Strongman u szczytu władzy
Hmmm, czytasz o
Putinie? Moi znajomi zadawali mi to pytanie z niedowierzaniem w
głosie i niejaką dezaprobatą w wyrazie twarzy. Tak jakby fakt, że
czytam książkę o prezydencie Rosji świadczył o tym, że jestem
jego fanką. Nie, nie jestem fanką Putina, ani rusofilką, nie mam
też skłonności autorytarnych, a władza mnie specjalnie nie podnieca. Co więcej, polityka śmiertelnie mnie nudzi.
Ale lubię poznawać świat, a wiedza na temat tego, w jakiej
rzeczywistości żyjemy, wydaje mi się szczególnie ważna. Nie chcę
polegać przy tym wyłącznie na medialnej papce serwowanej nam na
co dzień: dziś Rosja zdecydowanie nie cieszy się dobrą reputacją.
Czy zresztą kiedykolwiek się cieszyła? Zimna wojna skończyła się
za Gorbaczowa, ale wszystko wskazuje na jej powrót. Rosja jakoś nie
może dogadać się z państwami Zachodu, ciągle występując z
pozycji hegemona, mocarstwa, któremu wolno wszystko. A winę za to
ponosi główny reżyser i aktor tego politycznego spektaklu:
Wladimir Putin. Zbrodniarz bez kary, jak krzyczą dzisiejsze nagłówki
gazet. Czy rzeczywiście?
Jest uprzejmy, ale
potrafi też zachować się gruboskórnie
Książka Angusa
Roxburgha, brytyjskiego dziennikarza, specjalizującego się w
stosunkach z Rosją nie jest biografią rosyjskiego przywódcy, lecz
biografią lat jego rządów. Dziennikarz pokazuje, jak Putin pojawił
się zupełnie znikąd, człowiek no-name, były agent KGB,
namaszczony przez ustępującego Jelcyna. Dziś Wladimir stał się
symbolem dyktatora, sprawującego rządy silnej ręki, a jednocześnie
typa macho, człowieka niesłychanie próżnego i czułego na swoim
punkcie. Potrafi bez wahania zbesztać innych polityków,
nawet szefów innych państw. To człowiek o dwóch twarzach. Nie
zawsze tak było. Putin początkowo był dosyć powściągliwy, ale
również otwarty na świat i reformy w Rosji. Zależało mu na
dobrych stosunkach z Ameryką i Europą Zachodnią, wydawało się
również, że prezydent rzeczywiście chce ukrócić nadużycia
gospodarcze, do których doszło w Rosji wskutek dzikiego
kapitalizmu, za rządów Jelcyna. Stopniowo jednak wypływały
kolejne sprawy, w tym budowa tarczy antyrakietowej, przyjęcie do
NATO krajów Europy Środkowej (czyli Polski), brutalne wojny w
Czeczenii, ataki terrorystyczne na szkołę w Biesłanie, potem
pomarańczowa rewolucja na Ukrainie i wreszcie wojna z Gruzją. W
tych kwestiach Zachód, a szczególnie Ameryka nie zgadzała się z
Rosją, nie godząc się na podtrzymywaną przez ten kraj wizję
mocarstwa, który swoich sąsiadów traktuje nadal, jak kraje
satelickie. To bardzo, bardzo, duże uproszczenie, jakie zastosowałam
tu, by powiedzieć, że stosunki Rosja-Zachód oziębiały się coraz
bardziej, a dziś osiągnęły już chyba poziom arktyczny. Angus
Roxburgh pokazuje wszystkie te konflikty i ścierające się interesy
obydwu stron w niezwykle jasny, czytelny sposób, pisząc prostym
językiem. Jak już napisałam, nie znoszę polityki, tymczasem
Strongmana przeczytałam prawie z wypiekami na twarzy i wreszcie mam
pojęcie, o co w tym wszystkim chodzi. Dzięki książce tej
możemy zajrzeć za kulisy światowej polityki, najgorętszych spraw,
które absorbowały świat w przeciągu ostatnich 15 lat. Znalazło
się tu i kilka anegdotek z życia wierchuszki politycznej, lecz nie
umniejsza to wartości merytorycznej tej pozycji. Trzeba przy tym
pochwalić Roxburgha nie tylko za merytorykę, ale i obiektywizm:
pokazuje on Putina, nie tylko jako „tego złego”, ale także jako
człowieka, któremu zależało na „zaprowadzeniu porządku w
kraju”, także na dobrych relacjach z Zachodem i walce z
terroryzmem. Z biegiem czasu jednak Putin coraz bardziej zaostrzał
kurs polityki, zarówno wewnętrznej, jak i zagranicznej. W kraju
bardzo ważnym narzędziem sprawowania władzy przez Putina i jego
stronników, są media, całkowicie podporządkowane rządowemu
punktowi widzenia. Wolność miała być dla Rosjan ceną za względny
dobrobyt. Tylko czy można mówić o dobrobycie, skoro większość
majątku pozostaje w rękach kilku oligarchów, gospodarka się nie
rozwija, a kraj jest przeżarty korupcją? Czy Wladimir jest żywym
dowodem na to, że władza demoralizuje, a władza absolutna
demoralizuje absolutnie?
Największym wrogiem Rosji bywa ona sama: zwłaszcza, gdy dostrzega złe intencje tam, gdzie ich nie ma, gdy boi się demokratyzacji, zamiast przyjmować ją z otwartymi ramionami. Ale Zachód także nie potrafi zrozumieć, jakie procesy zachodzą w Rosji i nie traktuje jej z szacunkiem, jako kraju, który chciałby być częścią międzynarodowej społeczności, a nie jej wyrzutkiem.
Strongman nie
jest książką jednoznacznie potępiającą Putina i jego politykę
– autor raczej stara się zrozumieć, co kieruje rosyjskim
przywódcą i zrozumieć dlaczego z jego dobrych chęci nic nie
wyszło. Roxburgh zwraca uwagę na fakt niezrozumienia Zachodu
dla mentalności Rosji i vice versa. Putin nie liczy się ze
społeczeństwem, co tak bardzo irytuje Zachód. Ale Rosjanie mają
już dość cudzoziemców mówiących co jest dla nich dobre i
wypisujących o nich negatywne opinie. Powrotu do komunizmu w Rosji
już chyba nie ma, ale pewne aspiracje zostały i nie ma się co
dziwić, że tak potężne państwo, z potężnymi zasobami,
chciałoby być darzone na międzynarodowej scenie szacunkiem. Punkt
widzenia zależy od punktu siedzenia: my widzimy deptanie praw
człowieka i prawa, i nie potrafimy zrozumieć obawy Rosjan przed
amerykańską dominacją i wtrącaniem się w ich wewnętrzne sprawy.
Z kolei Putin nie rozumie demokracji i nie dostrzega prostej reguły,
że im większe represje, im bardziej zaostrza kurs, tym świat jest
bardziej zdenerwowany.
Wszystko było
czymś dokładnie przeciwnym, niż się wydawało
Angus Roxburgh
opisuje jak pracował między innymi jako konsultant międzynarodowej
firmy Ketchum, która została wynajęta przez rząd rosyjski do
poprawy wizerunku Rosji na świecie. Niestety z dobrego PR nic nie
wyszło, gdyż Rosjanie nie potrafili zrozumieć, że aby poprawić
swój image nie wystarczy zmienić sposób przekazywania informacji,
ale trzeba przede wszystkim zmienić zachowanie. Nie wystarczą
piękne słówka, jeśli czyny będą im zaprzeczały. Tymczasem
Putin uważa, że zachodni przywódcy wpływają na media tak samo,
jak to się dzieje w Rosji. Trudno też mówić o otwartości i
transparentności, które są warunkiem kształtowania pozytywnego
wizerunku, skoro politycy rosyjscy w ogóle nie chcą udzielać
wywiadów. Dziś niestety historia dopisuje kolejne ponure rozdziały
do skomplikowanych relacji zachodnio-rosyjskich. Rosjanie wprawiają
świat w coraz większe osłupienie i rozdrażnienie działaniami na
Ukrainie, jednocześnie coraz bardziej się izolując od
międzynarodowej społeczności. Wszyscy zadajemy sobie pytanie, jak
daleko to zajdzie. Osobiście nie wierzę w żadne represje,
międzynarodowe rozliczenia – historia już nie raz widziała
okrucieństwa i tragedie, za które nikt nie poniósł
odpowiedzialności, bo w ostatecznym rozrachunku ważniejsze były
interesy państw i polityków, niż zwykłych ludzi. Roxburgh
dochodzi do konkluzji, że Rosja musi do zmian dojrzeć sama, a nie
pod wpływem zewnętrznych presji – a przekonanie Zachodu, że ją
do tego zmusimy, świadczy o arogancji.
W tym roku
czytałam już jedną bardzo dobrą książkę o Rosji – pokazującą
ten kraj od strony zwykłych ludzi – była to Rosja. Podróż do serca kraju i narodu, innego Brytyjczyka, Jonathana
Dimbley'a. Strongman u szczytu władzy jest kolejną świetną
pozycją, pozwalającą zrozumieć Rosję – tym razem od strony
politycznych interesów. Jak tak dalej pójdzie, zacznę się
specjalizować w Rosji...
Metryczka:
Gatunek: literatura faktu
Główny bohater: Wladimir PutinGatunek: literatura faktu
Miejsce akcji: Rosja
Czas akcji: współcześnie
Cytat: Państwo będzie
twardo stać na straży wolności słowa, wolności sumienia,
wolności środków masowego przekazu oraz praw własności, czyli
fundamentalnych elementów cywilizowanego społeczeństwa. - z przemówienia Putina inaugurującego jego rządy.
Moja ocena: 5/6
Angus Roxburgh, Strongman u szczytu władzy. Władimir Putin i walka o Rosję, Wyd. Ole, 2014
Książka przeczytana w ramach wyzwania Grunt to okładka i Czytam opasłe tomiska (464 str.)
Ciekawe ujęcie. Chętnie przeczytam. A jeśli chodzi o ludzkie uprzedzenia - z tym nie wygrasz. Kiedyś, siedząc na ławce w parku, czytałam książkę o homoseksualnej parze i tytuł był dwuznaczny (już nie pamiętam jak brzmiał). W pewnej chwili obca osoba podeszła do mnie i powiedziała, że nie powinnam czytać takich książek w miejscu publicznym, ponieważ w parku są przecież małe dzieci i mogą się zgorszyć. Tylko z tego co ja wiem to w Polsce dzieci uczą się czytać ok. 7 roku życia, a tam były tylko młodsze. Cóż życie ;)
OdpowiedzUsuńPomijając fakt, że to dorośli są homofobami, a nie dzieci...
UsuńMam podobne podejście, staram się czytać książki różnego rodzaju, serwujące wiedzę o otaczającym mnie świecie, a nie tylko polegać na tym, co widać w TV...
OdpowiedzUsuń