Dziś będzie krótko, nawet nie dlatego, że powieść Anny Ciarkowskiej jest krótka, ale bardziej dlatego, że trudno mi o tej powieści napisać coś więcej, jak te kilka zdań. Wiemy, że w średniowieczu religia była dla wszystkich rzeczą kluczową, stanowiła ona tak naturalną część życia każdego człowieka, jak oddychanie. Podobnie wydaje się być dla mieszkańców polskiej wsi, których opisuje Anna Ciarkowska w Dewocjach - jest to druga powieść umiejscowiona w rodzimych wiejskich realiach, jaką ostatnio czytałam.

Wiemy, jak wygląda polski ludowy katolicyzm: co niedzielę do kościoła, w piątek mięsa się nie je, wszystkie dzieci oczywiście posyłane są do komunii, babcie zajmują się głównie modlitwą itd.  Te zewnętrzne oznaki religijności nie mają jednak przełożenia na codzienne życie, na kłócących się małżonków, bijącego i pijącego męża, czy obgadujące innych sąsiadki. Do tego cały czas gdzieś tam pod powierzchnią czają się stare zabobony, mieszające się z wiarą. A ksiądz grzmi z ambony, ale przejmuje się głównie tym, żeby parafianie dawali co łaska. W Dewocjach widzimy to oczyma dorastającej dziewczynki, opowiadającej o swojej rodzinie oraz o mieszkańcach wsi. Problem z tą książką polega na tym, że właściwie nie wiadomo o co w niej chodzi i nie jestem w stanie zbyt wiele o niej napisać, co wynikałoby z samej lektury, a nie z moich własnych obserwacji, czy przemyśleń. To, co wyżej napisałam, to sobie dopowiedziałam. I tak się tę książkę czyta: meandrując między wierszami, dopowiadając sobie znaczenia. Nic tu nie jest jasno powiedziane, narracja jest fragmentaryczna, rwana, tego, o czym opowiada narratorka trzeba się domyślać. Nieokreślone jest miejsce i czas rozgrywania się tej „powieści”, brak też de facto akcji jako takiej. Mamy znowu bardziej obserwacje, czy wspomnienia narratorki tyczące się postępowania otaczających ją ludzi - podobnie jak w Kąkolu, tylko że w Kąkolu były one znacznie bardziej konkretne i namacalne, tu są bardzo zawoalowane. A postaci występujące u Ciarkowskiej są raczej takimi archetypami bohaterów, symbolizującymi pewne aspekty życia, niż prawdziwymi bohaterami z krwi i kości. Mamy więc Matkę-Polkę, czy raczej wiejską Matkę-Polkę, Księdza, czy Sąsiadkę. 

 

Wiem, że są osoby, które potrafiły o Dewocjach pięknie napisać, wychwytując z niej wiele znaczeń i niuansów - ja niestety do nich nie należę. Jest to kolejny przykład książki napisanej zbyt poetyckim, przemetaforyzowanym jezykiem – właściwie to Dewocje składają się głównie z metafor.  Nie podoba mi się taki styl, nie podoba mi się to uczucie, że nie jestem w stanie za bardzo uchwycić sensu lektury i męczę się przy niej.  Kiedy czytam powieść, to chcę mieć do czynienia z prozą, a nie z poezją i wolałabym, by te gatunki były rozgraniczone. Poza tym taki styl powoduje u mnie poczucie odrealnienia, poczucie, że to wszystko o czym czytam nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości, a zatem nie wywołuje u mnie żadnych głębszych emocji. Miało być zapewne ambitnie, tylko że w ten sposób do większości czytelników przekaz Dewocji nie trafi. Zawsze przy czytaniu tego typu dzieł zadaję sobie pytanie: dla kogo to jest - dla zwykłego czytelnika, czy dla krytyków?

 

Metryczka:
Gatunek: beletrystyka
Główny bohater: dziewczyna
Miejsce akcji: gdzieś na polskiej wsi
Czas akcji: mniej więcej współcześnie
Ilość stron: 186
Moja ocena: 3/6

Anna Ciarkowska, Dewocje, Wydawnictwo W.A.B, 2021

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później