Sekrety kobiet złotnika
Zróbcie sobie dobrą kawę lub herbatę, zwińcie się pod
cieplutkim kocem i w jesienną pluchę przenieście się do trzynastowiecznego
Paryża. Matylda Brunel ma 34 lata, jest żoną złotnika, starszego od niej o
ponad 20 lat i właśnie wydaje za mąż swoją 15-letnią córkę, Florinę. Oprócz
niej ma jeszcze pięcioro dzieci, ale ciągle jest jeszcze młodą kobietą,
pragnącą zaznać przyjemności życiowych, co spędza jej sen z powiek. W trakcie
wesela na scenę wkracza Wilhelm, kuzyn męża Floriny i bez pamięci zakochuje się
w młodej małżonce… To główne postaci tej powieści. Sekrety kobiet złotnika to
książka, którą nazwałam sobie… „średniowieczną telenowelą”. Podobnie jak w typowej telenoweli
akcja toczy się niespiesznie, obfitując w spotkania i rozmowy, od jednego
gwałtownego wydarzenia, które wstrząsa posadami Brunelów, do drugiego. Mamy tu zawirowania typu: nieszczęśliwa miłość do
nieodpowiedniej osoby, zdrada, rozstania, choroby… Problemy
średniowiecznych mieszczan nie różnią się jednak wcale od naszych problemów,
pełni są oni zwyczajnych ludzkich rozterek, walki z własnymi namiętnościami,
emocji, a także wyrzutów sumienia. Taki
obraz średniowiecza zaskakuje i jest to cecha, najbardziej odróżniająca tę
powieść od wielu innych. Nie ma w niej nędzy, brudu, zacofania czy religijnego
fanatyzmu, co przecież kojarzy się z tamtą epoką. Nie ma nieszczęśliwych
niewiast, całkowicie uzależnionych od swoich ojców, mężów i braci. Jest za to
kochająca się rodzina, w której kobiety wychodzą za mąż z miłości, pracują, tak
jak mężczyźni, miewają romanse i generalnie cieszą się bardzo dużą wolnością. Zgodnie z
tytułem powieści, kobiety w niej dominują: dowiadujemy się, co im w duszy gra,
natomiast trochę słabiej zarysowane są postacie męskie. Szczególnie ciekawa
byłam Wilhelma i odkrycia, co nim powodowało, więc rozczarowało mnie, iż ta
postać została stosunkowo słabo przedstawiona.
Jedną z pierwszych scen w Sekretach kobiet złotnika, jest
scena porannej kąpieli Matyldy, jako elementu codziennej toalety. To też
zaskakuje, gdyż zwykliśmy myśleć o ludziach żyjących w tamtych wiekach, jako o
nie przywiązujących wielkiej wagi do higieny. Takich nietypowych elementów jest
w książce sporo i byłabym wobec nich sceptyczna, gdyby nie fakt, iż w
przedmowie pisze o tym znana mediewistka Regine Pernoud. Jeśli znawczyni epoki
powieść poleca, to znaczy, że jest ona raczej wierna realiom historycznym.
Czytając Sekrety kobiet złotnika dowiemy się zatem sporo o tym, jak żyło się w
XIII-wiecznym Paryżu: jak się ubierano, co jedzono, jak się leczono, jakie
zawody były wykonywane, jak świętowano, itd.
Rzecz jasna religia jest obecna na kartach powieści, jednak
nie rządzi ona życiem bohaterów, jest natomiast takim swoistym światełkiem,
które pomaga odnaleźć właściwą drogę zagubionym owieczkom. Przy czym, mimo, iż
bohaterowie są gorliwymi chrześcijanami, to życie zgodnie z bożymi
przykazaniami nie przychodzi im łatwo: okazuje się, że szczególnie trudne jest
wybaczanie bliźnim ich przewinień. Jakże to ludzkie i prawdziwe.
Język, w jakim napisana jest powieść dostosowany jest
naturalnie do epoki, dlatego obfituje w dosyć wyrafinowane dialogi, jednak w
żaden sposób nie utrudnia to odbioru treści. Całość skomponowana jest w lekki,
przejrzysty sposób, dzięki czemu te literackie przenosiny w czasie są niezwykle
łatwe do realizacji. Choć Sekrety wydano po raz pierwszy ponad 30 lat temu,
zupełnie nie straciły one na swojej oryginalności. Mnie podobało się również
wydanie książki, którą po prostu przyjemnie jest brać do ręki – piękna jest
okładka z reprodukcją obrazu Petrusa Christusa. Polecam.
Jeanne Bourin, Sekrety kobiet złotnika, Wyd. Literackie, 2013
Herbatę mam... A więc czytam - najpierw recenzję. A średniowieczne realia uwielbiam. Co ciekawe, średniowiecze kojarzy się z brudem, ale to w XVII i XVIII wieku było najgorzej pod tym względem.
OdpowiedzUsuń"Średniowieczna telenowela" i lepszej reklamy nie trzeba :D
OdpowiedzUsuńPodpisuję się w 100% :)
UsuńDobrze, że nie napisałam "M jak miłość" ;)
UsuńBardzo dobrze, to by mnie nie przekonało ;)
Usuń