Belgijska melancholia
Książkę Marka Orzechowskiego Belgijska melancholia
przeczytałam z dużą przyjemnością, bo Belgia, choć kraj niby stosunkowo
bliski, ale – jak się okazuje – tak mało znany. A to, że mało znany,
wynika po części z mentalności Belgów: nie lubią oni epatować swoimi
osiągnięciami, czy dostatkiem, cenią sobie skromność, dyskrecję oraz
prywatność. Tu nikt nikomu nie zagląda do łóżka, nie mówi jak żyć, nie
ocenia. Belgowi obca jest hipokryzja, a jego dewizą jest „nie rzucać się
w oczy”.
Belgowie nie mają
też – tak jak Polska – takiego poczucia narodowej tożsamości, ponieważ
Belgia jest krajem stosunkowo młodym. Kiedyś nie było po prostu takiego
państwa, były Walonia i Flandria, które przez wieki podlegały różnym
wpływom, w zależności od zmieniającej się sytuacji na politycznej mapie
Europy. Te historyczne zaszłości i podziały są aktualne do dzisiaj,
niedawno mówiło się przecież o możliwości rozpadu Belgii. To, co nas
chyba łączy z Belgami, to kontestowanie władzy: ostatnim okupantem jest zawsze własny rząd – pisze Geert van Istendael.
Belgijska melancholia
nie jest przewodnikiem, ale reportażem napisanym z punktu widzenia
człowieka, który spędził w tym kraju wiele lat i zdołał poznać
mentalność jego mieszkańców. Marek Orzechowski bardzo płynnie
przemieszcza się po różnych tematach: od historii do współczesnej mody,
od budynków Unii Europejskiej do malowniczych zakątków flamandzkiego
wybrzeża, od opowieści i pisarzach i artystach do kuchni. W skrócie
omówione są tu chyba wszystkie najważniejsze aspekty życia w tym kraju, w
tym stosunek Belgów do religii, polityki, rodziny, monarchii. Fakty
mało znane i nieznane. Znajdzie się też coś też dla moli książkowych...
Jednym z
najciekawszych dla mnie rozdziałów był ten o religii i rozdziale
Kościoła od państwa. Mimo, że w Belgii religia właściwie umiera, nikt
nie powiedziałby, że mieszkańcy tego kraju są pozbawieni zasad moralnych
i że w związku z tym czegoś ludziom brakuje. Wręcz przeciwnie, poziom
życia jest tu bardzo wysoki:
90% dzieci w wieku 3 lat i 100% czteroletnich chodzi do przedszkola. Każde dziecko na zapewnione bezpłatne, całodzienne miejsce w przedszkolu. (…) Ale problemów nie ma z opieką także i nad małymi dziećmi, już od szóstego tygodnia życia – kraj pokryty jest gęstą siecią żłobków i ośrodków tak zwanych dziennych matek.
Zawód nauczyciela ma w Belgii bardzo wysoki prestiż, jeden z najwyższych i jest dobrze płatny.
Wyposażenie szpitali i klinik uchodzi za jedno z najlepszych w świecie, na operację nigdy nie czeka się długo.
Do tej pory Belgia
pozostawała dla mnie właściwie terra incognita, znacznie bardziej
pociągała mnie Holandia. Byłam w tym kraju tylko raz i to właściwie
przejazdem – teraz żałuję. Jeśli już Belgia z czymś mi się kojarzyła, to
głównie z Unią Europejską i... powieścią Nielegalne związki.
Poza tym przecież to, czym się od wielu lat zajmuję zawdzięczam pewnemu
Belgowi (a właściwie Limburgczykowi), który wszystkiego mnie nauczył....
Po przeczytaniu Belgijskiej melancholii zadumałam się i pomyślałam, że chyba jestem Belgijką, a w każdym razie powinnam nią być...
Marek Orzechowski, Belgijska melancholia, Wyd. Muza, 2011
Komentarze
Prześlij komentarz