziś są oligarchowie, a reszta
narodu bieduje. Mimo doświadczeń z komunizmem,
wydaje się, że historia zatoczyła koło. Dlaczego? Może wytłumaczenia należy szukać
w długotrwałym ćwiczeniu Rosjan na ludzi uginających karku. Już Cerkiew pospołu z władzą skutecznie tłamsiła
rosyjskie społeczeństwo, opóźniając rozwój cywilizacyjny: Kiedy
Europa Zachodnia wyszła z mroków średniowiecza i wkroczyła w postępową drogę
renesansu, a potem oświecenia, Kościół prawosławny prowadził swoich wiernych w
przeciwnym kierunku, zezwalając na realizację twórczych zapędów człowieka tylko
poprzez symbole religijne. Świecka sztuka była zakazana. Rosyjskie malarstwo
krajobrazowe, nawet alegoryczne nie istniało. Nie było świeckiego dramatu, ani
poezji; nie tworzono dzienników, ani czasopism. Gra na instrumentach muzycznych
była zakazana. Może Rosja zatem nie dorosła jeszcze do demokracji po tylu latach rządów autorytarnych? Nie wiem, czy w tym świetle pogląd autora nie jest zbyt jednostronny, za bardzo "zachodni" - a co, jeśli demokracja faktycznie nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem?
Nam do Rosjan trochę bliżej,
niż światu zachodniemu. W końcu to nasi sąsiedzi, na dobre i na złe, w końcu
też Słowianie i wiele zjawisk, opisywanych przez brytyjskiego dziennikarza
można odnaleźć też w Polsce - może nie na taką skalę, ale jednak. To, co
Brytyjczyka dziwi i szokuje, Polaków już może trochę mniej. Dzięki temu jednak
Podróż do serca kraju i narodu ma dla mnie bardziej obiektywny wydźwięk,
punktuje to, na co Polacy może nie zwróciliby uwagi. Książka trochę odczarowuje
Rosję i nie jest aż tak przygnębiająca, jak wiele innych reportaży, bo oprócz
negatywnych zjawisk pokazuje również piękno tego kraju. Autor odnosi się do Mateczki Rosji z uczuciem i dużą delikatnością. Myślę, że nie pozostaje on nieczuły na spotkania z beznadzieją, nędzą, chciwością, brzydotą, i doceniam, iż autor zauważa to, co często mnie nasuwa się przy lekturze reportaży:
Kiedy wyjeżdżałem z tej wymierającej wsi - niezagrzewający nigdzie długo miejsca kolekcjoner ulotnych wrażeń - ogarnęło mnie poczucie winy, z gatunku znanego dziennikarzom. Na całym świecie wchodziłem z butami w życie innych, wykorzystywałem ich do napisania mojej historii. Oczywiście chcę wierzyć, że świat dzięki temu dowiaduje się o niesprawiedliwości, nędzy, wojnie, czy głodzie, ale nie zmienia to faktu, że proces zdobywania informacji coś kradnie, wysysa z życia tych, których przyszpilam notesem, czy kamerą, jak rzadki okaz motyla.
Zdecydowanie to bardzo dobra rzecz i warto ją przeczytać, by otworzyć swoje oczy na to, co dzieje się u naszego sąsiada, zwłaszcza, że dziennikarz potrafi pięknie pisać. Podsumowując
swoją podróż Dimbley cieszy się, że ją odbył - z osobistego punktu widzenia, w pewnym sensie jest Rosją zafascynowany - jednak
doświadczenia tego nie chciałby powtarzać. To charakterystyczne: do Rosji mało
kto chce wracać...
Niesamowite jak wiernym
odzwierciedleniem tego, o czym pisze Jonathan Dimbley jest książka A.D. Millera pt.
Przebiśniegi. Ten były korespondent The Economist w Moskwie pisze w swojej
powieści o dokładnie tych samych zjawiskach, co jego kolega z BBC: korupcji,
przestępstwach gospodarczych, olbrzymim bogactwie oligarchów, kontrastującym z
wegetacją zwykłych ludzi. Łącznie z przewijającym się powiedzonkiem To jest
Rosja. Bohaterem i narratorem Przebiśniegów jest również Anglik, prawnik, który
próbuje ugrać coś dla siebie z przemian gospodarczych zachodzących u naszego
wschodniego sąsiada. Mógłby on być alter ego Dimbley'a, zwłaszcza gdy
zastanawia się, czy sam jest lepszy od tych skorumpowanych Rosjan, o których ma
tak kiepską opinię - i dociera do niego, że nie... Jego sposób narracji jest
tak podobny do reportażu Dimbleya, że - w związku z równoległą lekturą tych
dwóch książek - były momenty, kiedy zapominałam, co czytam. (...) z
Rosjanami nigdy nic nie wiadomo. Przez dziesięć lat mogą taplać się w błocie i
wódzie, a potem, jeśli tylko dobrze się przyłożą i znajdą odpowiednią
motywację, w pół dnia potrafią wyczarować drapacz chmur albo rozstrzelać carską
rodzinę - z typowo brytyjskim poczuciem humoru mógłby równie dobrze napisać
Dimbley, podziwiając Kolej Transsyberyjską (lub dzisiaj - Soczi). Kiedy w powieści do bohatera
przyjeżdża w odwiedziny matka, zastanawiałam się, ile też ona może mieć lat,
skoro bohater ma 60... dłuższą chwilę trwało, zanim dotarło do mnie, że to nie
Dimbley, a powieściowy Nicholas, który ma lat niespełna 40. To był kuriozalny moment.
Fakt, że to bardziej reportaż, niż kryminał, ale Przebiśniegi pozytywnie mnie
zaskoczyły - spodziewałam się, że to będzie takie nic, a okazało się, że to
błyskotliwie nakreślony obraz rzeczywistości w Rosji nowej daty. W Rosji
(...) nie ma historii o interesach. Nie ma historii o polityce. Ani historii
miłosnych. Są tylko historie kryminalne.
Jonathan Dimbley, Rosja. Podróż do serca kraju i narodu, Wyd. Zysk i s-ka, 2012 (576 str.)
A.D. Miller, Przebiśniegi, Wyd. Świat Książki, 2011
To ostatnia póki co publikacja z hasłami Rosja i zima - muszę odpocząć od tematu. Reportaż o Rosji to opasłe tomisko, a Przebiśniegi wygrzebałam z własnej półki.
Mam parę książek podróżniczych o Rosji, za które się jeszcze nie zabrałam. Może w końcu na nie czas znajdę... :)
OdpowiedzUsuń"Przebiśniegi" mnie również zauroczyły, znakomita książka. Nigdy nie wpadłabym na pomysł, by nazwa tych kwiatków miała takie znaczenie:)
OdpowiedzUsuńA za Dimbleyem się rozejrzę, choć kusi mnie również książka Piotra Milewskiego "Transsyberyjska. Drogą żelazną przez Rosję i dalej".
Mnie też zainteresowała Transsyberyjska. No i jeszcze Colina Thubrona Po Syberii
OdpowiedzUsuń