Wodnikowe wzgórze - Przeczytaj to jeszcze raz (4)
Kochaj
zwierzęta. Bóg obdarzył je zaczątkami myśli i niezmąconą
radością. Nie psuj jej, nie dręcz ich, nie pozbawiaj szczęścia,
nie czyń nic wbrew zamiarom Boga – Fiodor Dostojewski, Bracia
Karamazow
Do majowego odcinka
mojego cyklu wybrałam lekturę w sam raz na wiosenne popołudnie.
Wodnikowe wzgórze (oryg. Watership down) to książka, która często
jest umieszczana na różnych listach „książek, które koniecznie
trzeba przeczytać”, np. setce BBC. Jest ona nawet określana jako
„jedna z największych powieści XX wieku”. Mimo tego wydaje mi
się, że jest ona stosunkowo mało popularna – przynajmniej u nas. Powieść ta, autorstwa Brytyjczyka, Richarda Adamsa,
wydana została po raz pierwszy w latach 70-tych. Najkrócej można
opisać ją jako powieść przygodową: jesteśmy gdzieś w środkowej
Anglii, główni bohaterowie wędrują przez kraj, szukając miejsca,
gdzie mogliby się osiedlić, po drodze oczywiście przezwyciężając
różne przeszkody. Dowcip polega na tym, że ta wesoła gromadka,
której towarzyszymy w jej peregrynacjach to... stadko dzikich
królików. Przeczuwając niebezpieczeństwo, grożące ich rodzimej
królikarni, kilka królików postanawia ją opuścić i założyć
gdzieś swoją własną. Nie jest to dla nich coś normalnego: opuszczenie wygodnej norki i wędrówka
przez otwarte tereny jest bardzo ryzykowna – czy widzieliście
kiedyś „podróżującą sobie” gromadę królików? Właśnie.
Jak Irlandczyk nie
potrafi odmówić udziału w bójce, tak królik nie potrafi odmówić
opowieści
Jak bajka o
królikach może być jedną z największych powieści XX wieku?
Myślę, że dla niektórych osób, owe umieszczenie akcji wśród
zwierząt, które w dodatku nie są kojarzone, ani jako specjalnie
mądre, ani odważne, ani silne, może być mało atrakcyjne. Adams
jednak fantastycznie rozegrał swoją powieść: już od pierwszych
stron akcja jest wartka, wpadamy do opowieści, jak Alicja do...
króliczej nory. Jej bohaterowie są z jednej strony zupełnie
atropomorfinizowani, z drugiej zaś – nie przestają być
królikami. Zatem zwierzęta te myślą, czują, rozmawiają ze sobą
– zupełnie jak ludzie. Potrafią się organizować, planować i
współpracować. Mają nawet swoje legendy i wierzenia. Podobnie jak
wśród ludzi, w stadzie jest wyraźny podział zadań, stosownie do
cech, jakimi są obdarzone poszczególne osobniki: jest przywódca,
mędrzec, są wojownicy oraz szeregowi członkowie, jest nawet
wesołek. Każdy królik ma bardzo wyrazistą osobowość, a cała
gromadka zwierzaków praktycznie natychmiastowo zdobywa sympatię
czytelnika. Pojawia się też czarny charakter. Zarazem
bohaterowie posiadają wszystkie cechy i zwyczaje charakterystyczne
dla swojego gatunku. Mieszkają w norach, obawiają się drapieżników
i ludzi, uwielbiają marchewkę, etc. Autor co jakiś czas wtrąca
fragment przypominający czytelnikowi o zwyczajach królików. Pisarz
stworzył autonomiczną mini-społeczność, w której fantazja
miesza się z elementami rzeczywistego świata, na takiej samej
zasadzie, jak to dzieje się w każdej książce typu fantasy.
Wiatr przycichł
i dolinka spoczywała w ciszy oświetlona długimi promieniami
zachodzącego słońca i zamknięta linią lasów. Nad tą
przejrzystą ciszą, jak piórko mącące spokój stawu, rozległo
się wołanie kukułki.
Bardzo ważnym
elementem książki są przepiękne opisy przyrody: łąk, pól i
lasów, przez które wędrują króliki. Opisy te jednak nie są
nużące, a raczej działają ożywczo jak powiew wiatru w upalny
dzień. Dzięki nim odczuwa się niesamowitą nostalgię za naturą i
atawistyczną chęć ucieczki na jej łono: odetchnięcia świeżym
powietrzem, zanurzenia stóp w trawie, posłuchania padającego
deszczu. Proponowałabym tu sięgnąć po przewodnik po roślinach,
tudzież zielnik, bo w książce nie raz znajdziemy nazwy nic nie
mówiące przeciętnemu mieszczuchowi: tawuła, przetacznik, dymnica,
kurzyślad. Wodnikowe wzgórze jest również niestety takim
memento dla przyrody, sukcesywnie niszczonej przez człowieka: W
naszych czasach natężenie hałasu wśród pól i lasów jest w
dzień duże – za duże dla niektórych zwierząt, które go nie
znoszą. Niewiele miejsc znajduje się poza zasięgiem ludzkich
hałasów – samochodów, motocykli, autobusów, traktorów,
ciężarówek. (…) Podczas ostatnich pięćdziesięciu lat
zniszczono ciszę większości okolic.
Ach leć, ach leć, wielki ptaku
biały
Wróć gdy promienie słońca będą
dogasały
Wodnikowe
wzgórze jest kategoryzowane często jako powieść dla dzieci i
młodzieży, z czym ja osobiście się nie zgadzam. Sam fakt, że
bohaterami książki są zwierzęta nie oznacza, że jest ona
literaturą dziecięcą – musielibyśmy przyjąć tu założenie,
że zwierzętami interesują się jedynie nasi milusińscy. Ja w
każdym razie przeczytałam ją po raz pierwszy będąc już osobą
dorosłą i wcale nie miałam wrażenia, że czytam książkę dla
dzieci. Fakt, że powieść ta powstała na bazie historyjek
opowiadanych przez Adamsa jego córkom, podobnie zresztą jak Hobbit.
I podobnie jak ten ostatni, może być ona z powodzeniem czytana
przez wszystkich. Wodnikowe wzgórze wzbudza niemało emocji i
wzruszeń, ale nie ma w sobie nic z infantylności, ani naiwności;
bardziej przypomina Folwark zwierzęcy, niż pogodne dziecięce
kreskówki. Króliki wszak walczą o przetrwanie, a by im się to
udało, muszą wykazywać się niemałym sprytem, bo to w zasadzie
jest ich jedyna broń. To, co nazywamy w uproszczeniu przygodą
właściwie jest dramatem. Podobnie jak w Folwarku zwierzęcym,
pojawia się tu motyw totalitarnej, opresyjnej organizacji. Również
język powieści jest zbyt trudny, aby mogła być ona zrozumiana
przez dzieci, a młodzież mogą znudzić opisy przyrody. Rzecz jasna
Wodnikowe wzgórze nie jest tak monumentalne, ale gdzieś tam
(zwłaszcza w zakończeniu) jego klimat przywodzi na myśl Władcę
Pierścieni. Oczywiście jak wszystkie baśnie, także i ta jest
alegorią stosunków międzyludzkich: rywalizacji i współpracy,
przyjaźni, konfliktu między interesem wspólnoty a jednostki, lecz
– jak to zazwyczaj bywa – krytycy doszukują się w niej więcej
znaczeń, niż było to intencją autora. Na podstawowym poziomie
jest to po prostu bardzo przyjemna powieść przygodowa, wyrastająca
z anglosaskiej tradycji.
Mam nadzieję, że
nie muszę Was dłużej zachęcać i że sięgnięcie po Wodnikowe
wzgórze, jeśli jeszcze go nie znacie.
Richard Adams, Wodnikowe wzgórze, Wyd. Rebis, 1994 (404 str.)
Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska
Richard Adams, Wodnikowe wzgórze, Wyd. Rebis, 1994 (404 str.)
Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska
Mnie nie trzeba zachęcać, bo już znam - czas na odświeżanie jeszcze nie nadszedł, bo za dobrze pamiętam. A ten "Władca pierścieni" mnie również przyszedł na myśl :)
OdpowiedzUsuńNie znam i zaczyna mi być wstyd z tego powodu... Pora nadrobić zaległości :)
OdpowiedzUsuń