Zawsze zazdrościłam Grendelli i Milvannie, że tak sobie mogą porozmawiać (choćby i wirtualnie) o tym, co przeczytały. Nadarzyła się i mnie taka okazja, bo książkę A.S.A. Harrison W cieniu czytałam z moją koleżanką (to znaczy każda z nas czytała ją osobno), z którą potem dyskutowałyśmy sobie o tym, co powinno być w thrillerze i czemu W cieniu thrillerem nie jest. A. bloga nie prowadzi, ale jak widać jest równie krytyczną czytelniczką, co ja ;) Oto co nam wyszło z tej dyskusji:


G (czyli ja): Źle mnie nastawiłaś do tej książki, choć nawet i bez tego nie sądzę, żeby mi się spodobała. To, że to żaden thriller wcale mnie nie zaskoczyło - to już wiedziałam - ale nie spodziewałam się, że będzie z niej tak wiać nudą. Po opisie tej książki spodziewałam się czegoś w stylu "jak pozbyć się niewiernego męża", czyli przede wszystkim wyrafinowanej intrygi. Tymczasem intryga w W cieniu jest nieobecna, akcji tyle co kot napłakał, napięcie zerowe, brak jakiegokolwiek zaskoczenia, a finał błyskawiczny. Góra urodziła mysz.

A: Ta książka dostała nagrodę Guardiana dla najlepszego thrillera (?), sprzedała się w ponad milionie egzemplarzy i została podobno przetłumaczona na 27 języków. Ze sprzedażą polemizować nie sposób, ale zastanawia mnie kategoria, w której książka dostała nagrodę oraz fakt porównania jej z Zaginioną dziewczyną. Autorka chyba inspirowała się powieścią Gillian Flynn, ale coś jej nie wyszło. 

G: Cały trick polega na tu tym, że z góry wiemy, że zostanie popełnione morderstwo. Wydawca właściwie w opisie książki zdradził wszystko (zresztą na początku powieści też pada zdanie informujące o morderstwie, jakie ma nastąpić). Gdyby nam tego nie zdradzono, byłby przynajmniej element zaskoczenia, bo przebieg książki wcale nie wskazuje, że coś takiego się stanie. Zaczynam się jednak zastanawiać, czy nie zrobiono tego celowo. Bo dzięki temu sztucznie kreowane jest napięcie. Czytelnik cały czas czeka, że zostaną wyciągnięte jakieś brudy, tajemnice, że zrobi się groźnie - i to jest źródłem napięcia, a nie prawdziwa groza, której na kartach powieści nie ma. Wypada powiedzieć, że jest to po prostu robienie czytelnika w konia. 

A: O czym jest sama książka? Głównie o rozpadzie związku ludzi, którzy w zasadzie i tak żyją osobno, przynajmniej emocjonalnie. On (Todd) ma swoją pracę, swoje kochanki (akceptowane przez Nią) czy rozrywki (nieśmiertelne piwo z kolegami), z kolei Ona (Jodi) ma pracę, którą traktuje jak mało zobowiązujące hobby, a ze związku czerpie głównie poczucie bezpieczeństwa finansowego.
 
G: Powieść zasadza się głównie na analizach tego, co dzieje się w związku Jodi i Todda. Tyle, że nie dzieje się tu nic specjalnie ciekawego. On zostawia ją po latach dla młodszej. Ot, banał. Może faktycznie trzeba by było skoncentrować się na aspekcie psychologicznym, pozornie bardzo rozbudowanym. Piszę pozornie, bo jest sporo informacji o głównych bohaterach, o tym, jak żyją, jak się poznali, zakochali, tylko te informacje w zasadzie bardzo niewiele nam o nich mówią i wcale nie pozwalają bohaterów lepiej poznać. Ten związek wydał mi się dziwny. Jodi i Todd wcale nie sprawiają wrażenia jakby łączyło ich coś więcej, niż wspólne mieszkanie i pies. Czy się kochają? Nie mam pojęcia. Nie są jednak wcale ze sobą nieszczęśliwi, wcale nie narzekają na siebie, dobrze się ze sobą czują, co najwyżej wkradła się między nich rutyna. 

A: Pomimo wielu opisów stanów emocjonalnych czy uczuć postaci sprawiają wrażenie schematycznych i przewidywalnych, nie dziwi nas ich zachowanie. Fabuła książki również do tematu rozpadu związku nie wnosi nic nowego czy zaskakującego. Gdy więc kolejny romans Todda okazuje się być czymś więcej i wszystko wskazuje na to, iż mężczyzna zamierza wyprowadzić się do kochanki Jodi przeciera oczy ze zdumienia i nie może się pogodzić z faktami. Wiele kolejnych opisów w książce dotyczy straty i w przypadku historii Jodi jest to głównie strata materialna, gdyż nie potrafi do końca przyjąć do wiadomości, że Todd wyprowadza się i zamierza zamieszkać z kochanką, a na dodatek chce opuścić Jodi, która jest według wielu osób kobietą z tzw. "wyższej półki" - kobietą piękną, wykształconą, z klasą etc.  

G: Prawdę powiedziawszy ja też nie mogłam zrozumieć czemu Todd w końcu porzucił wygodne domowe pielesze. Bo Jodi wcale nie jest zazdrosną małżonką, wyrzucającą męża z domu na wieść o zdradzie. Już wcześniej wiedziała, że Todd romansuje i postanowiła się przymykać na to oko. Owszem, jest na niego zła, ale liczy na to, że mężczyzna w końcu wróci do domu. Jest tolerancyjna, wspaniałomyślna - idealna żona (taka silent wife, co też sugeruje oryginalny tytuł powieści). Czemu więc on od niej odchodzi? Można to wytłumaczyć tylko zaćmieniem umysłowym. Jego zachowanie jest zdumiewające i niespójne: gość o niczym nawet nie informuje Jodi, nie rozmawia z nią - ona o wszystkim dowiaduje się od osób trzecich, a o tym, że się wyprowadza, Todd mówi jej w dniu wyprowadzki!  Z jednej strony tęskni za nią, nadal jej pożąda, wyraża się o niej cały czas pochlebnie i zachowuje się tak, jakby wcale nie chciał jej opuścić, z drugiej natomiast podejmuje kroki prawne, by wyrzucić ex-partnerkę z mieszkania. Wbrew wizerunkowi macho, jaki stara się wykreować autorka, Todd jest niedojrzałym mężczyzną, który traci kontrolę nad swoim życiem, zupełnie bezwolnym, bo myśli penisem, a nie głową. Zresztą wszystko rozwija się raczej w tym kierunku, że Todd pewnie wróciłby w końcu do Jodi.

A: Czytając książkę zastanawiałam się czy główni bohaterowie wywołują we mnie jakiekolwiek uczucia i musiałam stwierdzić, że niestety nie. Nie jest mi żal Todda, który mimo posiadanych lat i pewnego doświadczenia życiowego zachowuje się jak młokos, a jeszcze mniej żal mi Jodi, która zachowuje się jak roszczeniowa utrzymanka. Żyje sobie jak pączek w maśle i wydaje się, że zależy jej tylko na wygodnym życiu: na tym żeby zostawić sobie luksusowe mieszkanie i żeby mąż ją dalej utrzymywał! Ok, możesz się wyprowadzić, ale ja tu zostaję i dalej na mnie płacisz.

G: To fakt, trudno im współczuć i w tym też tkwi słabość powieści - że bohaterami są rozpuszczeni, zamożni ludzie, którym niczego nie brakuje, nie mający "prawdziwych" problemów i dlatego w czytelnikach wzbudzający raczej niechęć. Oh, nie będę mogła już ubierać się u Dolce & Gabbana - ten typ reakcji. Oboje wydali mi się pod tym względem siebie warci. On jest przecież rzutkim przedsiębiorcą, jeździ porsche i nosi Rolexa... po czym stwierdza, że nie stać go na wynajęcie drugiego mieszkania (dla swojej kochanki). Jeśli chodzi o Jodi to nie denerwowała mnie ona aż tak, jak Ciebie, ale miałam wrażenie, że kobieta jest strasznie zimna i płytka: wszystko analizuje na chłodno, zasłania się psychologicznymi teoriami, nie okazuje prawie żadnych emocji. Wściekłość, żal, smutek, tęsknota? Ale skąd! Najbardziej brakuje jej... ustalonego porządku dnia. Nudzi jej się. Jej myślenie było dla mnie jeszcze bardziej absurdalne, niż odejście jej męża. A dlaczego? Dlatego, że Jodi i Todd oficjalnie nie byli wcale małżeństwem. Więc dla mnie było oczywiste, że ona nie ma żadnych praw do jego majątku i nie mogłam zrozumieć, że ona tego nie wie. Kobieta przecież inteligentna i wykształcona. Tak samo nie mogłam zrozumieć, że skoro zależało jej na wygodnym życiu i wiedząc o licznych romansach Todda, które zdecydowała się tolerować, nie zabezpieczyła się na taką sytuację właśnie - bo to właśnie Jodi nie chciała ślubu. Bez sensu. Inteligentna, a głupia. Wbrew temu, co sugeruje autorka Jodi nie potrafi radzić sobie z problemami, bo nic nie wskazuje na to, by wcześniej życie rzucało jej jakieś kłody pod nogi. Jodi raczej udaje, że problemów nie ma, co odzwierciedla się też w jej podejściu do klientów - jako psycholog podejmuje się tylko pracy z błahymi, banalnymi przypadkami, a swoim pacjentom udziela rad w stylu: zmień coś, idź do fryzjera, albo zapisz się na kurs. Porady niczym z kobiecych pism. Kiedy faktycznie na jej drodze pojawia się poważny problem, okazuje się, że zupełnie nie potrafi sobie z nim poradzić w racjonalny sposób i zamiast tego bez szczególnego wahania i dylematów sięga po najbardziej drastyczne środki. 
Akceptacja jest podobno czymś pozytywnym. Użycz mi pogody ducha, abym godził się z czymś, czego nie mogę zmienić. Podobnie kompromis, to powie każdy terapeuta. Cena jednak była wysoka - ostudzenie oczekiwań, utrata ducha, zrezygnowanie, które zastępuje entuzjazm, cynizm zajmujący miejsce nadziei. Niezauważalne, nieleczone próchnienie.
A: Postaci powieści Harrison sprawiają wrażenie osób płytkich pod względem psychologicznym, mimo wielu opisów ich stanów emocjonalnych ich historie są dla mnie mało wiarygodne.  

G: Dokładnie. Pomyślałam sobie ok, niby wszystkie nieszczęśliwe małżeństwa są nieszczęśliwe na swój własny sposób, tyle, że ja po prostu nie uwierzyłam w historię opowiedzianą przez Harrison. Wszystko tu jest strasznie powierzchowne. Bohaterowie płytcy i nie potrafiący logicznie myśleć. Mało przekonujący obraz rozkładu związku, bo sam związek mało przekonujący. Morderstwo natomiast zupełnie z czapy wyjęte, jakby nie było innych sposobów rozwiązywania życiowych problemów. Moim zdaniem autorka wcale nie przedstawiła przekonującej przemiany Jodi w morderczynię, tak jak to zapowiadane jest na początku. Jodi mimo tego, że zimna i zbyt myśląca o własnych wygodach, nie jest wcale złym człowiekiem, nie chce krzywdzić swojego dwulicowego męża. Dlatego to morderstwo po prostu tu nie pasuje. 

A: Sam fakt zlecenia morderstwa jest opisany od niechcenia, jest w nim tyle emocji co w kupnie pietruszki w warzywniaku i zupełnie nie pasuje do reszty fabuły. Gdyby go usunąć i pogłębić warstwę psychologiczną postaci otrzymalibyśmy niezłej jakości studium rozpadu małżeństwa, a nie hybrydę, do stworzenia której wybrano kilka "chodliwych" wątków z innych książek.

G: No i ta psychologiczna papka, którą serwuje nam autorka, sugerując, że nie ma ludzi bez problemów, są tylko niezdiagnozowani. Jodi swoje problemy wyparła, woli udawać, że wszystko jest ok, a Todd nawet ich sobie nie uświadomił, oboje żyją zatem w zakłamaniu, nie przepracowali swoich problemów, stąd cały ambaras. Na terapię z nimi! Fakt, Jodi ma na pewno problem z tym, że za dużo daje mężowi, a za mało od niego dostaje. Nie oczekuje zbyt wiele, ale coś w niej wskutek tego umarło. Kompromis i zamiatanie problemów pod dywan za dużo ją kosztowało. Tylko że ten rys bohaterki ginie w natłoku różnych psychologicznych teorii. Próba sięgnięcia głębiej i przedstawienia wypartych problemów Jodi jest też kompletnie nieudana, bo ledwie wspomniana i trudno tu zobaczyć jakiekolwiek zależności z postępowaniem bohaterki. To natrętne psychologizowanie (łącznie z całymi fragmentami jak wyjętymi z podręcznika psychologii) niczego nie uwiarygadnia, a sprawia jedynie, że powieść na charakter zimnej, klinicznej, momentami wręcz jakiegoś raportu spisanego okiem chłodnego, zdystansowanego obserwatora. Kolejna rzecz sprawiająca, że powieść jest ciężka i nudna to coś, czego nie lubię najbardziej - jest tu mnóstwo niepotrzebnych szczegółów dotyczących banalnych spraw. Wreszcie wyjątkowo niekorzystne wrażenie zrobił na mnie czas teraźniejszy trzeciej osoby, w jakim napisana jest powieść. To jest styl, którego wielu czytelników nie lubi, a tu wyjątkowo drażni, bo pogłębia jeszcze to wrażenie, że z powieści wieje chłodem.  

A: Najbardziej rozczarowuje zakończenie, czytelnik czeka na element zaskoczenia, który niestety nie następuje, a ostatnie strony to głównie opis poczucia winy, ocierający się o grafomanię. Autorka trochę na siłę próbowała zbudować fabułę tak, aby przekonać różnych czytelników do książki, co odniosło odwrotny skutek, bo ani wielbiciel kryminałów ani wielbiciel książek psychologicznych nie będą lekturą usatysfakcjonowani. 

G: W wielu opiniach znalazłam zdanie: "polecam książkę miłośnikom psychologii". Ja jestem miłośniczką psychologii, ale to nie znaczy że miłośniczką nudy i przewidywalności. To nie są pojęcia równoznaczne, a psychologia potrafi być fascynująca. Niestety nie w wydaniu A.S.Y. Harrison, która w pisaniu swej powieści skorzystała chyba z porad pani Sanchez. Owszem, udawanie, że problemy nie istnieją i trwanie w bierności to nie jest dobry sposób na życie, ale W cieniu jest beletrystyką, od której czytelnik oczekuje przede wszystkim akcji, a nie psychologicznych tyrad i porad jak żyć. Dlatego ja nie polecam - ani miłośnikom psychologii, ani thillerów, ani nikomu. W cieniu nazwałabym spektakularną klapą w dziedzinie thillerów.

Gatunek: thriller, a raczej powieść psychologiczna
Główny bohater: Jodi
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 352
Moja ocena:  2/6

A.S.A. Harrison, W cieniu, Wyd. Znak, 2015

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później