Teatr ryb
Wiatry pewnie nigdy nie
zawieją mnie na Nową Fundlandię, ale gdyby mnie zawiały, pewnie stwierdziłabym,
że jest tam zimno, szaro i ponuro. Nie dla mnie. Bynajmniej nie romantycznie,
jak można by od biedy sobie myśleć, wyobrażając sobie bezkres oceanu, fale
bijące o brzeg i kłębiącą się mgłę. Pewne pojęcie o tej krainie mogłam sobie
już wyrobić na podstawie Kronik portowych i Dostatku. I, owszem, jest coś w
Nowej Fundlandii, co mnie urzeka, dlatego sięgnęłam po kolejną książkę na jej
temat, mimo wszystko jednak chyba nie chciałabym tam pojechać osobiście.
Wciągnij wielki haust czarnego, lodowatego, tłuczonego szkła i sięgnij wzrokiem tam, gdzie wiatr ostrzy sobie zęby o sztagi starych draggerów.
Ktoś powiedział (nie pamiętam
kto), że nie zdawał sobie sprawy z tego, że Bóg stworzył tyle NICZEGO. Nagiej
skały, ziemi przesiąkniętej morską wodą, na której nic nie chce rosnąć,
smaganej wichrami i skutej zimą przez 8 miesięcy w roku. Zawsze doskwierała tu
bieda, a nie raz głód; dostatek ryb był iluzoryczny. Na Labradorze jest jeszcze
gorzej - to w zasadzie kupa kamieni, poprzecinana od czasu do czasu rzeką o
kolorze herbaty. Żyją tam tylko najwytrwalsze niedobitki i resztki tubylczych
plemion, Innu i Inuitów. Zresztą również skazane na wymarcie - najwyraźniej
współczesny styl życia im nie służy. Labrador odkryli Anglicy. Nie ma tam nic, co przedstawiałoby jakąkolwiek wartość - głosi Hiszpańska Mapa Nowego Świata z 1529 roku.
Tytułowych "ryb" nie trzeba zbyt obszernie przedstawiać
Tytułowych "ryb" nie trzeba zbyt obszernie przedstawiać
St. John, źr. via Pinterest |
Mgła uwodziła, doprowadzała do szaleństwa i powodowała katastrofy
Teatr ryb to kawał nie tylko dobrego reportażu, ale i literatury. John
Gimlette wydaje się godnym następcą Colina Thubrona, choć szczerze mówiąc
jedyna czytana przeze mnie książka Thubrona, Po Syberii, straszliwie mnie wynudziła. W przeciwieństwie do Teatru ryb, tętniącego życiem
mieszkańców napotykanych miasteczek i ziem, iskrzącego się humorem i
czarującego całym mnóstwem dykteryjek. Przepiękny jest rozdzialik o górach
lodowych - to mistrzostwo samo w sobie.
od zachodu do miasta przegryzały się łosie
Niech nikt nie myśli, że góra lodowa to zwykła bryła zamarzniętej wody. Oglądałem przepiękne korony, dłonie, katedry i piramidy. Curven widział raz nawet opactwo Fountains, wynurzające się z mgieł. Niektóre były naszprycowane akwamaryną lub rozpalały na powierzchni oceanu malachitowe blaski. za dnia dręczyły horyzont wymyślnymi mirażami - grzybów, młotków i uszu Salvatora Dalego. W nocy lśniły jak planety.Jeśli mogę mieć zastrzeżenia, to tylko takie, że autor zbyt szybko przeskakuje z tematu na temat, od nazwiska do nazwiska (książka powinna mieć skorowidz kto jest kto), tak że momentami traciłam orientację, dlaczego czytam to, co właśnie czytam. Tych opowieści jest tyle, ile ryb w ławicy. Dlatego Teatru ryb nie należy czytać szybko, należy się nim delektować. Co ciekawe, z niektórymi wątkami już się zetknęłam we wspomnianych powieściach Anne Proulx i Michaela Crummey'a. Ten pseudorealizm magiczny, wcale nie jest tu taki magiczny, to raczej rzeczywistość trąci surrealizmem. Cumowanie domów, na podobieństwo łodzi, i przeciąganie ich z miejsca na miejsce jest tu powszechne. Prawdziwa jest walka o rząd dusz, pomiędzy kościołami: katolickim i protestanckim. A przypominacie sobie "kolędników" z Dostatku, grasujących po nowofundlandzkich siołach? - to również stara tradycja, mummersi. Ze zdziwieniem odkryłam nawet, że historia genialnej śpiewaczki Ester, opowiedziana w Dostatku, jest oparta na faktach - rzeczywiście istniała taka artystka - jej dzieje przytacza Gimlette.
od zachodu do miasta przegryzały się łosie
Nowa Fundlandia to nie jest
cukierkowa kraina. Nie ma tu miejsca dla turystów, mięczaków i romantyków. Cywilizacja cały
czas przegrywa tu z naturą, łosie wypierają ludzi, a w niektórych wioskach można zostać zjedzonym przez [własne] husky. Kolonizacja nie przyniosła wyspie zbyt wiele dobrego.
Takie refleksje wyzierają z reportażu Gimlette. W pewnym momencie autor konstatuje,
iż to całe ubóstwo (zarówno ludzkie, jak i krajobrazu) nie robi już na nim
wrażenia, patrzy na nie chłodnym okiem i jego samego taka postawa zaczyna
przerażać. Obserwacja godna mistrza reportażu.
Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: Nowa Fundlandia i Labrador
Miejsce akcji: Nowa Fundlandia i Labrador
Czas akcji: od XII wieku po współczesność
Cytat: Nic nie wskazuje na to, by RYBY zamierzały powrócić
Moja ocena: 5,5/6
John Gimlette, Teatr ryb. Podróże po Nowej Fundlandii i Labradorze, Wyd. Czarne, 2014
Książka przeczytana w ramach wyzwania Czytam opasłe tomiska (562 str.)
*Nigdy nie graj z dziećmi, ani z rybami - powiedział ponoć Kevin Spacey po kręceniu Kronik portowych
Komentarze
Prześlij komentarz