Dziki kontynent
Gdyby porównać przeszłość do
obcego kraju, to o tym okresie historii Europy nadal istnieją
rozległe obszary oznaczone jedynie określeniem „tu żyją smoki”.
Koniec drugiej wojny światowej wszyscy
wyobrażamy sobie jako radosny dzień. Widzieliśmy zdjęcia
marynarzy całujących dziewczęta na nowojorskim Times Square i
uśmiechających się żołnierzy wszystkich narodowości,
trzymających się za ręce na paryskich polach Elizejskich.
Nigdzie nie mówi się, jak wyglądała Europa po zakończeniu wojny
i jakie było żniwo sześcioletnich walk. W szkole również się
tego nie uczy, wspominając – jeśli starczy czasu – o planie
Marshalla i przejęciu rządów w Polsce przez komunistów. Fanfary
ucichły, wino i wódka wywietrzały z głów, kwiaty rzucane pod
czołgi zwiędły – i co dalej?
Tymczasem prawie cały kontynent: od
Francji po Związek Radziecki leżał w gruzach. Zniszczone były nie
tylko domy, ale i fabryki, drogi, cała infrastruktura. Nie było
rządów, ani żadnych instytucji (poza Czerwonym Krzyżem, itp), nie
funkcjonowała telekomunikacja. Najbardziej niezawodnym środkiem
przemieszczania się były … własne nogi, a przekazu informacji - z
ust do ust. Nie było gdzie się schronić, nie było co jeść.
Europa stała się kontynentem kobiet i dzieci: mężczyźni byli
dziwnymi stworzeniami, gdyż prawie się ich nie widywało.
Mnóstwo ludzi nie miało do czego wracać i nie było mowy o
normalnym życiu. Chaos i anarchia. Ten powojenny krajobraz,
odmalowany bardzo sugestywnie przez amerykańskiego historyka Keitha
Lowe'a przypomina mi Drogę Cormaca McCarthy'ego – najbardziej
depresyjną powieść, jaką kiedykolwiek czytałam. Uświadomiłam
sobie, że to, co opisał McCarthy zdarzyło się naprawdę
– 70 lat temu, w Europie. To była apokalipsa. Aż trudno uwierzyć,
że po czymś takim Europa zdołała się podźwignąć – i to w
tak szybkim tempie, a dziś jest jednym z najlepiej rozwiniętych
obszarów świata. Jak feniks z popiołów.
W niektórych krajach – szczególnie w Niemczech, Polsce, w Jugosławii i na Ukrainie – w ciągu kilku lat został zdruzgotany tysiącletni dorobek kultury i architektury. Niejeden historyk przemoc skutkującą tak totalną dewastacją porównuje do Armagedonu.
Keith Lowe podjął się opisania tego,
co jest pomijane w podręcznikach historii, począwszy od zniszczeń
materialnych, przez skutki, jakie wywarła wojna na ludziach. Pisząc
o zniszczeniach na naszym kontynencie używa naprawdę mocnych słów
i dosadnych porównań. Przytacza też wypowiedzi świadków tych
wydarzeń. Czytając to, łzy stają w oczach. Książka zaczyna się
opisem zrównanej z ziemią Warszawy, o czym pewien amerykański
fotoreporter powiedział: to coś tak złego, że nie mogę w to
uwierzyć. Prawidłowość była taka, że im bardziej na wschód,
tym sytuacja wyglądała gorzej. Niektórzy zniszczenia dokonane
przez hitlerowców opisywali nawet jako geniusz destrukcji,
antykreacji, tutaj, jak i w Auschwitz; to był mistycyzm jałowości,
wykraczający poza wszelkie wymagania wojny czy żądzę zdobyczy.
Wstrząsająca jest mapka, na której
przedstawiono liczbę zabitych w poszczególnych krajach:
w Wielkiej Brytanii 300
tys.,
we
Francji 500 tys., w tym 83 tys. Żydów,
w Niemczech 6 milionów, w tym 160 tys.
Żydów,
w Polsce 6 milionów, w
tym 3 miliony Żydów,
na
Ukrainie 7 milionów,
w
Związku Radzieckim 27 milionów...
Trudno te liczby sobie nawet wyobrazić: Być może jedyny sposób uzmysłowienia sobie tego, co się stało, polega na niewyobrażaniu sobie Europy jako miejsca zaludnionego przez zmarłych, lecz jako miejsca określanego przez nieobecność. Niemal każdy, kto przeżył wojnę, stracił w niej krewnych i znajomych. Całe wsie, miasteczka, a nawet miasta zostały starte z powierzchni ziemi wraz z ich mieszkańcami.
Oczywiście w największym stopniu dotyczyło to Żydów: kiedy większość ludzi liczyła członków rodzin i przyjaciół, których stracili na wojnie, ocalali Żydzi liczyli raczej tych, którzy pozostali. Czasami nie znajdowali nikogo.
Ale na tym nie koniec. Może nawet gorsze od strat materialnych były zniszczenia moralne. Ludzie, którzy
przeżyli i w czasie wojny widzieli i przeszli straszne rzeczy,
pogrążeni byli nie tylko w żałobie, ale i pałali chęcią
odwetu. Dehumanizacja, jakiej byli ofiarami przełożyła się na
zanik norm moralnych, stąd szalała przestępczość: rozboje,
grabieże, gwałty... Straszna była zwłaszcza sytuacja kobiet w
Niemczech, wielokrotnie gwałconych przez czerwonoarmistów. Poza tym
cała Europa była w ruchu: wszędzie pełno było ludzi, którzy
albo usiłowali wrócić do „domów”, po tym, jak zostali
uwolnieni z obozów pracy (lub obozów koncentracyjnych), albo
zostali przepędzani wskutek wysiedleń. Najbardziej dotknęły one
Niemców, wypędzonych z obszarów przejętych przez Polskę, potem
Ukraińców oraz Polaków na Ukrainie. Tak naprawdę jednak w każdym
kraju dokonywały się czystki etniczne na mniejszą lub większą
skalę. Ludzie nadal umierali i nadal byli zabijali, powodowani żądzą
zemsty i nienawiścią, jaka rozgorzała wskutek wojny. Wszyscy
ocalali w mniejszym, lub większym stopniu zamienili się w bestie.
Tuż po wojnie sytuacja w Europie była tak napięta, że niektórzy
obawiali się kolejnej wojny – domowej.
Bardzo podobał mi się sposób, w jaki
Keith Lowe podszedł do swojej pracy. Trudno o lepiej napisaną
książkę historyczną: w bardzo, bardzo przystępny oraz rzetelny
sposób. Co więcej, autor nie pisze o polityce, ale koncentruje się
na ludzkim aspekcie powojnia. Na krzywdach, jakich doznali ludzie, na
psychologicznych urazach i konsekwencjach tego, czego doznali. Autora
trzeba również pochwalić za obiektywizm: pisze nie tylko o winie
Niemców, którzy przecież wywołali wojnę, ale i o odwecie wziętym
na nich. Wyciąga niewygodne fakty. Nie ocenia, nie stosuje gradacji
krzywd, jeśli już, to stara się zrozumieć dlaczego stało się
tak, a nie inaczej. Wytyka stronom konfliktu manipulowanie
statystykami. Wyjaśnia mechanizmy tego, co działo się w różnych
krajach, przede wszystkim zaś dążenia narodów do tego, by stać
się jednorodne etnicznie i kulturowo: tygiel narodowościowy, jakim
była Europa przed wojną, w tym w bardzo dużej mierze Polska i
Europa Wschodnia – praktycznie przestał istnieć. Jedynym krajem,
nadal zamieszkiwanym po wojnie przez wiele narodowości, była
Jugosławia, co skończyło się kolejną wojną domową, w latach
90-tych... Keith Lowe burzy też wiele mitów na temat wojny, mitów,
które są bardzo głęboko w nas zakorzenione. Jednym z takich mitów
jest przekonanie, że wojna była tylko starciem dwóch stron: państw
Osi i aliantów. W istocie w trakcie wojny, w każdym kraju toczyło
się wiele różnych konfliktów o podłożu
narodowościowo-religijno-rasowo-klasowym i wiele z nich nie
zakończyło się wcale 8 maja 1945 roku.
Tytaniczną pracę, jaką wykonał Keith Lowe pisząc Dziki kontynent, widać po liście źródeł. Chciałoby się, by autor poświęcił trochę więcej miejsca Polsce, choć to przecież praca o całej Europie – ale skoro jest cały osobny rozdział o Grecji, czy o Rumunii...
Tytaniczną pracę, jaką wykonał Keith Lowe pisząc Dziki kontynent, widać po liście źródeł. Chciałoby się, by autor poświęcił trochę więcej miejsca Polsce, choć to przecież praca o całej Europie – ale skoro jest cały osobny rozdział o Grecji, czy o Rumunii...
Z lektury Dzikiego kontynentu
dowiedziałam się bardzo wiele – tego, o czym nie miałam pojęcia,
bo nikt o tym nie mówi. To wstrząsająca książka i może
niewygodnie było ją czytać, kiedy w tle znowu wrze na Ukrainie i
jesteśmy świadkami tego, jak Rosja znowu usiłuje narzucać światu
swoją wolę. To kolejna książka, która powinna być obowiązkowo
czytana w szkole, po to, by historia XX wieku była wreszcie
przedstawiana z właściwej perspektywy.
Keith Lowe, Dziki kontynent. Europa po II wojnie światowej, Wyd. Rebis, 2013 (584 str.)
Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska
Keith Lowe, Dziki kontynent. Europa po II wojnie światowej, Wyd. Rebis, 2013 (584 str.)
Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska
Co bardziej jestem przekonana, ze istnieje miedzy nami jakas telepatia czytelnicza. Wczoraj dowiedzialam sie, ze w dziecinstwie czytalas prawie to samo, co ja, a z kolejnych wpisow na bloga wynika, ze na biezaco tez podazamy sladem tych samych ksiazek. Ja nie czytalam (jeszcze) "Dzikiego Kontynentu", ale caly kwiecien poswiecilam, zupelnie przypadkowo, na lekture roznych pozycji o skutkach II Wojny - "W domu innego" Brooka, "Spiewaj Ogrody" Huelle, a przede wszystkim "Neapol´44" Normana Lewisa wydany niedawno przez Czarne. O ile Brook jakos mnie nie poruszyl, Huelle mna wstrzasnal i mnie zachwycil, to Norman Lewis odebral mi mowe. Goraco polecam lekture tej ksiazki-powiesci- reportazu.
OdpowiedzUsuńKiedy czytałam Dziki kontynent, natknęłam się na recenzje W domu innego i pomyślałam, że ona bardzo dobrze pasuje do Dzikiego kontynentu. Czytałam Twoją recenzję Neapolu'44 i przypomniało mi się, co pisała o kampanii włoskiej Melania Mazzucco w Vicie. Dodałam już tę książkę do mojej listy.
UsuńPierwszy raz słyszę o tej książce, a już wiem, że muszę ją poznać.
OdpowiedzUsuń