Mr. Pebble i Gruda

Wpisałam ją sobie kiedyś na listę "chcę przeczytać" i wreszcie udało mi się zdobyć. Mr. Pebble i Gruda to na pewno nie jest książka, którą da się podczytywać w tramwaju. 904 strony. Wydaje mi się, że w pewnej mierze autobiograficzne, bo autor jest z tego samego rocznika i pochodzi z tych samych okolic, co główny bohater. Poeta, Jan Kamyk, po nagłej śmierci swojej żony wyjeżdża ze swoim małym synkiem do Stanów Zjednoczonych. Ucieka właściwie, bo dzieje się to w 1984 roku i władze wydają mu paszport "w jedną stronę". W USA Kamyk zadomawia się, zmienia nazwisko na John Pebble, zrywa kontakty z rodziną i znajomymi w Polsce i przez 10 lat nie myśli o dawnym kraju. Aż tu nagle jakieś nagranie, jakieś spotkanie z dawną przyjaciółką, w końcu telefon, że ojciec umiera i bohater w tempie ekspresowym ląduje na Okęciu. W kraju dopadają go wspomnienia i niezamknięte sprawy sprzed lat...

Z reguły książki i filmy, z akcją umieszczoną w czasach PRL-u mnie odpychają. To nie jest moja ulubiona epoka. W Mr. Pebble i Gruda retrospektywna akcja toczy się częściowo w latach 60-tych, 70-tych i 80-tych oraz 90-tych. Nie ma tu jednak tej typowej polskiej martyrologii, nie ma polityki (a w każdym razie bardzo mało), za to jest sporo ciepłych wspominków, bo autor cofa się myślami do czasów swojej młodości i dzieciństwa. A kiedy było się beztroskim dzieciakiem, nie dostrzegało się siermiężności i opresyjnego ustroju. Mr. Pebble i Gruda to w zasadzie saga rodzinna, sięgająca nawet jeszcze dalej niż w czasy PRL-u, bo do lat wojennych i przedwojennych. Ziomecki wspaniale maluje krajobrazy swojego dzieciństwa, zwłaszcza na wsi, nad Drwęcą; takie krajobrazy, które pewnie już zniknęły. Z nostalgią pisze o wakacjach na wsi (takich, o jakich zawsze marzyłam, ale nigdy nie dane mi było ich przeżyć, bo nie miałam rodziny na wsi), o wędkowaniu, sianokosach, ale także o młodzieńczych wybrykach na studiach. Niektóre sceny są wprost fantastyczne, jak na przykład ta z próbą pochwycenia olbrzymiego suma, który zainstalował się w rzece nieopodal Kurkowa, lub ta z niszczycielskim śmigłem, oderwanym od wiatraka. Opowieści te, o dziadkach, o rodzicach, o własnych przeżyciach, przeplatane aktualnymi wydarzeniami z pobytu Jana w Polsce, układają się w kolorowy album; raz jest tragicznie, innym razem zabawnie. Galeria bohaterów jest obszerna, każda postać jest na swój sposób oryginalna i charakterna, a relacje pomiędzy członkami rodziny Kamyków, a także bliższymi i dalszymi przyjaciółmi bohatera, są, delikatnie mówiąc skomplikowane. 

Autor bezbłędnie punktuje absurdy polskiej rzeczywistości, zarówno tej PRL-owskiej, jak i tej, z lat 90-tych, epoki raczkującego, dzikiego kapitalizmu, jednocześnie wskazując na kontrast między polską, a amerykańską kulturą. 
Centrum miasta jest zabłocone, zadymione i niemożliwie zatłoczone, ale ulice kipią od komercyjnej aktywności. Ludzie handlują z dziwnych blaszanych budek (…). Układają towar na stolikach kempingowych, łóżkach polowych lub na folii wprost na chodniku. Marszałkowska, Świętokrzyska i Aleje Jerozolimskie wyglądają jak jeden wielki bazar. (…) W porównaniu z handlem kwitnącym na ulicach sklepy sprawiają wrażenie pustych. Z ciekawości zaglądam do salonu z zachodnimi butami; ceny, w przeliczeniu, są trzy razy wyższe niż w Nowym Jorku”
Ameryka ukazana jest z dużą dozą sympatii, lecz te fragmenty, które rozgrywają się w Stanach
Zjednoczonych są nasycone jakąś goryczą, ledwo wyczuwalną, ale jednak. Niby jest to kraj wymarzony, mlekiem i miodem płynący, a bohater zarzeka się, że za Polską nie tęskni i się do niej nie wybiera, ale potem, kiedy nadarza się okazja, błyskawicznie i bez zbędnego namysłu z niej korzysta, by jednak do utraconej ojczyzny pojechać. I jest rozdarty, bo wspomnienia, bo rodzina, bo grób żony, ale z drugiej strony, w Ameryce już zbudował całe swoje życie na nowo.

Mr. Pebbe i Gruda to również opowieść o ojcostwie. Ojciec Jana, dosyć ekscentryczny matematyk, nie był wymarzonym rodzicem. Takie były czasy: to było pokolenie, które wygrało wojnę, ale poległo na froncie rodzicielstwa. Jan za to stara się to zrekompensować swojemu synowi, tym bardziej, iż wychowuje go samotnie, i tym bardziej, że dziecko jest lekko upośledzone umysłowo. Relacja Jana z Antosiem jest cudowna, pełna niezmierzonej cierpliwości, miłości i troski. Każdemu życzę takiego taty... 

Powieść Mariusza Ziomeckiego się nie czyta, ją się połyka. W miarę czytania Mr. Pebble i Gruda coraz bardziej przypominał mi Świat według Garpa. Sposobem narracji, niesamowitymi dosyć zdarzeniami, klimatem, farsą przeplataną dramatem. Te ciągłe zmagania między twardą rzeczywistością, a idealizmem, romantyzmem, tkwiącym w głównym bohaterze. Gdyby Mr. Pebble i Gruda był wydany w Stanach, byłby bestsellerem. Czytajcie to! Jedyne co mi się nie podobało, to dosyć sztuczne, pretensjonalne dialogi, zwłaszcza pomiędzy Kamykiem, a jego polskimi przyjaciółmi. Nie wtrąca się w rozmowie, w co drugim zdaniu, imienia rozmówcy w wołaczu - tak się nie rozmawia. Ziomeckiemu zdecydowanie lepiej wychodzi opisówka, niż dialogi. Za to teksty miejscowych, zamieszkujących mazowieckie wioski - genialne! Zauważyłam też "pomyłki w zeznaniach" - autor o tym samym wydarzeniu inaczej pisze w różnych miejscach książki. Może to umknąć, bo powieść jest gruba. Redaktor nie wyłapał. Przeczytajcie i przekonajcie się sami.

Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: Jan Kamyk vel John Pebble
Miejsce akcji: Polska/Stany Zjednoczone
Czas akcji: XX wiek 
Cytat:
Moja ocena:  5,5/6

Mariusz Ziomecki, Mr. Pebble i Gruda, Wyd. Czarna Owca, 2011

Książka przeczytana w ramach wyzwania  Grunt to okładka i Czytam opasłe tomiska (904 str.)

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później