Ciemno, prawie noc

Czytałam już kilka powieści Joanny Bator, ale ta mnie zaskoczyła. Zaskoczył mnie styl i kierunek, w jakim powieść się rozwija. Nie musi się to podobać, ale przyznaję, że literacko wypada to przednio, jak na zdobywczynię nagrody Nike przystało.

Zaczyna się dosyć tradycyjnie i zwyczajnie od wątku kryminalnego ze zniknięciami dzieci. Główna bohaterka, dziennikarka, przyjeżdża do rodzinnego Wałbrzycha, by napisać o tym artykuł. Jest to dla niej też podróż sentymentalna, gdyż wraca do swojego starego domu z widokiem na zamek Książ, gdzie odżywają demony z przeszłości. Bator - Tabor. Czyżby Alicja Tabor była alter ego pisarki? Z biegiem treści mnożą się kolejne wątki: smutnego dzieciństwa bohaterki, Wałbrzycha, prowincjonalnej mentalności, beznadziei życia prostych ludzi. Widać, że autorka mocno idzie w turpizm - w opisie i ludzi, i miejsc. Wałbrzych jawi się jako zaniedbana mieścina, z upadłym przemysłem, odrapana i brzydka, z równie brzydkimi mieszkańcami. Wyjątkiem jest Zamek Książ i historia jego ostatniej właścicielki, księżnej Daisy. Stanowi ona takie światełko w mroku, iskierkę dobroci, baśniową przeciwwagę dla ciężarów niesionych na swoich barkach przez bohaterów - ludzi skrzywdzonych przez życie, w tym pamiętających jeszcze czasy drugiej wojny światowej i jej traumę.

Powieść jest mroczna, posępna, a ogrom występujących w niej okrutnych motywów, ludzkiej i zwierzęcej krzywdy, patologii i degrengolady może odrzucać. Można zadawać sobie pytanie: po co tego aż tyle? Nie do końca zrozumiałam na przykład po co aż tyle miejsca autorka poświęca wypocinom internetowych trolli - wynika z nich, że Polacy są rasistami i ksenofobami oraz religijnymi maniakami, ok, oddaje to atmosferę panującą w sieci, na owym specyficznym forum - ale po co rozpisywać to na kilkadziesiąt stron, skoro nie niesie to żadnych de facto konsekwencji dla rozwoju akcji? Nadmiarowy był dla mnie również wątek "wałbrzyskiego kultu", robiący może i klimat, ale także zamieszanie w treści powieści.

Najciekawsze w Ciemno, prawie noc jest to, że “im dalej w las”, tym narracja staje się coraz bardziej nierealistyczna, jakby gdzieś z pogranicza jawy i snu.  Pojawiają się dziwne postaci, bez wątpienia coś symbolizujące (choć nie do końca jest jasne, co). Np. mnóstwo kociar, pełniących tu rolę takich postaci deus ex machina. W pewnym momencie, w tej “dziwności”, miałam bardzo silne skojarzenia z powieściami Harukiego Murakamiego - co niekoniecznie musi dziwić, biorąc pod uwagę japońskie powiązania pisarki. Język, użyty przez Bator jest momentami naprawdę “dziki” - czasem zupełnie normalny, a czasem są to jakieś zbitki słowne, majaczenia, bluzgi - i zmienia się on, pulsuje w rytmie powieści i w zależności od bohatera, który jest na tapecie. “Prosta” to jest ostatnia rzecz, jaką dałoby się powiedzieć o tej książce. Ostatecznie Ciemno, prawie noc wydała mi się takim skrzyżowaniem Bułhakowa z Murakamim i Orbitowskim (Kult). Może trochę za dużo grzybów w barszczu, za dużo drzew w tym lesie, przez co ma się poczucie, że powieść jest “jakaś”, “inna”, “kreatywna”, ale traci się obraz całości i właściwie nie wiadomo jakie niesie ona przesłanie…

Metryczka:
Gatunek: powieść
Główna bohaterka: Alicja Tabor
Miejsce akcji: Wałbrzych
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 528
Moja ocena: 4,5/6
 
Joanna Bator, Ciemno, prawie noc, Wydawnictwo W.A.B., 2018

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później