Nie znam się specjalnie na architekturze. Ale mam poczucie estetyki, to znaczy potrafię odróżnić ładne od brzydkiego. Doceniam klasycystyczne kamienice, czy renesansową zabudowę rynku, a nawet perełki modernizmu i współczesności: oryginalne drapacze chmur, piękne stadiony, czy nowoczesne budynki użyteczności publicznej. Lecz socrealizmowi mówię stanowcze NIE. Nie potrafię dostrzec niczego ładnego w tamtym stylu i tamtych czasach, które przecież obdarowały nas całymi hektarami szarych blokowisk. Beton, stal i szkło to nie moja bajka. Relikty socjalistycznej architektury w wielu polskich miastach straszą do dziś. Reportaże, czy też raczej felietony Filipa Springera, Źle urodzone, odczarowują trochę te PRL-owskie twory, wyszukują te najbardziej spektakularne, czy nowatorskie (jak na tamte czasy), przedstawiają ich twórców. W przeciwieństwie do Wanny z kolumnadą, gdzie mieliśmy atak brzydoty: Polskę blokowisk, zarażoną pastelozą, zaśmieconą chaotycznymi reklamami i architektonicznymi potworkami, Źle urodzone można czytać bez syndromu podnoszącego się ciśnienia. Zalęga się w czytelniku myśl, że może faktycznie obiekty, które uważamy za potworki w miejskim krajobrazie, są "źle urodzone" i źle wykonane: powstałe w czasach, gdy nie należało się wychylać, w których królowała bylejakość, w których nie było odpowiednich do wizji architektów materiałów i technologii. Może zamysł był dobry, a wykonanie "jak zawsze". Może kiedyś były faktycznie ładne, ale nie przetrwały próby czasu. Gdy beton pokrył się kurzem, a stal przerdzewiała, gdy górę wzięło zaniedbanie, bo przecież "to co wspólne jest niczyje", obiekty te zupełnie straciły urok, który może kiedyś posiadały. Z niektórych, gdyby je wyremontować, albo wyczyścić, zamiast od razu burzyć, może dałoby się jeszcze coś "wyciągnąć". Tej niedbałości sami jesteśmy winni, więc nie obarczajmy odpowiedzialnością projektantów.

Winda to urządzenie zatrzymujące się między piętrami 

Pozwólcie, że zatrzymam się na swoim podwórku: najbardziej interesowały mnie w tej książce rozdziały o Katowicach. A jest o czym pisać: dworzec, Spodek, Superjednostka, Aleja Korfantego (kiedyś Armii Czerwonej), nazywana "polskimi Champs Elysee", Zenit i Skarbek, Koszutka, osiedle Tysiąclecia to sztandarowe przykłady socmodernizmu. Pamiętam tę awanturę, jaka rozpętała się w obronie starego dworca (to znaczy nie tego zabytkowego, XIX-wiecznego, który w Katowicach też stoi i dalej niszczeje, ale tego z PRL-u), bliźniaka dworca warszawskiego. Było dokładnie tak, jak pisze Springer: 
Poszło o brud. Bo na tym dworcu rzeczywiście zawsze było brudno, pewnie brudniej, niż na wielu innych polskich dworcach. Nie ulega też wątpliwości, że było to jedno z najbardziej znienawidzonych przez podróżnych miejsc w Polsce. 
Nie tylko podróżnych, ale przede wszystkim przez mieszkańców Katowic: dworzec jest wizytówką miasta, tymczasem nasz straszył od lat. I tak, ja też go nienawidziłam i nikt by mnie nie przekonał, że ten koszmar to "arcydzieło stylu brutalistycznego", które powinno być wpisane na listę zabytków (i dalej straszyć). Czy ci, którzy tak się zachwycali katowickimi kielichami, byli równie nimi zachwyceni, musząc przebywać na śmierdzącym dworcu i czemu nie zainteresowali się nim wcześniej, gdy zarastał brudem? Dziś tego dworca już nie ma, katowiczanie odetchnęli z ulgą. Nowy jest jasny i czysty (póki co), a inwestor odtworzył de facto styl starego. A gdybyście zobaczyli toalety! Jednak Filip Springer pisze o burzeniu "Brutala" tak, że prawie zrobiło mi się go żal. Kielichy jak ścięte kwiaty. Za wyburzanie "reprezentacyjnych" blaszanych baraków zabrano się też przy Alei Korfantego, budynek DOKP koło Spodka również wkrótce zniknie z powierzchni ziemi. Odnowiono straszący przy rynku Dom Prasy, nowy rynek już jest gotowy. Zgodnie z nowymi polskimi trendami wyłożono go w całości betonem... będzie druga Patelnia, bo pierwsza jest w Sosnowcu. Stoi za to nadal Superjednostka - wybaczcie, ale nie umiem zrozumieć, jak można było coś takiego wybudować i uznawać to za piękne. Mieszkając tam, czułabym się jak w klatce. Tym bardziej, że wszystkie udogodnienia zaprojektowane przez jej twórcę, szlag trafił. Aktualizuję informację podaną w książce: dziś, po wyburzeniu stojących przed nią klocków, widać Superjednostkę w całej okazałości.

Katowicki dworzec dzisiaj

Rynek w Katowicach po przebudowie



Nowe centrum konferencyjne za Spodkiem - to zielone to nie photoshop, to trawka na dachu

Tysiąclecie to unikat na skalę europejską. Trzeba je chronić

Zdziwiło mnie, że nie poświęcono w książce osobnego miejsca Spodkowi, który jest również przykładem dobrej architektury. Spodek jest ok.  No i osiedle Tysiąclecia, którego akurat  będę bronić, bo zgadzam się, że jest ono dobrze zaprojektowane: uwzględniono strefy zieleni i budynki użyteczności publicznej (w przeciwieństwie do wielu dzisiejszych osiedli). Same bloki też są o wiele ładniejsze od typowych blokowisk, poza tym osiedle jest zadbane, bloki regularnie malowane i to bez żadnej pastelozy. Tyle tylko, że w pogoni za pieniądzem, zamysł architektów jest dziś dewastowany: na starannie rozplanowanej przestrzeni dobudowywane są kolejne bloki, oczywiście w zupełnie nie pasującym do całości stylu, zagęszczające już i tak gęstą zabudowę. W tym przypadku można powiedzieć, że to dziś, równie beztrosko jak w PRL-u, psujemy to, co kiedyś dobrze wymyślono.

Czy musimy kurczowo naśladować dawne formy urbanistyczne i architektoniczne dla nowej socjalistycznej treści? Pamiętaj czytelniku, że odbudowany Stary Rynek będzie najlepszym świadectwem Twojej epoki, którą stać na coś więcej niż tylko kurczowe odtwarzanie i naśladownictwo.

Wszyscy chcemy ładnie mieszkać i żyć w ładnym otoczeniu, więc dobra architektura powinna z tym otoczeniem współgrać. Szanować przeszłość i naturę. Nie można stawiać byle czego gdzie popadnie, jak postawiono Arsenał i Sukiennice na starym rynku w Poznaniu, albo słynne Piramidy w Ustroniu, że nie wspomnę o betonowym bloku pełniącym rolę schroniska pod Baranią Górą. Budynek powinien też odpowiadać na potrzeby jego użytkowników i tu także architekci doby socjalizmu mają sporo za uszami. Ich projekty były zupełnie oderwane od tego, czego chcieli zwykli ludzie, często też ich wizje były zbyt futurystyczne i obracały się w swoją własną karykaturę.  Co z tego więc, że budynek ma awangardową formę, skoro jest niedocieplony, bo ogromne szyby i przestrzenie przecież nie grzeją. Albo mieszkania małe, nieustawne, ze ślepą kuchnią i balkonem, który nadaje się tylko do tego, by umyć okna z zewnątrz. Często to, co miało być praktyczne, okazywało się przeciwieństwem praktyczności, z biegiem czasu zweryfikowane przez życie, jak np. zygzak Hansenów na Przyczółku Grochowskim. Architekci połączyli wszystkie bloki w jeden, wyposażając go w długie korytarze i galerie. Okazało się, że korytarze służyły dzieciom, jeżdżącym po nich rowerami i wrotkami, a ludziom brakowało prywatności w budynku, gdzie można było zajrzeć sąsiadowi do okna. Postawiono kraty i płoty.

Powiem panu, jaki jest ten trzeci etap mojego życia. To etap pogardy*

I tu mam trochę pretensje do Springera, bo jego felietony napisane są w tak przezroczystym i neutralnym tonie, że nie wiedziałam sama, co reporter myśli na temat tego, o czym pisze; jakie jest jego stanowisko: burzyć czy nie. Brak tu takiej jasnej, jednolitej linii, jednoznaczności; nawet jeśli cytowani są specjaliści, architekci, to są to zdania podzielone. Nie chodzi o to, że nie mam własnego zdania i że chciałabym, żeby mi autor powiedział: to jest dobre, a to nie, tylko, że - jak już napisałam - jestem laikiem w tej dziedzinie, więc moja opinia będzie opinią czysto amatorską. Mogę wypowiadać się tylko na temat walorów estetycznych, ale już nie konstrukcyjnych detali. Dlatego potrzebuję wskazówek, których w książce nie odnalazłam. Trudno było mi lawirować w tym labiryncie sprzecznych często poglądów. Puenty zostawiały mnie z pytaniami w głowie. Poza tym wielu tych budynków, o których pisze Springer, zwyczajnie nie widziałam, więc nie jestem w stanie się na ich temat wypowiedzieć w ogóle. Na zdjęciach w książce bloki i inne budynki, które rzekomo miały być perełkami, niczym nie różnią się od innych, standardowych tworów. Zdjęcia te raczej nie potwierdzają tezy, że budynki, o których mowa w książce były/są wartościowe. Nie jestem więc pewna, czy dobrze zrozumiałam zamysł Springera.   

Architektura staje się wspólną własnością wizualną tych, którzy nieuchronnie z nią obcują**

Z tym zdaniem zgadzam się w 100 procentach. Zastanawiam się, czy powinno być tak, że budynkiem, który rzekomo jest arcydziełem architektury, zachwyca się tylko garstka specjalistów (jak to było w przypadku katowickiego dworca), podczas gdy dla całej reszty jest on porażką? Czy to nie jest takie samo lekceważenie ludzi, jak w czasach komuny? Jasne, van Gogha też kiedyś nie doceniano (z tym że jego nie doceniali właśnie eksperci, dyktujący opinię), ale jeśli mi się nie podoba współczesne malarstwo, to nie muszę go oglądać, a budynek widzimy wszyscy. A czy do budynku może mieć zastosowanie powiedzenie: brzydki, ale z duszą? Dla mnie jest ono absurdalne, bliskie oksymoronowi. Stary Paryż też pewnie miał taką "duszę", ale Hausmann i tak go zburzył i dziś nikt nie ma o to do niego pretensji. W socjalizmie teorie były piękne, z ich realizacją gorzej. Ale czy to ma być uzasadnienie dla tolerowania brzydoty? Litowania się nad tym, co nie wyszło, bo ma "duszę"?  Ja na brzydotę swojej zgody nie daję i w odniesieniu do architektury nie mam zamiaru jej tolerować. Gdzie jest więc granica między gustem ogółu, a wizjami architekta? Granica być może między utopią i abstrakcją, a praktycznością i realizmem? Uważam, że taka granica powinna być nawet dla najbardziej genialnych architektów. Nie chciałabym na Tysiącleciu apartamentowca nawet zaprojektowanego przez Libeskinda, bo po prostu nie ma tam dla niego miejsca. A czy Le Corbusierowi powinno się pozwolić na zrównanie z ziemią całego centrum Paryża i postawienie tam osiedla modernistycznych bloków?? Bogu dzięki, że nie udało się zrealizować hansenowskiej wizji przemeblowania Polski w linearny ciągły system... Nowy wspaniały świat nie zawsze musi być taki wspaniały, jak go malują.

Jestem wykolejeńcem. Nie udało mi się niczego w życiu dokonać.*** 

Nie wszystko, co stworzono za komuny było takie złe i nie wszystko zasługuje na potępienie, jakie jest dziś okazywane tamtej epoce wręcz automatycznie. Mieliśmy i kiedyś wybitnych architektów, z których niektórym udało się forsować swoje wizje, inni ugięli się pod presją socjalistycznych normatywów. Sęk w tym, że wyjątki zawsze się znajdą, a wyjątek przecież potwierdza regułę... Wydaje mi się, że mimo wszystko tych budynków, które były koszmarnie brzydkie, szpecące otoczenie i niepraktyczne było chyba znacznie więcej, niż tych ciekawych i ładnych. Jednak to nie znaczy, że to, co buduje się dziś, jest ok. Nie ma tu prostego, czarno-białego podziału. Niechlubne tradycje lekceważenia dobrych wzorów i estetyki są u nas kontynuowane. Tandeta i kicz trwają, zmienił się tylko styl.  Bo nie zmieniła się mentalność ludzi. Nie zmieniło się to, że nie okazujemy szacunku ani człowiekowi, ani przyrodzie, ani zabytkom kultury. Kiedyś rządziła ideologia, dziś rządzi pieniądz. A żeby docenić dobrą sztukę i architekturę trzeba edukować i jeszcze raz edukować, czego się nadal w III Rzeczypospolitej nie robi. 
 
Na zakończenie uwaga techniczna: Źle urodzone są pięknie wydane, zawierają bardzo wiele zdjęć (może nawet więcej, niż tekstu), choć podobnie jak w przypadku Wanny z kolumnadą, to co widzimy na tych zdjęciach raczej nie zachwyca...

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: architektura
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 272
Moja ocena: 5/6

Filip Springer, Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL, Wyd. Karakter, 2012

*Słowa Mieczysława Króla, architekta, który oskarżany jest oszpecenie oblicza Katowic.
**Słowa Buszko i Fanty, katowickich architektów, którzy stworzyli Tysiąclecie 
***Słowa Le Corbusiera

Komentarze

  1. W pelni sie zgadzam z Twoimi konkluzjami. Jesli interesuje Cie temat to polecam: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,80530,17879793,Perelki_i_potworki__Co_nam_zostalo_z_demoludow_.html
    Co raz wiecej osób mysli w ten sposób.

    OdpowiedzUsuń
  2. Od razu przyszła mi na myśl "Wanna z kolumnadą", o której zresztą za chwilę piszesz. Jestem architektonicznym laikiem, ale te tematy jednak mnie interesują. Zapamiętam książkę. Niebawem wyjdzie nowa książka Springera.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później