Poczucie kresu
Aby
napisać recenzję tej książki potrzebowałam weny twórczej. Sama historia
bowiem jest raczej banalna: to życiowa spowiedź emerytowanego Tony'ego
Webstera. Bohater wspomina wydarzenia, które zaszły czasach jego
młodości, próbując dociec co tak naprawdę się wydarzyło, a czego – być
może - nie był świadom przez całe lata. Do rozważań tych skłoniła go
kwestia nieoczekiwanie otrzymanego spadku. Na kanwie życia bohatera
Barnes snuje zaś rozważania dotykające ludzkiej egzystencji.
Zacznijmy od pytania: czym jest historia? Historia to kłamstwa zwycięzców – odparłem, trochę za szybko.
Zwycięzców, czy też tych, którzy przetrwali, jak sugeruje pisarz? A czy
w istocie fakt przetrwania nie świadczy o tym, że udało się nam odnieść
zwycięstwo? Czym zatem jest historia? Czy nie właśnie zaledwie
odzwierciedleniem ludzkiej zawodnej pamięci? Prawdą, której nigdy nie
poznamy, bo leży ona gdzieś pomiędzy dokumentami, materiałami
źródłowymi, a ich interpretacją. Dokumenty oraz ich interpretacje są zaś
naznaczone ludzką ułomnością. Stają mi teraz przed oczyma wszystkie
książki historyczne, które czytałam, a w których spotykałam się z
zaledwie spekulacjami na temat tego, co zaszło. Chociażby ostatnio
czytany przeze mnie Kodeks 632. Zaginione dokumenty, brak
dowodów... fakty, które możemy obracać na różne sposoby, tworząc dowolne
teorie, a fikcji literackiej nie można zasadniczo odróżnić od prawdy
historycznej...
Z punktu widzenia fabuły Poczucie kresu
to opowieść o życiu na wskroś przeciętnym: nieco chmurna młodość, potem
standardowo praca, małżeństwo, dzieci, rozwód, w końcu emerytura...
Pisarz w niezwykle trafny sposób pisze o życiowych momentach, jakich
doświadczają wszyscy ludzie: poczuciu wyjątkowości i nieśmiertelności za
młodu, przypływie realizmu (lub pozbyciu się marzeń?) w wieku
dojrzałym, poczuciu upływu czasu i stopniowego podsumowywania swoich
osiągnięć na starość. Ktoś może stwierdzić, że życie bohatera powieści
było nieudane – lecz dlaczego? Fakt, że nie dokonał on niczego
szczególnego, ale przecież nie doświadczył też żadnych tragedii, ani nie
jest nieszczęśliwy. Czyż tak właśnie nie wygląda życie większości z
nas? Czyż nie tak właśnie się oszukujemy, myśląc: oh, jego życie jest nudne (czytaj: nieudane), ale moje, to co innego...
Pamiętam pewien etap późnego dojrzewania, kiedy mój umysł upajał się obrazami zuchwałości. Tak będzie, kiedy dorosnę. Pojadę tam, zrobię to, odkryję to, pokocham ją, i ją i ją. Będę żył tak, jak żyją i żyli ludzie w powieściach. (…) Jednakże...kto powiedział o tej „małości życia wyolbrzymionej przez sztukę”? W pewnym momencie, kiedy byłem pod trzydziestkę, przyznałem, że moja zuchwałość już dawno zanikła. Że nigdy nie będę robił rzeczy, o których śnił mój wiek dorastania.
Jeślibym
o swoich własnych przemyśleniach o sensie istnienia myślała, że są one
wyjątkowe – to Barnes wyprowadza mnie z tego błędu. Czy mnie to
zasmuciło? Raczej nie. Chyba jestem właśnie na etapie środkowym, kiedy
jeszcze ciągle porusza mnie niesprawiedliwość świata, ale straciłam już
młodzieńcze złudzenia. Nie mam więc nadmiernych ambicji i niezbyt martwi
mnie moja przeciętność. Znacznie ważniejsze jest dla mnie cieszenie się
tym, co mam, niż uleganie presji naszych czasów i uganianie się za
mrzonkami.
Lecz czas...jakże czas nas najpierw uziemia, a potem zawstydza. Myśleliśmy, że jesteśmy dojrzali, podczas gdy byliśmy tylko bezpieczni. Wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy odpowiedzialni, a byliśmy tylko tchórzliwi. To, co nazywaliśmy realizmem, okazało się sposobem unikania pewnych rzeczy, nie zaś stawianiem im czoła.
Barnes
pokazuje w jaki sposób oszukujemy samych siebie: wyobrażamy sobie –
zupełnie niesłusznie - że jesteśmy kimś nadzwyczajnym, tworzymy własne
wersje wydarzeń, iluzje nie mające nic wspólnego z rzeczywistością,
wybiórczo posługujemy się pamięcią, wypierając własne przewinienia. Ta
ludzka cecha jest świetnym materiałem dla pisarza, aczkolwiek należy
pamiętać, iż są to mechanizmy najzupełniej naturalne z psychologicznego
punktu widzenia, pomagające nam po prostu przetrwać. Rzeczywistość jest w
dużej mierze subiektywnym postrzeganiem, czego dowiedli już
filozofowie.
Tak, czytając Poczucie kresu
miałam wrażenie obcowania z literaturą, przez duże L. Oszczędny język,
niezwykłe trafne frazy - zazdroszczę pisarzowi tej umiejętności
zwięzłego wyrażania się. To, na co inni potrzebowaliby obszernych
elaboratów, on zawarł w prostej opowieści na zaledwie 173 stroniczkach.
Chcąc przytoczyć najcelniejsze sformułowania, musiałabym przepisać pół
książki ;) Kwintesencja życiowej mądrości.
Moja ocena: 6/6
Julian Barnes, Poczucie kresu, Wyd. Świat Książki, 2012
Komentarze
Prześlij komentarz