126 dni na "kanapie"
Gorazdowski koncentruje się w swojej
książce na przejeździe przez kraje Azji, końcówka poświęcona jest USA.
Napisana jest ciekawie, z poczuciem humoru, bez zbędnego przynudzania
(może z wyjątkiem fragmentów o problemach biurokratycznych), za to można
w książce znaleźć wiele ciekawostek. Autor wyraźnie nie polubił Indii –
a ja czytając opis tego kraju, ze zgrozą myślałam o ludzkiej
bezmyślności i niszczeniu naszej planety. Szkoda, że – summa summarum –
panowie odwiedzili tak mało krajów. Partner pana Tomasza – generalnie
był nieobecny.
To, co uznałam za wadę książki, to
sposób, w jaki jest wydana. Z jednej strony na eleganckim kredowym
papierze, z drugiej zaś drobniutki druczek, niekomfortowy w czytaniu.
Nie bardzo widzę sens takiego zabiegu. Owszem są w książce zdjęcia, ale
nie są one jakoś specjalnie ciekawe. Często w tekście pojawiają się też
odnośniki do adresów internetowych, gdzie można znaleźć więcej
informacji na dany temat. To też mi się nie podobało, bo przecież nie
wszyscy czytają książkę z komputerem pod ręką, a poza tym linki mogły
się już zdezaktualizować.
W mojej ocenie ta książka wypadła lepiej, niż Wielka wyprawa na południe.
Widzę, co prawda kilka wspólnych elementów, jak presja czasu, pisanie o
problemach technicznych, o pogodzie – ale to jest przecież nierozłączne
z tego typu przedsięwzięciem. Ewan McGregor też ciągle narzekał na
zmęczenie i brak czasu, a opisów krajobrazów i atrakcji turystycznych
było znacznie mniej, niż u Gorazdowskiego. Na pewno nie jest to książka
dla pasjonatów motorów, nie jest też to reportaż, ale raczej dziennik z
podróży. Moim zdaniem warto zerknąć na tę pozycję po to, aby przekonać
się, że nawet najbardziej szalone marzenia można zrealizować, jeśli się
tylko chce.
Tomasz Gorazdowski, 126 dni na "kanapie". Motocyklem dookoła świata, Wyd. Bezdroża, 2010
Komentarze
Prześlij komentarz