Julia
Młoda
Amerykanka po śmierci swojej ciotki otrzymuje tajemniczy klucz do
skrytki bankowej we Włoszech. Dziewczyna wierzy, że czeka na nią tam
spadek po jej matce. Na miejscu zamiast spadku znajduje plik starych
dokumentów, z których wynika, że nasza bohaterka nie tylko jest
potomkinią bogatego sieneńskiego rodu, ale i słynnej Julii, a historia
Romea i Julii w rzeczywistości rozegrała się w Sienie, a nie w
Weronie...
Mój Boże, co za gniot! Historia, która w tle ma Sienę
oraz szekspirowską tragedię rzeczywiście mogłaby być świetnym materiałem
na powieść. Arturo Perez-Reverte zrobiłby z niej cacuszko, niestety w
wykonaniu Anne Fortier przedstawia się ona bardzo żałośnie. Pisarka
przeplata wydarzenia współczesne z XIV- wieczną legendą, jaka rzekomo
wiąże się z historią Romea i Julii. Autorka posługuje się najprostszymi z
możliwych rozwiązań fabularnych, nie bacząc na to, iż mają one znamiona
nieprawdopodobieństwa, zwłaszcza w takim nagromadzeniu: dziwne zbiegi
okoliczności, rodzinne komplikacje, niewyjaśnione przypadki,
nielogiczności i nieścisłości. Do tego są tu klątwy, sztylety,
śmiercionośne pierścienie – brakowało jeszcze tylko czarodziejskiego
zwierciadła i wampirów. A im dalej w las, tym bardziej wszystko
upodabnia się do jak najbardziej współczesnego gonienia za skarbem, a
nie odczyniania średniowiecznego zła... Motywy powodujące główną
bohaterką, Julią Jacobs alias Guliettą Tolomei, są bowiem bardzo
przyziemne: to nie chęć odkrycia rodzinnej tajemnicy, zapoznania się z
własną genealogią, czy rozwiązania historycznej zagadki – ale
najzwyczajniej w świecie pragnienie znalezienia skarbu w jak najbardziej
dosłownym tego słowa znaczeniu, tj. pieniędzy lub klejnotów, względnie
wartościowego przedmiotu, który można by spieniężyć. Wszak przyjechała
do Italii po swój spadek... I tak kiedy dziewczyna odkrywa historyczne
dokumenty, czy artefakty, jej jedynym
pytaniem jest to, czy to jest coś warte... Naprawdę, panna Julia
wywołała we mnie żywą awersję. W dodatku 25-latka wydaje się być na
mentalnym poziomie nastolatki – wierzy w duchy i to, że znajdzie swojego
Romea – jakieś wcielenie Romea sprzed 600 lat! - który będzie „śliczny i
będzie miał ładne dłonie”. W moim odczuciu powieść ta jest skierowana
do młodzieży, a nie do dorosłego czytelnika. Również z powodu bardzo
potocznego, a momentami wręcz wulgarnego języka w jakim jest napisana (w
szczególności dialogi między siostrami), choć co prawda może to być
również winą tłumaczenia. Cała ta historia to stek bzdur a la Kod Leonarda da Vinci.
Nie sposób ani przez chwilę uwierzyć, że coś takiego w ogóle mogło się
wydarzyć, że po 600 latach ktoś może się przejmować tragedią
średniowiecznych kochanków, a już zwłaszcza że ich miłość się mogła w
jakiś sposób "odrodzić" we współczesnych bohaterach!
Odniosłam
wrażenie, że pisarka nigdy nie była we Włoszech i swoją powieść również
kieruje ona do osób, które nigdy nie odwiedzały tego kraju i nic o nim
nie wiedzą. Julię cechuje bowiem tyleż naiwność, co zdumiewająca
ignorancja. Dziewczyna jedzie do kraju, który podobno jest jej ojczyzną –
nie wiedząc o nim nic, nie znając języka, zwyczajów. Zadaje pytania
dotyczące najbardziej podstawowych kwestii, nie potrafi się zachować, a
co gorsza wydaje się nie być zupełnie zainteresowana tym, co ją otacza.
Chodząc po uliczkach Sieny nie zadaje sobie trudu, by zapoznać się z
historią tego niezwykłego miasta. Rzecz jasna oczekuje, aby wszyscy
wokół mówili po angielsku; nóż mi się w kieszeni otwierał kiedy czytałam
o tym jak to Amerykanka we Włoszech jest zmęczona „kulawą
angielszczyzną” spotykanych Włochów. Julia oraz jej bliźniacza siostra
wychowywane były przez ciotkę, która przestrzegała je przed Włochami,
twierdząc, że „to taki dziwny kraj”. Jakby mowa była o jakiejś
Transylwanii. Dla takiego italofila jak ja coś takiego zakrawa na
bluźnierstwo, a czytanie Julii było drogą przez mękę. Poza tym
Fortier popełnia błędy i nieścisłości historyczne, np. mowa jest o tym,
że bohaterowie z XIV wieku posługują się szpadą, podczas gdy broń ta
została wynaleziona dopiero w wieku XVII! Mimo deklaracji o „badaniach
prowadzonych w Sienie” autorka posługuje się ogólnymi, przewodnikowymi
informacjami, uzupełnianymi własną fantazją, co ułatwia jej fakt, że
nikt tak naprawdę nie wie jak to było w tak odległych czasach, jak XIV
wiek...
Jedyną zaletą Julii
jest chyba to, że nie jest nudna i szybko się ją czyta, bo jest to
lektura bardzo mało wymagająca. Ale nawet książka, której ambicją jest
wyłącznie rozrywka powinna być przynajmniej logiczna. Wybaczcie ten
poziom krytycyzmu, ale ignorancja jest jedną z najbardziej irytujących
mnie rzeczy – a wydaje mi się, że rolą literatury jest jej zwalczanie, a
nie pogłębianie. Dlatego Julii nie mogę polecać.
Anna Fortier, Julia, Wyd. Świat Książki, 2010
Komentarze
Prześlij komentarz