Sekretne życie motyli
Ekstremalna
fotografia. Dziewicza przyroda. Unikalne przeżycia. Wyczyn. Strach.
Nienawiść i miłość. W szokującej dawce. Niezwykłe przedsięwzięcie.
Przyzwyczailiśmy się już do tego, że obietnice zawarte w przeróżnych
trailerach i blurbach są mocno podkoloryzowane. Dziś już rzadko co
szokuje, a i niezdobytych terenów coraz mniej. Tym niemniej właśnie taką
reklamę swoim wyprawom robi bohater Sekretnego życia motyli,
Stefan, zawodowy wspinacz i fotografik. Do czasu, kiedy podczas wyprawy
na Grenlandię, zorganizowanej po to, aby nakręcić dokumentalny film o
osiągnięciach Stefana i jego partnerki, Lizy – wszystko to okazuje się
jedną wielką ściemą...
W duchu o nim marzysz. Oglądasz je wyłącznie na zdjęciach i czytasz w gazetach. Porusza cię romantyzm ogniska na skalistym skraju fjordu, taniec na wietrze i kolorowa postać wspinająca się na tle nieba w pionowej rysie.
W Sekretnym życiu motyli
nie chodzi o porywającą akcję, nie chodzi nawet o wspinanie, tylko o
emocje, co widać szczególnie w drugiej połowie książki, kiedy to Nora i
Alek – przyjaciele Stefana i Lizy – przeżywają wciąż od nowa to, co się
wydarzyło na Grenlandii. Tak jak każdy z nas, kiedy jest wściekły i
bezsilny zarazem i wyrzuca z siebie mnóstwo słów, żeby jakoś sobie z tym
poradzić. Z zawiedzionym zaufaniem, przyjaźnią, którą szlag trafił,
wspólnymi planami i nadziejami. Wszytko kręci się wokół Stefana –
osobnika o toksycznej osobowości, który swoim nieprzewidywalnym
zachowaniem terroryzuje otoczenie. Z daleka można go podziwiać: wytycza
nowe drogi, robi świetne zdjęcia, prowadzi megaciekawe życie. I zawsze
jest w centrum uwagi. Nora obserwuje Stefana z mieszanką fascynacji i
lęku. Zazdrości Stefanowi i Lizie ich kolorowego życia, zawsze na
walizkach, ciągle w biegu: podróżują, wspinają się, kręcą filmy. Sama
czuje się jedynie ich marną kopią... Dopiero na Grenlandii, kiedy
kilkoro przyjaciół jest zdanych na siebie, wychodzą na jaw najgorsze
przywary: chore ambicje, brak profesjonalizmu, nieliczenie się z nikim i
z niczym, zdeptane uczucia, wizerunkowe kłamstwa, tupeciarstwo. Samo
życie. Mnie w ogóle to nie zdziwiło, nie uważam alpinistów za nadludzi, a
tacy, co jadą na marketingu znajdą się wszędzie. A z własnego
doświadczenia wiem, że tacy ludzie jak Stefan naprawdę istnieją. Z
pewnością w środowisku górskim też. Niebywale pewni siebie, przekonani o
własnej nieomylności i zajebistości. Zero samokrytyki, maximum
autopromocji – tacy ludzie dziś wygrywają. Onoszko pokazała to do bólu
prawdziwie. To nie jest jeszcze jedna zmyślona opowiastka z happy endem.
Zgrzyta mi tylko w tej powieści fakt, że bohaterowie znali się i
rzekomo przyjaźnili od dawna. Jak to więc możliwe, że nie byli świadomi
przywar Stefana i że ta przyjaźń rozpadła się tak łatwo i z bardzo
błahego powodu?
W swojej powieści autorka obśmiewa także fałsz współczesnego stylu życia, w którym liczy się przede wszystkim tzw. ciekaworobienie.
Trzeba żyć na maksa, podróżować, uprawiać sporty ekstremalne,
eksperymentować, no i przede wszystkim głośno się tym chwalić. Nie
wystarczy gdzieś pojechać, trzeba zrobić foty, zamieścić to na Fejsbuku,
napisać książkę. Blog jest obowiązkowy. PR jest ważniejszy niż
rzeczywistość. Trzeba przecież jakoś wybić się z tłumu – przecież dziś
każdy gdzieś jeździ, podróżowanie i fotografowanie to hobby coraz
bardziej powszechne. To podejście zwycięża też w środowisku wspinaczy, w
którym kiedyś liczyła się pasja – dziś ważny jest lans i kasa. Przy
czym na końcu okazuje się, iż gdzieś w tym przymusie ciekaworobienia
znika radość, a zostaje tylko parcie na szkło i napawanie się własną dzielnością...
- A dokąd się wybieracie? Jakie plany wyjazdowe? - takie pytania zawsze wyprowadzały Norę z równowagi, szczególnie gdy plany były niemożliwe do realizacji.
To
wszystko Onoszko wręcz wykrzyczała w swojej powieści, może nazbyt
emocjonalnie, ale jakże trafnie ubierając swoje emocje w słowa. Autorka
ma lekkie pióro, kreuje wyrazistych bohaterów, tworzy także bardzo
klimatyczne opisy grenlandzkich krajobrazów. Najważniejsze jednak jest,
że jej powieść zmusza także czytelnika do zastanowienia się nad tym, co
stanowi dla niego o wartości jego życia.
Póki jesteśmy zajęci, nie musimy przejmować się tym, kim naprawdę jesteśmy.
I na tym właściwie mogłabym zakończyć swoją recenzję, gdyby nie fakt, że samo życie dopisało do tej książki ciąg dalszy. Sekretne życie motyli jest dziś bowiem książką... zakazaną. Nie uświadczymy jej w żadnej księgarni. A to dlatego, że dwójka wspinaczy: Dawid
Kaszlikowski oraz jego partnerka Eliza Kubarska, pozwali Joannę
Onoszko, wydawnictwo Znak oraz EMPIK o zniesławienie. Proces trwa, sąd
utajnił rozprawy.
Okazuje
się, że wydarzenia opisane w książce rzeczywiście miały miejsce
(przynajmniej do pewnego stopnia), Onoszko brała udział w jednej z
wypraw na Grenlandię... Zanim przeczytałam książkę, zastanawiałam się,
dlaczego to wspinacze zdecydowali się na taki krok, a tym samym
nagłośnienie całej afery. W
książce znalazła się przecież adnotacja, że treść jest jedynie fikcją
literacką, a „ewentualne podobieństwo do osób czy też zdarzeń
rzeczywistych jest całkowicie przypadkowe”. Nigdzie
też w książce nie znajdziemy informacji o Kaszlikowskim, jak również o
tym, kim jest autorka. Ktoś nieświadomy sprawy nie ma podstaw, aby
myśleć, że powieść jest czymś więcej, niż tylko zmyśleniem. W takiej
sytuacji robienie wokół niej szumu tylko zwraca uwagę na nieszczęsnych
wspinaczy, a skandal napędza czytelników. Nie lepiej było przemilczeć?
Tyle tylko, że podobieństw do prawdziwych zdarzeń jest w Sekretnym życiu motyli
tyle, że osoby wtajemniczone, ze środowiska, nie miały żadnych
trudności w rozpoznaniu bohaterów, ani też wątpliwości, że „coś jest na
rzeczy”. W efekcie książka postawiła pod znakiem zapytania osiągnięcia
Kaszlikowskiego i Kubarskiej, za które między innymi zostali uhonorowani
jedną z najbardziej prestiżowych nagród wspinaczkowych – „Jedynką”.
Nagroda ta została im następnie odebrana. W takich okolicznościach w
sumie trudno się dziwić, że wspinacze się bronią i walczą o wycofanie
książki ze sprzedaży.
Zastanawiam
się, jak odebrałabym tę książkę, nie mając wiedzy o całej opisanej
wyżej sprawie. Niestety tego się nie dowiem, cały czas bowiem miałam w
głowie owo pytanie: prawda to, czy nie? Jak dla mnie powieść Onoszko ma
typowy charakter odreagowania traumy oraz rozliczenia z własnymi
kompleksami. Przelanie na papier swojej złości, rozczarowania, pozwala
uporządkować myśli i uporać się z nimi. Zbyt dużo tu autentycznych
emocji. Z drugiej strony są chyba lepsze sposoby na obnażenie oszustwa, niż pisanie powieści. Kubarska oskarża Onoszko w gruncie rzeczy o to samo, o co autorka oskarżyła ją w Sekretnym życiu:
o to, że poświęciła i wykorzystała ich przyjaźń, by zyskać sławę.
Trudno to zrozumieć, ale ludzie są różni, mogło być i tak. Swoją drogą
zdjęcia Kaszlikowskiego rzeczywiście robią spore wrażenie... Może znowu
chodzi o PR?
Kołakowski pisał, że szczęście osiąga ten, kto potrafi zaakceptować miernotę życia. (…) Zawsze można przecież więcej. Zobaczyć, pojechać. Wspiąć się wyżej, trudniej, jeszcze bardziej się zmęczyć, bardziej się spocić, w jeszcze bardziej egzotycznym cz bardziej niż dotychczas niezwykłym miejscu. (…)
Moja ocena: niezwykle trafna ocena rzeczywistości podana w atrakcyjnej formie; dodatkowo zachwyca mnie zdjęcie na okładce
Komentarze
Prześlij komentarz