R.I.P. dla książki
Miał być zupełnie inny wpis. Dziś można wspomnieć tych, którzy odeszli w minionym roku, a wśród pisarzy są to niestety wielkie nazwiska: Sławomir Mrożek, Joanna Chmielewska, Seamus Heaney, Tom Clancy, Edmund Niziurski.
Nie chcę psuć atmosfery, ale data w sumie sprzyja również refleksjom na temat śmierci książki w Polsce.
Miliard
złotych przeznaczonych w ciągu sześciu lat na czytelnictwo zakłada
Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa, opracowany przez
Ministerstwo Kultury. No nareszcie, myślicie sobie. Program ma
obejmować m.in. promocję i upowszechnianie czytelnictwa i książki
wśród nieczytających, wspieranie wydawania wartościowej
literatury i czasopism kulturalnych, szkolenie księgarzy oraz
regulacje prawne dotyczące rynku książki.
Szczegółów (i metod jak tego dokonać) na razie brak, bo poza
ogólnymi informacjami nie doszukałam się projektu samego programu.
Chciałam natomiast zwrócić uwagę na ten ostatni punkcik:
regulacje prawne
dotyczące rynku książki.
Otóż
Polska Izba Książki,
za poparciem MKiDN pracuje nad ustawą, która zabroni sprzedawcom
obniżania cen na nowości książkowe. Na książki ma obowiązywać
stała cena przez okres od 6 do 18-tu miesięcy. A wszystko po to,
żeby promować polskie czytelnictwo, które jest w zapaści! Przez
wyższe ceny i brak promocji bowiem ma się zwiększyć
poziom czytelnictwa poprzez zapewnienie powszechnego dostępu do
książki na terenie całego kraju i urozmaicenie oferty wydawniczej.
A
co z ebookami?
Nie
wiadomo, ale najlepiej oczywiście byłoby, gdyby nowe prawo odnosiło
się również do nich.
Ustawa
jest wzorowana na francuskim prawie Langa.
Myślałam,
że to jakiś żart, ale nie – informacje na ten temat można
znaleźć TU
Kiedy
to przeczytałam włos mi się na głowie podniósł! Dla
większości osób w tym kraju - tych, którzy książek nie kupują, nie ma
to znaczenia. Dla mnie ma, bo rocznie wydaję na literaturę kilkaset
złotych. W praktyce
taka ustawa oznacza po prostu wyższe ceny książek, bo przecież teraz
księgarnie prześcigają się w oferowaniu atrakcyjnych rabatów.
Zatem podnoszenie cen ma sprawić, że ludzie będą więcej KUPOWALI i
czytali??? Jeśli kupię jedną książkę zamiast
dwóch (bo mnie nie będzie na nie stać), to znaczy, że będę
więcej czytać? Rozumiem, że dzięki wprowadzeniu VAT na książki
też w Polsce poprawiło się czytelnictwo, a to ma być kolejny krok
na tej drodze „postępu”? Wybaczcie, ale to jest największy
debilizm o jakim słyszałam w tym kraju od lat, wliczając w to
nawet aferę smoleńską. Do tego PIK twierdzi, że ustawa wyrówna
szanse konkurowania na rynku! przyczyni
się do zwiększenia liczby księgarni, które obecnie przegrywają
wojnę cenową z dużymi podmiotami. No
sorry, ale państwo jest od wyrównywania szans osobom wykluczonym
społecznie, a nie przedsiębiorcom. To już przerabialiśmy i nazywa
się to SOCJALIZM. Jak taki pomysł ma się do wolnego rynku? Ciekawe
czyje interesy realizuje się w ten sposób.
Tylko
siąść i płakać nad logiką ludzi rządzących w tym kraju. Jak
zwykle jedynym sposobem rozwiązania problemu jest podnoszenie cen.
Zamiast marchewki – kij. Dla mnie jest oczywiste, że to dobije
czytelnictwo w Polsce. I dlaczego w naszym kraju nigdy nie korzysta
się z dobrych przykładów wdrażanych w innych krajach, ale ze
złych – to i owszem?
Trudno
mi ocenić, na ile zaawansowane są prace nad tą ustawą i na ile
jest ona groźna (w sensie na ile są szanse jej wprowadzenia). Nie
zauważyłam też, żeby ktoś się tym szczególnie przejął –
nawet w społeczności czytelniczej. Może niewiele osób po prostu o
tym wie, bo informacja ta pojawiła się gdzieś na dalekim
marginesie. I może siła przebicia tego niewielkiego procenta osób
czytających jest niewielka w tym kraju, ale czy nie warto
jednak zewrzeć szyków, żeby nie dopuścić do zrealizowania tych szczytnych
planów? Na końcu informacji na stronie PIK jest notka, że ustawa jest na
etapie konsultacji. A ja się pytam z kim jest ona konsultowana, bo
na pewno nie z czytelnikami. Gdzie można przesłać uwagi, bo nie
widzę żadnego formularza, ani adresu. Proponuję więc zacząć od
zadawania pytań do PIK. I publikowania informacji o tym gdzie się
da.
Oficjalna wykładnia PIK wygląda tak: http://www.granice.pl/publicystyka,stale-ceny-ksiazek-nie-oznaczaja-wyzszych-cen--pik-odpowiada-na-zarzuty-czytelnikow,782
OdpowiedzUsuńKupa wzniosłych pierdół, ale z rzeczy interesujących nas bezpośrednio: ceny mogą (mogą, nie muszą:P) spaść o 15 procent. Średni deal, jeśli teraz w ulubionej księgarni internetowej mam rabat 27 proc. PIK na szczęście nie reprezentuje całej branży wydawniczej.
Jakoś nie wierzę w coś takiego jak "spadek cen" w Polsce. Byłby to zaiste ewenement. Ale oczywiście w sytuacji, gdy szczegółów brak... Dla mnie stała cena oznacza wyższą cenę, ponieważ zawsze szukam promocji i po prostu nie kupuję po cenach nominalnych. I wydaje mi się, że kupujemy w tym samym sklepie ;)
UsuńNikt nie wierzy w obniżki, chyba nawet sami wnioskodawcy. Ja akurat nowości nie muszę kupować od razu, chętnie przeczekam ten rok czy półtora aż nowość wyląduje w taniej jatce. Wytrzymam, tylko czy wytrzymają wydawnictwa, bo tę metodę może przyjąć więcej osób:) A sklep bardzo porządny, dyskontowy :P
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJakoś nie widzę, jak ten pomysł ma sprawić, by Polacy czytali więcej. Może na ebooki będzie niższy podatek?
OdpowiedzUsuńProblem w tym, że w Polsce nikt nie kwapi się do obniżenia cen na cokolwiek. Pamiętacie, jak zniesiono akcyzę na kosmetyki - czy spadły ich ceny? Oczywiście, że nie. Kiedy na światowych rynkach tanieje ropa naftowa - czy polscy dystrybutorzy obniżają ceny benzyny? A raz wprowadzona podwyżka jest nie do odkręcenia. Dlatego, jeśli mówi mi się, że dzięki ustawie ceny książek MOGĄ spaść o 15%, bo teraz są zawyżane - to ja w to nie wierzę. I gdyby Polaków stać było na powszechne kupowanie książek, księgarnie i dystrybutorzy nie musieliby prowadzić takiej poiltyki cenowej.
OdpowiedzUsuń