Śladów pobicia brak
Oj, wpadłam na drzwi, taka ze mnie niezdara. Serio? Komuś kiedyś zdarzyło się nabić sobie limo po okiem, bo wpadł na drzwi? Kto w to wierzy? Każdy wie, co się za tym kryje... Jednak postronni – w tym odpowiedzialne za to służby - przymykają oczy i często robią to tak długo, aż dochodzi do tragedii. I wtedy jest zdziwienie, bo przecież to taka porządna rodzina była. W tym miejscu chciałabym ponownie przytoczyć słowa Rebecki Solnit:
Było to najbardziej wstrząsające odkrycie mojego życia: uświadomienie sobie, że tak naprawdę nie mam prawa do życia, wolności i dążenia do szczęścia poza domem, że świat jest pełen obcych, którzy sprawiają wrażenie, jakby mnie nienawidzili i chcieli skrzywdzić jedynie z powodu mojej płci, że seks tak łatwo przeradza się w przemoc i ze prawie wszyscy uważają, że jest to sprawa prywatna, a nie problem społeczny.
Podobnie Rachel Louise Snyder zaznacza, że przemoc domowa nie jest bynajmniej sprawą prywatną – za jaką ciągle jest uważana - a palącym problemem zdrowia publicznego, za który płacimy wszyscy. Wpływa na całe społeczeństwo, na kolejne pokolenia, bo dzieci wychowane w przemocowej rodzinie stają się często kolejnymi agresorami i błędne koło przemocy się zamyka. W dodatku wszystko wskazuje na to, że obecnie mamy do czynienia z prawdziwą jej epidemią. Autorka od razu we wstępie również precyzuje – żeby nie było wątpliwości, że jest to przemoc doświadczana przez kobiety – w przytłaczającej większości sprawcami są mężczyźni, a ofiarami kobiety. I dzieci. Statystyki pokazują to czarno na białym. Nic dziwnego, że tak jest, skoro nasza kultura wpaja nam od lat, że to mężczyzna ma władzę i autorytet, a kobieta powinna mu się podporządkować. Mężczyzn ceni się za siłę, twardość, kobiety za uległość. I mężczyzn się uczy, że reakcją na zagrożenie powinna być przemoc, wskutek czego przemoc jest w naszej kulturze powszechnym sposobem rozwiązywania konfliktów. Zresztą, czemu się tu dziwić, skoro nawet religie sankcjonują przemoc wobec kobiet: wszak w religijnych tekstach nieraz można znaleźć wzmianki o tym, że żony należy bić. Poza tym
Żyjemy w kulturze, w której mówi się nam, że dzieci muszą mieć ojca, że związek to najwyższa wartość, że rodzina stanowi fundament społeczeństwa, że lepiej zostać i rozwiązywać „swoje problemy” między dwojgiem ludzi, niż odejść i wychowywać dzieci jako samotna matka (sic!)
Mężczyźni mają potrzebę władzy i kontroli, tymczasem kobiety stają się coraz bardziej niezależne – czego wielu mężczyzn nie potrafi zaakceptować. Snyder łączy epidemię przemocy domowej właśnie z przemianami społecznymi, dotyczącymi ról płciowych, z emancypacją kobiet. Agresja wyzwala się w mężczyznach właśnie kiedy ich męskość zostaje zakwestionowana. I to niekoniecznie dotyczy tylko patologii społecznej, osób, które mają problemy z kontrolowaniem emocji – nie, bo przemocowcem może być równie dobrze osoba postrzegana powszechnie jako „porządny obywatel”. Ponadto w tej tradycyjnej narracji to kobietę obarcza się odpowiedzialnością za związek – to ona ma o niego dbać, podtrzymywać ognisko, a także robić wszystko, by zadowolić męża. Jeśli ona ma problemy, ona powinna go wspierać i nieść ten krzyż. A jeśli on traci nad sobą panowanie to najwyraźniej ona go sprowokowała.
Znajdziemy w tym reportażu wiele przykładów tego, jak to wygląda. Snyder podaje także statystyki, pisze o nie tylko o samej przemocy, ale i zabójstwach popełnianych w konsekwencji na rodzinie (czy tzw. samobójstwach rozszerzonych). Ale nie jest to książka ograniczająca się tylko do opisywania ludzkich dramatów i pokazywania brutalności sprawców. Autorka stara się problem naświetlić z różnych stron, zanalizować jego przyczyny i przedstawić możliwe rozwiązania. Pokazuje nie tylko ofiary, ale rozmawia z przemocowcami, a także z policjantami, osobami z opieki społecznej, aktywistkami starającymi się pomagać poszkodowanym. Kwestionuje powszechnie przyjęte poglądy i sposoby działania, np. dlaczego nie odeszła. Obnaża bierność systemu wobec przemocy w rodzinie. W tej książce znajdziemy również głos w sprawie dostępu do broni – autorka akcentuje, jak znacząco wzrasta zagrożenie dla kobiety w momencie, gdy w przemocowej rodzinie pojawia się broń. Ile przestępstw zostało ułatwionych przez dostęp do broni oraz ile masowych strzelanin, które są jakże częstym elementem amerykańskiego życia miało swoje źródło właśnie w przemocy domowej. To a propos obrońców tego jakże ważnego w Ameryce prawa - kiedy prawo do posiadania broni staje się ważniejsze, niż prawo do życia.
Oczywiście reportaż dotyczy Stanów Zjednoczonych, ale przecież wiemy, że wszędzie wygląda to mniej więcej tak samo (i są też książki ukazujące tę tematykę na naszym rodzimym podwórku). Szczerze mówiąc, to czytając ten reportaż miałam poczucie, że w tych sprawach robi się przygnębiająco mało – jak zawsze zresztą, kiedy problem dotyczy kobiet.
Gdyby to kobiety maltretowały i zabijały mężczyzn na tak ogromną skalę (…) to problem nie schodziłby z pierwszych stron gazet w całym kraju. Najpewniej znalazłyby się też nieograniczone fundusze na badania naukowe, które pomogłyby ustalić, co jest nie tak ze współczesnymi kobietami.
Coś tam się robi, ale zdecydowanie za mało w stosunku do skali procederu. Jak zawsze okazuje się, że nie ma funduszy, nie ma procedur, nie ma komunikacji, ale to przede wszystkim czego brakuje, to zrozumienie istoty sprawy. Tego, że ktoś cierpi i to być może przez całe lata. Że nie ma się do kogo zwrócić ze swoim problemem, bo oprawcą jest właśnie najbliższa osoba. Że osoba doświadczająca przemocy jest zastraszona, często boi się nawet o własne życie – jak wskazuje wiele przykładów wcale nie bezpodstawnie. Że to ofiarę obarcza się odpowiedzialnością, że od ofiary wymaga się, by to ona wywróciła całe swoje życie – bo z tym wiąże się odejście od sprawcy, ucieczka z domu i najczęściej wylądowanie w schronisku – gdy tymczasem sprawca ma się dobrze i chodzi sobie po świecie bezkarnie. Co więcej system często staje po jego stronie lekceważąc słowa kobiety, albo dlatego, że doniesień na maltretującego faceta brak (bo zastraszona kobieta ich nie składa, albo wycofuje zeznania). Przy czym on często jest racjonalny i opanowany, podczas gdy ona sprawia wrażenie osoby z problemami mentalnymi oraz innymi, typu bieda, uzależnienia, czy bezrobocie. No, a ciekawe jak ma być, skoro jest bita i zastraszana?
Niektóre z najbardziej skrajnych aktów przemocy w takich sytuacjach uznaje się za wykroczenia, a sprawcy otrzymują za nie szokująco niskie wyroki.
Zrozumienia nie wykazują stróżowie prawa wysyłani do awantur domowych, ba statystyki pokazują, że oni sami często są sprawcami przemocy domowej. Okazuje się też, że fakt bycia ofiarą przemocy domowej wcale nie jest okolicznością łagodzącą w sprawach sądowych, kiedy sądzone są zdesperowane kobiety, które w końcu sięgnęły również po przemoc przeciwko swojemu oprawcy! Najbardziej jednak ogranicza nas nasza mentalność. Zwróćmy uwagę na samo sformułowanie „przemoc domowa”, które w naszej mentalności idzie w parze z poglądem, że nie jest to coś, w co się powinniśmy wtrącać. Nikt nie będzie wtrącać się w cudze życie. Ciekawe, bo w innych przypadkach cały czas to robimy. Inni ludzie plotkują o nas, dają niechciane rady, mówią jak powinniśmy wyglądać i co czuć, wypytują o intymne sprawy. Tylko, kiedy naprawdę trzeba się wtrącić, bo potrzebna jest pomoc – wtedy nagle odwracają wzrok, nabierają wody w usta i stają się wzorem dyskrecji. Nasze postępowanie wobec ofiar przemocy domowej dowodzi, że bliskiej osobie można bezkarnie zrobić coś, czego nie zrobiłoby się komuś obcemu – bo zaraz narażeni bylibyśmy na konsekwencje. Tymczasem żonie, dziewczynie, dziecku – można… W istocie przemoc domową należy definiować nie inaczej jak odmianę terroryzmu – i to terroryzmu, którego dopuszcza się w stosunku do nas osoba, której ufamy i kochamy.. I to jest najstraszniejsze. Myślisz, że Ciebie to nie dotyczy? Żadna ofiara przemocy domowej (…) nie zakłada, że jest typem osoby, która mogłaby znaleźć się w takiej sytuacji. Tyle, że tu nie ma jakichś typów, a Snyder pokazuje jak łatwo wpaść w sidła przemocy domowej.
I o tym wszystkim przeczytamy w tej książce. Snyder jest w swojej relacji bardzo spokojna, nie epatuje emocjami, czy drastycznymi obrazami, stara się na wszystko popatrzeć bardzo racjonalnie, a jednocześnie z ogromną empatią – co też jest siłą tego reportażu. Wzbudza on raczej smutek, niż wściekłość. To nie jest pozycja dla tych którzy szukają sensacji, nie jest to też poradnik dla tych, którzy doświadczają tego typu przemocy.
Gatunek: literatura faktu
Rachel Louise Snyder, Śladów pobicia brak. W pułapce przemocy domowej, Wydawnictwo Czarne, 2021
Komentarze
Prześlij komentarz