Moja lektorka włoskiego wygłosiła kiedyś stwierdzenie, które zapadło mi w pamięć. Że Włosi są cudownym narodem, mają piękny kraj, osiągnięcia w sztuce, architekturze, modzie, wspaniałą kuchnię, tylko dwie rzeczy im się nie udały: muzyka i literatura. I rzeczywiście, gdyby tak się zastanowić, ilu znam współczesnych włoskich pisarzy, którzy stworzyli coś naprawdę dobrego, to przychodzi mi do głowy Umberto Eco, potem długo długo nic, a potem jeszcze kilka nazwisk, jak Federico Moccia, czy Alessandro Baricco. Jest wprawdzie Oriana Fallaci, ale ona była bardziej dziennikarką. I nagle odkrywam Melanię Mazzucco, której Vita rzuca mnie na kolana… Mazzucco swoją opowieść zaczyna w momencie, w którym Oriana Fallaci kończy swój fenomenalny Kapelusz cały w czereśniach. Jest początek XX wieku, z Włoch tysiące ludzi emigrują za chlebem do Stanów Zjednoczonych. Płynie tam również dziewięcioletnia Vita Mazzucco wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, 12-letnim Diamante. W Nowym Jorku ma czekać na Vitę jej ojciec Agnello, który ściągnął tam już kilkadziesiąt swoich krewnych i znajomych. Rzeczywistość na miejscu nie ma jednak nic wspólnego z wyobrażeniami o nowym, wspaniałym świecie. Diamante będzie musiał zapracować na swoje utrzymanie, a jeśli nie, to czeka go śmierć głodowa; nie ma nic za darmo. Ten 12-latek ima się więc różnych prac, by przeżyć. Vita ma trochę lepiej, od małego potrafi oczarowywać innych, poza tym, mimo wszystko ma w Stanach rodzinę. 

Vita znaczy życie, a powieść Melanii Mazzucco jest – podobnie jak wspomniana powieść Fallaci – podróżą w przeszłość, w poszukiwaniu swoich korzeni. Diamante był dziadkiem pisarki. Niewiele się jednak od niego dowiedziała o tym, co przytrafiło mu się za oceanem. Po pobycie w Ameryce zostało zaledwie kilka listów i zapomnianych pamiątek. Z tych okruchów wspomnień wynika, że przeżycia Diamante w Stanach nie należały bynajmniej do kategorii sukcesów. Jego droga tam to porażająca kronika: niewyobrażalna bieda, praca w nieludzkich warunkach, bezwzględność  i okrucieństwo bliźnich, tęsknota za najbliższymi, którzy zostali we Włoszech, zawód miłosny. Życie nie szczędziło mu kopniaków. Autorka dokumentuje wstrząsającą przemianę Diamante z żywego, sprytnego chłopca (Diamante jak diament, a diament  jest tak twardy, że nic go nie skruszy) w człowieka złamanego. Złamała go Ameryka, ten kraj będący obietnicą szczęścia. Kraj, który traktował Włochów jak najgorszą hołotę, nędzarzy i bandytów. O tym autorka wspomina z dużą goryczą, a we mnie też burzyła się krew, bo myślałam sobie ilu wspaniałych ludzi zrodziła Italia i jakim prawem Amerykanie, sami będący przecież w większości potomkami emigrantów, traktowali w ten sposób nowych przybyszy. Niestety włoscy emigranci nie mieli najlepszej pozycji, przybywając do Stanów Zjednoczonych.  Dziś Italia jest krajem wyśnionym, pełnym słońca i zabytków, jednak 100 lat temu szara rzeczywistość była taka, że był to kraj niesamowicie biedny. Ludzie umierali z głodu i dlatego masowo uciekali za ocean. A biedakiem każdy pomiata. 

Mazzucco opowiada niesamowite historie, na poły rekonstruując je z tych nielicznych skrawków wspomnień, a na poły dopowiadając je chyba sobie sama. Konstrukcja powieści nie jest linearna, poruszamy się w czasie w przód i w tył, poznając różne postaci, jakie zaważyły na losach Diamante i Vity. Spora część tej książki kręci się wokół powstawania zorganizowanej przestępczości wśród włoskich emigrantów, czyli początków mafii w Stanach. Przenosimy się również w czasy drugiej wojny światowej i widzimy obraz kompletnie wyniszczonych Włoch. Południowa ofensywa aliantów miała na celu odwrócenie uwagi Niemców od operacji Overlord, a Niemcy postanowili walczyć we Włoszech o każdą piędź ziemi, zgodnie z zasadą, że każdy dzień straty dla aliantów we Włoszech pomoże Niemcom na północy Europy. Dlatego walki o linię Gustawa były tak zażarte, a całe Włochy zaminowano. O tym też niewiele się zazwyczaj mówi, w polskiej świadomości żyje jedynie wspomnienie o bitwie pod Monte Cassino. Rodzinna wioska Diamante została zrównana z ziemią.
 
Styl włoskiej pisarki jest barwny, gęsty od emocji, jak to w rodzinnych sagach, a zarazem precyzyjny jak skalpel. Mazzucco dokładnie wie, jak ubrać swój przekaz w słowa i wywołać w czytelniku odpowiednie reakcje. Rozstania, stracone złudzenia, zdeptane marzenia, spotkania po latach. Już dawno żadna książka tak mnie nie wzruszyła, bym nad nią płakała, i to tak bardzo - jak nad Vitą. Tym bardziej, że opisano w niej losy prawdziwych ludzi, który jaką siłę musieli posiadać, by po prostu przetrwać. Nawet pisząc tę recenzję mam łzy w oczach. Absolutne chapeau bas. 

Diamante w końcu wrócił do Włoch. W ojczyźnie przeżył dwie wojny i faszyzm. Czy żałował powrotu – tego nie wiadomo. A czy autorka cieszy się z tego, że jest Włoszką, a nie Amerykanką? Ja bym się cieszyła…

Melania Mazzucco, Vita, Wyd. W.A.B., 2008 

Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska - 509 stron

Komentarze

  1. Czytałam bardzo pozytywne opinie o prozie Mazzucco, głównie chyba właśnie o "Vicie". Ostatnio w bibliotece wpadła mi w ręce inna jej książka, "Taki piękny dzień", wypożyczyłam ją, ale na razie leży na półce. Zachęciłaś mnie teraz, chyba szybciej przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze jedna książka tej autorki, którą mam na liście do przeczytania: "Tak ukochana"

      Usuń
  2. Zapominasz o Paolo Giordano. Goraco polecam "Samotnosc liczb pierwszych".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie znajdzie się jeszcze kilku włoskich autorów, to były tylko przykłady na to, że generalnie literatura włoska nie jest szczególnie popularna.

      Usuń
    2. Popularnosc nie jest oznaka jakosci, haha. Literatura polska tez szczegolnie popularna nie jest, a szkoda, bo jakosci wielu polskim pisarzom odmowic nie mozna.

      Usuń
  3. Czytałam kilka lat temu. To wspaniała książka. Jak większość, wydanych w Serii z Miotłą.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później