Ja kontra IKEA
Mija miesiąc od kiedy zaczął się u mnie
remont - nie sądziłam, że prace w tak małym mieszkaniu i to w zasadzie w
podstawowym zakresie, zajmą tyle czasu. Było ciężko, pieniądze na
remont płynęły jak woda i chwilami zastanawiałam się w imię czego...
Pomyśleć, że zaczęło się od zapchanej wanny. Wczoraj, po tygodniu
sprzątania stwierdziłam, że wreszcie wychodzę na prostą. Wprawdzie
czekam jeszcze na kafelki do kuchni, które jadą i jakoś nie mogą
dojechać, jeszcze muszę pomalować szafki i krzesła, ale to już
"drobiazg", skoro meble stoją, kuchenka i zmywarka działają, a ja
doczyściłam już wszystkie kąty.
Ostatnio zauważyłam, że połowę rzeczy w
domu (o ile nie więcej) mam z IKEI. Nie zliczę ile razy odwiedziłam
szwedzkiego potentata w ostatnim miesiącu. Fakt, że stylem urządzania
wnętrz, który najbardziej mnie inspiruje jest właśnie styl skandynawski. Na
przykład taka kuchnia...
A
jak się robi zakupy w IKEI? Podobno to sklep tani i przyjazny
klientowi. Ostatnie doświadczenia zweryfikowały moje sądy na ten temat.
Po pierwsze żeby cokolwiek kupić, a w szczególności coś konkretnego,
upatrzonego (np. na stronie internetowej) trzeba nieźle się nabiegać po
dużym sklepie i naszukać. To zawsze wiedziałam, ale kiedy się ma
ograniczony zasób czasu, a w pobliżu (oczywiście) żadnego sprzedawcy... Wszystko
jest jeszcze w miarę OK, jeśli do IKEI zagląda się w poszukiwaniu
jakichś gadżetów: pościeli, garnków, czy świeczuszek. Problem robi się,
kiedy chcemy kupić coś większego, np. meble. Magazyn samoobsługowy?
Pięknie, pod warunkiem, że się jest facetem (i to z krzepą). A jak
poradzić sobie ma z cięższymi pakunkami kobieta, albo ktoś słabszy? Cóż,
kiedy już udało mi się załadować rzeczone meble na wózek, zapchać to do
kasy, zapłacić, w tłumie wymanewrować wózkiem do kolejki do stanowiska
transportu i trochę odetchnąć, że jeszcze tylko chwila i będzie po
wszystkim, spojrzałam na paragon... I okazało się, że kupiłam złe drzwi
do regału (załadowane przez pracownika IKEI). Więc co? Musiałam drzwi
oddać, z powrotem pędzić do sklepu, po raz wtóry męczyć się z wózkiem, a
na koniec drugi raz stanąć w kolejce do transportu. Nadmienię, że
niestety była to niedziela, a więc wszędzie dzikie tłumy i kilometrowe
kolejki (podobno mamy kryzys?). Wszystko to zabrało mi łącznie ponad
godzinę. Zła, zmęczona i głodna. Dobrze choć, że pomyłkę zauważyłam
jeszcze w sklepie, bo gdyby to przyjechało do domu, to nie chcę nawet
myśleć...
I tu
zbliżamy się do sedna sprawy: otóż IKEA oczywiście oferuje szereg
usług, takich jak kompletowanie zakupów, transport, montaż, etc. Tylko
że za to wszystko płaci się GRUBĄ kasę i wygląda to po prostu na niezłe
łupienie skóry, zwłaszcza, że czasem człowiek naprawdę nie ma innego
wyjścia, jak skorzystać z owych usług. No bo jak np. zabrać do auta
paczkę, która ma prawie 2 metry długości (i waży z 20kg)? Ja zapłaciłam
za transport, wniesienie, montaż blatu kuchennego i dodatkowo dojazd
montażysty (i to tyle, jakby jechał do Opola, a nie z Katowic do
Katowic). W dodatku na ów montaż czekałam 2 tygodnie, w czasie których
miałam zamrożone skończenie remontu w kuchni... Zamówienie owego montażu
to zresztą kolejna, osobna historia... Kupowałam blat w niedzielę,
montaż (i transport) miał być na piątek. Długo, ale jakoś wytrzymam te
kilka dni – pomyślałam sobie. Tymczasem piątek nadszedł, ekipy brak. I
kiedy wzięłam do ręki karteluszek z zamówieniem, co odkryłam? Że chodzi o
następny piątek, 14 grudnia. Nieźle się wkurzyłam. Obsługujący w
sklepie nie podał mi daty, a jeśli ktoś mówi mi „w piątek” to
domniemywam, że w najbliższy piątek, a nie za dwa tygodnie, czy za
miesiąc! Ponieważ nie chciałam dłużej czekać na meble, musiałam
podwójnie zapłacić za dojazd ekipy. Taka oto tania i przyjazna jest
nasza IKEA. Nie wiem, czy w innych krajach też to tak wygląda, ale w
Polsce priorytetem jest zawsze zysk, a nie zadowolenie klientów. Za
darmo nie ma nic. I naprawdę na tym świecie lepiej jest być facetem...
Szczęściem
panowie montażyści, którzy przyjechali w miniony piątek, okazali się
bardzo sympatyczni i kompetentni, co osłodziło mi trochę odpływ gotówki,
zaś kuchnia z nowym blatem i zlewem wygląda wreszcie przyzwoicie :) No a
moja ostatnia wizyta w IKEI zaowocowała m.in. upolowaniem świetnych
zasłon, za bardzo przyzwoitą cenę, co też poprawiło mi humor. Wreszcie,
co bardzo istotne, nowy regał z IKEI okazał się bardzo pojemny i
pomieściły mi się w nim wszystkie książki, które zaczęły już mi się
wysypywać ze starych mebli.
Tylko łazience ciągle daleko do łazienki
marzeń, ale lepiej już nie będzie. Może w jakimś nowym mieszkaniu...
Komentarze
Prześlij komentarz