Przemysł mięsny zabija naszą planetę – w obecnej chwili jest on jednym z głównych motorów napędowych ocieplenia klimatu. Poza tym jedzenie mięsa tak naprawdę nie wpływa korzystnie na nasz organizm (zwłaszcza taniego, kiepskiej jakości mięsa z supermarketów), wywołując wiele schorzeń. Pomimo tego ludzkość jakoś nie potrafi z mięsa zrezygnować – wręcz przeciwnie, jego konsumpcja rośnie. Coraz większy apetyt na mięso mają bowiem azjatyckie kraje, które do niedawna cierpiały na głód i niedostatek, a teraz rosnąca stopa życiowa pozwala ich mieszkańcom na coraz częstsze raczenie się mięsnymi frykasami. Oto jedna z przyczyn naszego przywiązania do mięsa: jest ono symbolem statusu. Kogo stać na jedzenie mięsa, ten, wiadomo, że żyje godnie – aczkolwiek współcześnie nijak się to ma do rzeczywistości.  

 

Autorka tej książki pokazuje wiele aspektów naszego przywiązania do mięsa. Wychodzi od historii ludzkości i mitu, że człowiek prehistoryczny jadał mięso, a zatem „tak chciała ewolucja”. Ten „nudny początek”, jest bardzo potrzebny, żeby pokazać co nas ukształtowało. Należy pamiętać, że nasi przodkowie nie jadali mięsa na śniadanie, obiad i kolację – jak często człowiek współczesny, ale że mięsiwo było dla nich rarytasem. W dawnych czasach, praktycznie aż do wielu XX, głównym problemem nękającym ludzkość była bieda i głód – większość ludzi jadła mięso, jeśli już, to od wielkiego dzwona. Mięsne uczty były natomiast zarezerwowane dla osób zamożnych, arystokracji i królów. Dlatego argument, że jemy mięso, bo to tradycja i że „tak było zawsze” jest dosyć nietrafiony. Jesteśmy przecież istotami myślącymi (podobno) i mamy wybór – dziś ogromny – odnośnie tego, co jemy. Tym bardziej, że już niedługo może się okazać, że jednak ludzkości na dłuższą metę nie stać na to, by każdy codziennie jadał mięso…

Dalej autorka pisze o naszym biologicznym upodobaniu do mięsa, ale także o kwestiach właśnie związanych z tradycją i kulturą. Okazuje się, że nasz mięsoholizm jest dość mocno powiązany z – a to niespodzianka – władzą, polityką, a nawet seksem. Podejście do jedzenia mięsa różni się także w zależności od regionu geograficznego, czy wyznawanej religii. Wreszcie wspomnieć należy o tym, że popyt na mięso to przede wszystkim ogromny biznes. Przemysł mięsny ma ogromną siłę przebicia, znacznie większą niż jakakolwiek firma z branży warzyw i owoców – i jako taki nie tylko promuje jedzenie mięsa, kreuje na niego zapotrzebowanie, ale, co najgorsze ma także możliwość lobbingu i blokowania inicjatyw, które mogłyby mu zaszkodzić. Jak to się dzieje – także przeczytacie w tej książce. W Stanach Zjednoczonych można nawet pozwać kogoś za to, że napisze/powie, że coś mu nie smakowało!

Znajdziemy w Mięsoholikach wiele ciekawych informacji dotyczących jedzenia mięsa i jest to dobra pozycja na zapoznanie się z tym tematem, aczkolwiek uważam, że autorka pokazuje te kwestie dość pobieżnie. Na przykład wiele razy wspomina o tym, że jedzenie mięsa prowadzi do chorób takich jak rak, cukrzyca, czy choroby serca – ale brak tu jakichkolwiek szczegółów na ten temat, wyników badań, czy pokazania mechanizmów prowadzących tych chorób (ale też nie na ten temat ta książka miała być). Rak? To bardzo ogólne pojęcie – rodzajów nowotworów jest mnóstwo (i w zasadzie powodować je może chyba wszystko i nic). Brakowało mi odnośników do źródeł w tekście (choć pozycja ta zawiera bardzo dużo przypisów świadczących o tym, że to, o czym pisze Marta Zaraska jednak nie wzięło się z sufitu). Coś za coś: tu wnikliwość przegrała z przystępnością, bo pozycja napisana jest w taki sposób, że przeczytać ją będzie w stanie naprawdę każdy. Zaskoczyło mnie to, że wegetarian jest tak mało, choć wydaje się, że wegetarianizm czy weganizm współcześnie są coraz bardziej popularne (i coraz bardziej akceptowane, a nie traktowane jako dziwactwo). Najbardziej zaciekawił mnie rozdział mówiący o tym, w jaki sposób traktowanie zwierząt (i ich ubój) ma wpływ na jakość i smak mięsa – bo tego nie wiedziałam, a wydaje mi się, że ta sprawa jest raczej pomijana. Wydaje mi się też, że jedzenie czegoś, co smakuje jak podeszwa mija się z celem. Nie wspominam już o różnych dodatkach, jakimi jest współcześnie faszerowane mięso, o czym konsumenci nie wiedzą.

Mięsoholicy nie jest pozycją o szkodliwości mięsa, ale raczej o jego roli i miejscu w naszej kulturze. Stanowić ona może taki appendix do książki Tak dziś jemy, w której omówiono szerzej różne kwestie związane ze współczesnym odżywianiem. Marta Zaraska nie potępia mięsożerców, ani nie namawia do wegetarianizmu (ani też tym bardziej do jedzenia mięsa, choć moim zdaniem argumentów „za” jest tu niewiele poza tym, że ludzie po prostu mięso lubią), ale książka ta może skłonić do kilku refleksji. Mięsoholicy powinni przede wszystkim przemyśleć: czy naprawdę muszę jeść tyle mięsa? Czy stać mnie na codzienne jedzenie mięsa naprawdę dobrej jakości? Czy raczej kupuję tanie mięso i jego przetwory? I jak wpływa na mnie taka żywność i czy warto się nią faszerować dzień w dzień? Dylemat podobny do kupowania ubrań, tyle, że jakość ubrań nie wpływa bezpośrednio na nasze zdrowie. 

 


Zawiodłam się przy tej książce nieco na tym, że pomimo polsko brzmiącego nazwiska autorki, okazało się, że pozycja znowu napisana jest głównie z amerykańskiej perspektywy. Owszem, Marta Zaraska jest Polką z pochodzenia i wspomina dzieciństwo w Polsce w czasach komuny, ale to w zasadzie tyle. Stąd dodatkowo sięgnęłam po Sztukamięs ze szlachtuza, ciekawa jak to tak naprawdę u nas bywało z tym jedzeniem mięsa. Ta pozycja koncentruje się na pokazaniu naszych polskich tradycji kulinarnych, czy rozwiania mitów dotyczących tego, co tą tradycją jest oraz pokazania w jaki sposób te tradycje zostały zniszczone przez czasy PRL. Bo problem w tym, że do polskiej tradycji nie należy jedzenie hamburgerów, kebabów, czy kurczaków nafaszerowanych antybiotykami, a nawet schabowego - a do tego w dużej mierze sprowadza się dzisiejsza mięsna dieta Polaka. Zapewne, gdyby zapytać jakiegoś rodaka o pulardy, kapłony, czy półgęski, nie wiedziałby w ogóle o co chodzi. Tymczasem politycy dziś stają w obronie schabowego, jako "polskiej tradycji".

W opisie Sztukamięs czytamy o tym, o czym mowa była w Mięsoholikach:

Po raz pierwszy w historii łatwy dostęp do mięsa ma każdy Polak. Jeszcze wiek temu nasi przodkowie mogli tylko o tym pomarzyć, dziś jednak żyjemy w erze przesytu i hodowli przemysłowych. Pytanie o zasadność jedzenia mięsa nigdy nie było bardziej aktualne. Jedni twierdzą, że jest ono passé, inni uważają, że to nasza polska tradycja. Jak jest naprawdę?

Magdalena Kasprzyk zaczyna właśnie od tego, czym kończę moją recenzję Mięsoholików: jakości mięsa, które dziś jadamy. I ta autorka także ciągle wraca do tego, że współczesny model konsumpcji mięsa jest wypaczeniem i że nie stać nas na to, by go kontynuować. Bo chyba od obrony tradycji i tzw. "normalności" postrzeganej jako mięsny obiad każdego dnia, ważniejsze jest to, czy nasze dzieci w ogóle będą miały co jeść i czy ich dieta nie będzie sprowadzała się do faszerowania się chemią. Nie wiem też, czy jako "normalność" można postrzegać przemysłowe ubojnie pełne cierpiących zwierząt...


Metryczka:
Gatunek: popularnonaukowe
Główny bohater: mięso
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 374
Moja ocena: 5/6

Marta Zaraska, Mięsoholicy.2,5 miliona lat mięsożerczej obsesji człowieka, Wyd. Czarne, 2017 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później