Listopadowa nostalgia
W ostatni weekend - specyficzny przecież, przepojony nostalgią i pożegnaniami oraz bardzo już jesienny - towarzyszyły mi dosyć ciężkie lektury. Nie tylko ciężkie gatunkowo, ale przede wszystkim pod względem wrażenia, jakie po sobie pozostawiły, każda z innego powodu. Niezupełnie udane, a jednak wzbudzające refleksje na temat pamięci o wielkich Polakach, naszej historii i podejmowania się jej oceny.
Maria Nurowska - Sergiusz, Czesław, Jadwiga
Z początku wydawało się, że Maria
Nurowska podjęła się napisać zbeletryzowaną biografię Sergiusza
Piaseckiego. Mało znanego (zapomnianego?) pisarza, którego
świetność przypadła na lata przedwojenne. Nie jest on bynajmniej
przedstawiony w tej powieści w pochlebnym świetle. W jeszcze
gorszym natomiast jest przedstawiony Czesław Miłosz, o którym
Piasecki miał bardzo złe mniemanie z powodu postawy politycznej
oraz pewnej kobiety. Historia stara jak świat, odrzucona miłość,
poeta skaczący z kwiatka na kwiatek... W treści pojawiają się
postacie innych pisarzy o niejednoznacznych życiorysach: Wańkowicza,
Iwaszkiewicza. W miarę czytania ogarniało mnie przygnębienie i
niesmak, bo w moim mniemaniu takie pisanie o ludziach (zwłaszcza o
tych, którzy już nie mogą się bronić), wyciąganie jakichś
brudów jest małostkowe. Autorka wsadza kij w mrowisko, a niczego
nie wyjaśnia. Co gorsza wypowiada się na temat osobistych spraw
Miłosza, tego z kim się ożenił, a z kim powinien był się
ożenić. Nie podoba mi się takie wchodzenie z butami w czyjeś
intymne życie oraz jednoznaczne wyroki ferowane po latach, tym
bardziej, że nie jest to rzetelna biografia (ani jednego, ani
drugiego pana), a tylko powieść. Nie podoba mi się zaciętość i
niezdolność do wybaczania, skrywana pod płaszczykiem niezłomności
poglądów. Do
czego to prowadzi pokazuje przykład Piaseckiego, który – skłócony
z wszystkimi - zmarł samotnie i w zapomnieniu. Kto jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamień....
Radosław Romaniuk - Inne życie
Dużym rozczarowaniem okazała się –
tak zachwalana – biografia Jarosława Iwaszkiewicza, autorstwa
Radosława Romaniuka. Merytorycznie trudno jej cokolwiek zarzucić,
książka zawiera mnóstwo faktów i przedstawia życie pisarza w
bardzo szczegółowy sposób, czerpiąc z wielu źródeł. O tym, jak
wyczerpująca jest ta pozycja świadczy też fakt, iż to grube
tomiszcze omawia zaledwie połowę życia Iwaszkiewicza. Romaniuk stara się być przy tym obiektywny, nie
wartościować i nie oceniać pisarza, nawet w tych momentach, gdy
pisze o tematach kontrowersyjnych w jego życiorysie. Niestety
książka napisana jest w trudno przystępnym tonie rozprawy
naukowej. Autor koncentruje się w niej na analizowaniu
twórczości Iwaszkiewicza, jego życie zaś jest traktowane jako tło
i inspiracja dla jego utworów. Romaniuk raczej nie stara się
wejrzeć w osobowość swojego bohatera, nie tworzy jego portretu
psychologicznego, nie rozwija kwestii jego relacji z innymi ludźmi,
zadowalając się przedstawianiem kolejnych faktów oraz wierszy i
powieści. Rodzina pisarza jest potraktowana po macoszemu – na o
wiele więcej wzmianek zasłużyli różni przyjaciele Iwaszkiewicza,
niż jego matka, rodzeństwo, żona, czy córki. Biografia ta, obfitująca w
przydługie wywody literacko-filozoficzne, może być przydatna dla
filologów, ale nie dla zwykłego czytelnika, który chce po prostu
dowiedzieć się czegoś o pisarzu i poznać go jako człowieka. Z
mojego punktu widzenia Inne życie jest przykładem tego,
jak nie powinno się pisać biografii – książka ta przypomina
podręcznik akademicki i jest po prostu potwornie nudna, a jej
czytanie dostarczyło mi tyle przyjemności, ile wkuwanie do
egzaminu. Wielokrotnie łapałam się na tym, że czytam i zaczynam
myśleć o czymś zupełnie innym – nie byłam w stanie utrzymać
na lekturze swojej uwagi. Kilkakrotnie chciałam książkę porzucić
i w zasadzie nie wiem, co mnie skłoniło do jej
dokończenia. Fakt, że mamy do czynienia dopiero z
pierwszym tomem również może zniechęcać do lektury, bo biografia
ta nie jest zamknięta i kończy się w dramatycznym momencie
dziejowym. A po drugi tom na pewno nie sięgnę. Rzecz w tym, by
pisząc biografię, nie tylko przedstawić fakty, ale by te fakty
opisać w sposób interesujący, a ta sztuka chyba ciągle jest obca
niektórym polskim autorom.
Trzecią pozycją była obsypana pochwałami Morfina, ale notka na jej temat tak mi się rozrosła, że zasłużyła na osobny wpis.
Rzeczywiście tytuły sugerują pozycje ambitne, a tu rozczarowanie. Ale nie mogę przeboleć, że i "Morfina" do Ciebie nie przemówiła (tak wnioskuję z tego, co piszesz). Czekam na następny wpis.
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że "Morfina" może się podobać przeciętnemu czytelnikowi...
OdpowiedzUsuń